„Love” – kolejny fantastyczny, czarny koń?

Ledwie pojawiły się pierwsze zwiastuny „Love”, a film już został okrzyczany następcą „Moon”. Jednak ten hurraoptymizm jest moim zdaniem trochę przesadzony. Porównanie do filmu Duncana Jonesa narzuca się samo: oto kolejna, niezależna i reżyserowana przez debiutanta (William Eubank) produkcja s-f, której główny bohater skazany jest na samotność w kosmosie.

O ile „Moon” był hołdem dla starego kina, utrzymanym w konsekwentnej, minimalistycznej stylistyce i okraszonym wspaniałą muzyką Clinta Mansella, to tutaj sytuacja wygląda odrobinę inaczej. „Love” zapowiada się na film rozpasany wizualnie (plastycznie przypomina odrobinę „Źródło”), zaś za muzykę (i produkcję) odpowiada rockowa grupa Angels And Airwaves (wydany rok temu album „Love” można pobrać z oficjalnej strony za darmo).

Po utracie kontaktu z Ziemią, astronauta Lee Miller (Gunner Wright) zostaje uwięziony na orbicie, na pokładzie stacji kosmicznej. Podczas gdy mija czas, a systemy podtrzymywania życia słabną, Lee stara się utrzymać jasność umysłu i przede wszystkim pozostać przy życiu. Cały jego świat to klaustrofobiczna i samotna egzystencja… do czasu aż dokonuje niesamowitego odkrycia.

Zwiastun 1

httpvh://www.youtube.com/watch?v=YiYmAixzpMg

Zwiastun 2

httpvh://www.youtube.com/watch?v=znTtUwZRMPU

Jak na film o samotności, zwiastuny pokazują dużo… wszystkiego. Obawiam się, że całkiem interesujący pomysł na film może zostać pogrzebany pod stertą ckliwości i pretensjonalnej pseudo-filozofii.

[za Firstshowing]

Dodaj komentarz