„L’Apollonide” czyli oda do burdelu

Twórca „L’Apollonide” (po anglosasku przetłumaczonego na „House of Pleasaures”) bierze pod lupę jeden z paryskich przybytków uciech na przełomie wieków. Oprócz właścicielki luksusowego burdelu dla zamożnych dżentelmenów, reżyser „podgląda” także jej pracownice. Wśród nich znaleźć można Madeline, która przez swoje okropne okaleczenia zwana jest „Kobietą która się śmieje”, „weterankę ” Clotildę, marzącą o byciu szanowaną obywatelką i Pauline – naiwną debiutantkę, która dość szybko dostrzega brzydką rzeczywistość obranego zawodu.

O atrakcyjności tego filmowego przedsięwzięcia stanowią zarówno wybór miejsca, jak i epoki, w której rozgrywa się opowiadana historia. Jednak po zerknięciu na plakat i zwiastun, film od razu skojarzył mi się się z „Sleeping Beauty” Julii Leigh. I nie chodzi tu  jedynie o zbliżoną i nieco kontrowersyjną tematykę, ani o to, iż formalnie oba filmy są do siebie bardzo podobne. Ani też, iż oba reklamuje się jako artystyczne wydarzenia. „Sleeping Beauty” oprócz atrakcyjnej formy, okazał się obrazem dość pretensjonalnym, jedynie udającym kino artystyczne (o braku jakiejkolwiek interesującej treści nie wspominając) tak więc przeczuwam, że z „L’Apollonide” może być podobnie.

httpv://www.youtube.com/watch?v=9HTgBDbo30Q

 

Dodaj komentarz