Troje to już kompania – Wywiad z Carlem Tibbettsem, reżyserem „Retreat”

Zapraszamy do lektury wywiadu z Carlem Tibbettsem, reżyserem interesująco się zapowiadającego apokaliptycznego (?) dramatu, w którym udział bierze tylko trzech aktorów. Nie byle jakich zresztą: Cillian Murphy, Thandie Newton i Jamie Bell – te nazwiska mówią same za siebie. Przynajmniej jeśli chodzi o kreacje aktorskie powinniśmy być spokojni. Co do innych aspektów filmu to trudno na razie się wypowiadać – Carl okazał się średnio wylewną personą, ale coś tam udało się od niego wyciągnąć.

W ostatecznej próbie ratowania małżeństwa Kate i Martin Dagenoch (Thandie Newton i Cillian Murphy) udają się na piękną, niezamieszkałą przez ludzi wyspę Dinnish. Miejsce, gdzie kiedyś spędzili romantyczne wakacje. Miejsce pełne wspomnień lepszych czasów, które dawno minęły.

Jest jesień. Lodowaty wicher owiewa jałowe, skaliste wrzosowiska. Generator prądu i radiostacja zaczynają nawalać. Atmosfera już jest wystarczająco napięta, a gdy kontakt ze stałym lądem zostaje odcięty i para w niewytłumaczalny sposób traci jakiekolwiek połączenie ze światem, napięcie sięga zenitu.

Po potężnej burzy, pewien człowiek zostaje wyrzucony przez morze na brzeg. Mężczyzna przynosi ze sobą przerażające wieści o katakliźmie, który ogarnął resztę świata. Kim jednak jest ten rozchwiany, choć charyzmatyczny Amerykanin ubrany w mundur i dzierżący broń? Czy faktycznie mówi prawdę? Powoli i nieświadomie para zostaje wciągnięta w grę na trzy strony.

Kate i Martin starają się przechytrzyć intruza i odkryć „prawdę”. Ale czy naprawdę chcą ją usłyszeć? Wierność zostaje wystawiona na próbę, wszystkim udziela się paranoja. Brutalna eskalacja konfliktu wydaje się nieunikniona. [opis za quietearth.us]

„Retreat” to Twój absolutny debiut w roli reżysera i scenarzysty. Chciałbym zapytać czym zajmowałeś się zanim rozpoczęła się ta filmowa przygoda?

Pracowałem przy postprodukcjach, głównie zajmując się montażem. Wcześniej zrobiłem magistra na akademii sztuk pięknych, gdzie zresztą uczyłem się montażu na swoich własnych pracach. Potem przeprowadziłem się do Londynu i zająłem się montażem na dobre.

Mógłbyś opowiedzieć o początkach całej koncepcji „Retreat”? Jakie były Twoje inspiracje?

Nie kończyłem żadnej szkoły filmowej, więc nie miałem żadnego krótkiego metrażu, którego mógłbym użyć jako karty przetargowej przy ewentualnych negocjacjach. Próbowałem coś takiego stworzyć w Londynie, ale to długotrwały proces, który i tak nie daje gwarancji, że dostaniesz jakieś fundusze. Wymyśliłem sobie zatem, że napiszę wymagający małego budżetu długi metraż, i tak powstał scenariusz „Retreat”, na którym swoje piętno odcisnęli Polański, Nicolas Roeg, Haneke i Peckinpah.

Szukając informacji o „Retreat” w sieci znalazłem tu i tam opinie ludzi mówiące: „Oo, ten film może być kolejnym „28 Dni/Tygodni Później”…”. Czy takie opinie i oczekiwania fanów są w ogóle uzasadnione?

Hmmm….

Zawsze lubię zadawać to pytanie młodym, debiutującym reżyserom: Jak udało Ci się przekonać takie gwiazdy jak Cillian Murphy, Thandie Newton czy Jamie Bell do udziału w Twoim filmie? Bo jak mniemam nie chodziło tu o pieniądze…

Nie, absolutnie nie była to kwestia pieniędzy. Po prostu scenariusz spodobał im się na tyle, że zdecydowali się wyjąć 4 tygodnie z życiorysu i zrobić ze mną „Retreat”.

Czy scenariusz pisałeś z myślą o konkretnych aktorach? Coś w stylu: „O tak, Cillian Murphy byłby świetnym Martinem Badenochem, będę tworzyć tę postać specjalnie pod niego”, czy raczej najpierw był skrypt, a później szukanie obsady?

Nie, nie myślałem o żadnych konkretnych aktorach pisząc scenariusz. Nie miałem takiego luksusu zaczynając tworzyć ten tekst 4 lata temu. Wiedziałem tylko, że nie chcę obsadzać aktorów, którzy do tych ról mogliby się wydawać oczywistym wyborem – mam tu na myśli zwłaszcza Jacka [jak rozumiem chodzi o postać graną przez Jamiego Bella – przyp. Stark].



Ciekawy jestem jak wyglądała współpraca między tak znanymi osobistościami a Tobą – było nie było, debiutantem. Nie próbowali na przykład wykorzystać swojej pozycji w branży i przeforsować jakieś własne pomysły? „Poreżyserować” na własną rękę?

Wszyscy dali z siebie 100 %, choć przecież przy tak małym filmie jak „Retreat” wcale nie musieli. Ale czułem, że ze wszystkich sił zależy im zarówno na ich postaciach, jak i na filmie jako całości. Są niezwykle utalentowani, a obserwowanie ich pracy było dla mnie zaszczytem, którym mogłem się cieszyć każdego dnia.

Wygląda na to (przynajmniej po lekturze streszczenia), że Jamie Bell wciela się w rolę twardziela, i to takiego raczej „badassowatego”. Osobiście nie potrafię go sobie wyobrazić w takiej roli – jakoś nie wydaje mi się zbyt przekonujący, kiedy ma w ręku broń. „Defiance”, „Deathwatch”, „My Dear Wendy”… podobały mi się te filmy (oprócz „Defiance”), ale choć szanuję Jamiego jako aktora, nie uważam, żeby był najjaśniejszym punktem tamtych produkcji. Czemu zatem wybrałeś właśnie jego?

Poczekaj a zobaczysz…

Jakie w Twojej opinii jest źródło wciąż rosnącej popularności filmów apokaliptycznych czy postapokaliptycznych w XXI wieku?

Można długo by mówić na ten temat. Ale wydaje mi się, że chodzi tu o totalnie racjonalny strach i świadomość bycia częścią tego zimnego, obojętnego wszechświata, który kiedyś zakończy naszą po nim przejażdżkę, i kompletnie go nie obchodzi kiedy to się stanie.

I ostatnie pytanie: Zobczymy w „Retreat” Cilliana Murphy w damskich ciuszkach? To pomału staje się jego znakiem firmowym.

Poczekaj a zobaczysz…

Uch. Dzięki za rozmowę.

Dodaj komentarz