„Wyścig z czasem” vs „Gattaca: Szok przyszłości”

Andrew Niccol o swoim nowym filmie mówi, że to 'dziecko „Gattaca”’. I chyba bliżej prawdy być nie może, bo „Wyścig z czasem” i „Gattaca” mają naprawdę wiele wspólnych genów…

Dystopia

Zarówno „Gattaca” jak i „Wyścig z czasem” rozgrywają się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Akcja obu filmów ma miejsce w świecie który przyjął nowy system społeczny, uwarunkowany przez rozwój genetyki. Wspólnym elementem jest także efekt wprowadzonych zmian: wyraźny, dwubiegunowy podział społeczeństwa na kastę uprzywilejowaną oraz wyrzutków, którym odmawia się pewnych praw. Tu jednak podobieństwa się kończą. „Gattaca” prezentowała świat osadzony w obecnej rzeczywistości, będący swego rodzaju ekstrapolacją. „Wyścig z czasem” to czystej wody alegoria, stworzona w oderwaniu od jakichkolwiek realiów i służąca jedynie zaprezentowaniu idei. Bardziej bajka, niż science-fiction.

Retrofuturyzm

Godna podziwu jest dyscyplina wizualna, jaką prezentuje Niccol w kolejnych filmach. „Gattaca”, „Wyścig z czasem” oraz jeden z segmentów „Sim0ne” łączy zbliżona stylistyka. Kolorystyka ograniczona przez filtry oraz wszechobecny minimalizm. Monumentalna architektura, składająca się w głównej mierze z betonu, szkła, chromu i polerowanego aluminium. Motoryzacja będąca połączeniem odrobinę zmodyfikowanych, ale klasycznych kształtów lat 60 i 70 z nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi. I w końcu kostiumy: proste, ale eleganckie, podporządkowane krojem otoczeniu w jakim są prezentowane.

Równie dużą uwagę Niccol przywiązuje do fisis głównych bohaterów. Jako, że obie historie dotyczą genetycznie ulepszonych ludzi, to postaci pierwszoplanowe są młode i zawsze piękne. Nawiązując do tej prawidłowości – udanym mrugnięciem w stronę widza jest w „Wyścigu z czasem” gościnny udział Rachel Roberts – która w „Sim0ne” odtwarzała postać wyidealizowanej, ale nierzeczywistej, tytułowej gwiazdy mediów.

Bohaterowie

Bohaterowie obu filmów pochodzą z nizin społecznych i chcą odmienić swój los. Obaj spotykają na swojej drodze osobę, która im to umożliwia oraz kobietę, która pomaga im w osiągnięciu celu, choć sama ma wiele do stracenia. Jest też postać policjanta – wywodzącego się z tego samego środowiska co główny bohater, ale jak na ironię strzegąca istniejącego podziału i status quo.

Zadziwiające, jak przy wykorzystaniu tego samego schematu ten sam reżyser mógł stworzyć dwie, tak odmienne jakościowo historie…

Vincent – główny bohater „Gattaca” – jasno określił sobie cel jaki chciał osiągnąć. Nie inwestował energii w próby obalenia systemu, który nie umożliwiał mu realizacji jego marzeń. Podszedł do sprawy metodycznie, rozpracowując wszelkie niuanse i wykorzystując luki w zabezpieczeniach doprowadził do spełnienia swojego marzenia. Wymagało to żelaznej dyscypliny oraz wielu poświęceń, ale od początku Vincent miał świadomość tego, co chce zyskać.

Will z kolei, nie ma pojęcia co robi. Nie wie jak działa świat, widzi tylko niesprawiedliwość (doprowadzoną tutaj do absurdu – każdy komu kończy się ta specyficzna waluta jaką jest czas, z miejsca umiera). I w tym chyba tkwi jedna z największych bolączek „Wyścigu z czasem”. To metafora ekonomii, ale metafora wypaczona i zbyt uproszczona. Socjalistyczna w swoim wydźwięku i momentami wręcz żenująco zabawna (tu wyróżnia się scena, w której główny bohater z zaskoczeniem zdaje sobie sprawę z tego jak działa inflacja). Jest to też metafora skupiona głównie na sprzedawaniu kolejnych scen akcji, w których duet a la Bonnie i Clyde ucieczki przed policją przeplata okazjonalnymi napadami na banki i zabawą w Robin Hooda.

Podsumowanie

Jeśli planujecie obejrzenie „Wyścigu z czasem”, to rozważcie inną możliwość: powtórny seans „Gattaca”. Gwarantuję, że będzie bardziej satysfakcjonujący.

Dodaj komentarz