„Womb” – recenzja

Rok temu ukazał się na naszych łamach wywiad z Benedekiem Fliegaufem, reżyserem filmu „Womb” z Evą Green i Mattem Smithem. Zarówno rozmowa z reżyserem jak i trailer, zapowiadały niezwykle oryginalne dzieło, sam film przyniósł jednak olbrzymie rozczarowanie.

reżyseria: Benedek Fliegauf

scenariusz: Benedek Fliegauf, Elisabeth Szasz

zdjęcia: Peter Szatmari

obsada: Eva Green, Matt Smith, Leslie Manville, Peter Wight

produkcja: Niemcy, 2010

 

Wydawać się może, że w kwestii gatunków filmowych nie da się już stworzyć nic oryginalnego. Jednak jakiś czas temu mieliśmy dowód na to, że jest inaczej. Mówię o gatunku monster movies, który wspaniale spisuje się w służbie kina politycznego, na co dowodem może być „Dystrykt 9” czy „Monsters”. Obecnie, podobne zmiany przechodzi science fiction, które zaczyna używać treści charakterystycznych dla swego gatunku, jako punktu wyjścia do niemal filozoficznych rozważań nad teraźniejszością. Nie da się ukryć, że dzięki tej zmianie, filmy nakręcone w nowej konwencji zyskały nie tylko nową jakość, ale również ujmujący, poetycki wymiar, co można było zaobserwować w „Another Earth” czy nieco melodramatycznym „Never Let Me Go”. „Womb” to film, który również został nakręcony w tym duchu, jednak efekt końcowy stanowi materiał trudny do oceny i wątpliwy pod względem artystycznym.

Rebeka poznała Thomasa, kiedy miała nie więcej niż kilkanaście lat. Spędzała wtedy wakacje u dziadka mieszkającego w małej osadzie nad morzem. Między dziećmi nawiązała się silna przyjaźń, która jednak została dość gwałtownie przerwana, gdy dziewczynka wyjechała wraz z matką do Tokyo. Wróciła po dwunastu latach i kiedy odnalazła Thomasa okazało się, że uczucie przyjaźni zamieniło się bardzo szybko w miłość. Los płata jednak figle i kochankowie nie będą mogli się sobą nacieszyć ponieważ Thomas ginie w wypadku. Pierwsze ujęcie filmu pokazuje Rebekę w ciąży i można przypuszczać, że jest to właśnie dziecko Thomasa… i tak i nie. Świat przedstawiony w filmie, choć wygląda na niezwykle prosty i ascetyczny, to jednak świat przyszłości, w którym klonowanie, nie jest jeszcze techniką powszechną, jednak jest sukcesywnie wprowadzane w życie. Tommy był aktywistą zwalczającym ten proceder i kiedy zginął, jechał z Rebeką na akcję bojkotowania jednej z klinik. Po jego śmierci, dziewczyna postanawia jednak sklonować ukochanego i „wyhodować” Tommy’ego Jr. we własnym łonie. Chłopiec będzie jednak dorastał w niewiedzy o swoim pochodzeniu.

Film Fliegaufa sprawił mi problem na wielu płaszczyznach. Puste krajobrazy niemieckiego wybrzeża stanowią niezwykle piękne tło tej historii i ich surowość wspaniale pasuje do przedstawienia świata przyszłości, w którym oprócz medycyny, nic się nie zmieniło. Natura pozostała dzika i niesamowita. Ludzie nadal potrafią żyć w bardzo skromnych warunkach i czerpać siłę z otaczającego ich spokoju. Niestety tego ostatniego jest tu stanowczo za wiele. Gwoli wyjaśnienia: nie mam nic przeciwko długim ujęciom i brakowi dialogu. Wielu współczesnych reżyserów opracowało taką technikę opowiadania historii do perfekcji (m.in. tajlandczyk Tsai Ming-Liang, którego uwielbiam). Jest ona jednak ryzykowna. W przypadku „Womb” zawiodło wiele rzeczy. Dialog zredukowany jest do irracjonalnego wręcz minimum, co generuje dziwaczne sceny jak choćby ta, w której matka Thomasa Seniora, przychodzi po wielu latach do domu Rebeki by… no właśnie. Możemy przypuszczać, że jest tam by poznać „wnuka”, jednak kobieta pojawia się na schodach domu, przygląda się nerwowo bohaterom i odchodzi bez słowa. Przeładowanie emocjonalne filmu związane z trudną kwestią moralną, nie współgra z minimalizmem formalnym. Żal przyznać, ale aktorstwo też nie pomaga w przezwyciężeniu tego dysonansu. Matt Smith w roli Thomasa przypomina autystyczne dziecko, natomiast Eva Green przez cały film ma przyklejony do twarzy dziwaczny uśmiech, który nie schodzi z jej twarzy nawet w trakcie ostatniej, dramatycznej konfrontacji.

Strona fabularna to oddzielna kwestia, która jest mocno związana z osobistymi przekonaniami widzów. Wiadomo, że klonowanie budzi kontrowersje i jest to, jak najbardziej, powód do tego, by stało się tematem tekstów kulturowych. Sam reżyser, we wspomnianym wywiadzie, jasno wyraził swoją pozycję. Choć artykulacja werbalna idzie mu całkiem sprawnie, problem pojawia się w przełożeniu jej na język filmowy. Rebeka podejmuje decyzję o sklonowaniu ukochanego mężczyzny kompletnie bez emocji, jakby to była szczepionka na grypę. Kiedy przedstawia pomysł rodzicom Thomasa, jego matka (wspaniała Leslie Manville) mówi zdanie, które wyraża obawy większości ludzi, w tym również moje: „Jesteśmy ateistami i wychowaliśmy Tommy’ego na ateistę, ale to jeszcze nie powód by grzebać w grobach naszych zmarłych. Nie jesteśmy zwierzętami hodowlanymi. Bierzemy to, co życie przynosi”. Mimo iż Rebeka decyduje się na zabieg, nie jest jasne dlaczego. Jeśli chciała mieć syna, który wygląda dokładnie jak jej ukochany, to jej zachowanie jako matki daje wiele do życzenia. Określenie „kompleks Edypa” ciśnie się na usta przy okazji sceny, kiedy Thomas Jr. ma  ok 10 lat i siłuje się z matką w piasku na plaży. Po wygranej dociska ją do ziemi mówiąc, że może z nią zrobić wszystko, na co ona poddaje się, niczym kochankowi podczas miłosnych igraszek. Jest też opcja druga, dużo bardziej dyskusyjna pod względem moralnym, jednak, moim zdaniem, dużo bardziej prawdopodobna. Być może Rebeka chciała wskrzesić utraconego kochanka. Stąd jej dziwne zachowanie i zazdrość wobec dziewczyny „syna”. Choć problem różnicy wieku jest oczywisty dla widzów, reżyser złagodził tą kwestię nie postarzając swojej bohaterki prawie w ogóle. Eva Green może i jest pięknością dla niektórych, jednak nie jest wieczna. A 20 lat potrafi odcisnąć piętno na urodzie kobiety. Mimo ciekawej bazy tematycznej, „Womb” grzęźnie w nielogicznym poprowadzeniu historii, braku emocji i pustce, która wypełnia nie tylko krajobraz, ale również wnętrza tych „papierowych” bohaterów, którzy zdają się nie mieć pulsu. Ciężko nawet uwierzyć w chemię i miłość między Rebeką a Thomasem, a bez tego cała reszta filmu przestaje mieć jakiekolwiek fundamenty.

Dodaj komentarz