Take Shelter – recenzja

Podobno wielkość reżysera można ocenić dopiero po trzech nakręconych filmach, jednak Jeff Nichols już swoim debiutem pokazał, że jego nazwisko jest warte zapamiętania. „Take Shelter”, czyli jego drugi film fabularny, jedynie potwierdza tą tezę.

scenariusz i reżyseria: Jeff Nichols

zdjęcia: Adam Stone

muzyka: David Wingo

obsada: Michael Shannon, Jessica Chastain, Kathy Baker, Tova Stewart, Shea Whigham, Ray McKinnon

produkcja: USA, 2011

 

Franz Kafka powiedział kiedyś, że „zrozumieć szczęście, to pojąć, iż grunt, na którym stoisz, nie może być większy od dwóch stóp, które go pokrywają”. Ulotność tego uczucia, do którego każdy z nas na swój sposób dąży, jest przerażająca i sama myśl o utracie tego „niewielkiego gruntu” może spędzać sen z powiek. Curtis – bohater „Take Shelter” Jeffa Nicholsa – nie może spać już od dłuższego czasu. Jego ukryte, lecz coraz bardziej uzewnętrzniające się lęki budują klimat tego niecodziennego thrillera, który wychodzi daleko poza ramy swojego gatunku. Jego przerażający klimat opiera się bowiem na strachu przed rzeczami, które są całkiem realne i prawdopodobne. Żyjemy w świecie, w którym zdrowa dawka paranoi jest nieodzowną częścią naszej egzystencji – kryzys finansowy, wojny, degradacja środowiska, stanowią dla współczesnego człowieka chleb powszedni. Pytanie tylko w jakim stopniu czarne wizje przyszłości wpływają na nasze zdrowie psychiczne?

Curtis zdaje się przejmować bardziej niż inni. Jego egzystencja to nie luksusy i kariera, ale ciężka, choć przyzwoita praca dająca tak bardzo potrzebne ubezpieczenie zdrowotne, kochająca rodzina, własny dom. To być może nic wielkiego, ale jego życie jest na tyle poukładane, że staje się obiektem zazdrości nawet ze strony jego przyjaciela i współpracownika Dewarta. Przyglądając się dokładniej, to wygodne życie w północnym Ohio, z dala od wielkomiejskiego zgiełku, chwieje się w posadach. Dom trzeba spłacać, a żona Curtisa – Samantha – nie pracuje, gdyż musi opiekować się głuchoniemą córką. Co najważniejsze jednak, Curtisa coraz częściej nawiedzają apokaliptyczne wizje, które z czasem przybierają zbyt realistyczną formę by jednoznacznie oddzielić sen od jawy. Jego lęk przed pogłębiającą się chorobą psychiczną jest uzasadniony, gdyż u jego matki zdiagnozowano schizofrenię, kiedy była mniej więcej w jego wieku.

Michael Shannon nie wygląda na człowieka, który łatwo wzbudza sympatię, jednak grany przez niego Curtis to człowiek bezsprzecznie poczciwy i dobry. Ciężko pracujący mężczyzna, dla którego rodzina jest największą wartością, dlatego jego lęki i dręczący go umysł są tym bardziej przerażające. Najwspanialsze w filmie Nicholsa jest jednak to, że do samego końca nie możemy być pewni, czy są one skutkiem choroby czy przepowiednią. Okolica, w której żyje bohater to teren podatny na występowanie huraganów i anomalii pogodowych, więc decyzja o zbudowaniu schronu wydaje się całkiem zrozumiała. Problemem nie jest jednak sam schron, ale determinacja bohatera by go zbudować (ryzykując utratę domu i pracy), mimo iż on sam zdaje sobie sprawę z tego, że zbliżająca się apokalipsa może być tylko wytworem jego wyobraźni.

Igraszki z naszym poczuciem rzeczywistości to główny motyw „Take Shelter”. Nichols nie oparł się wykorzystaniu wielu efektów mających wzbudzić u widzów szok (służą temu m.in. genialne zdjęcia Adama Stone’a), jednak są one usprawiedliwione i potrzebne by podkreślić to, co najbardziej przeraża nie tylko nas ale również bohaterów – paradoks choroby psychicznej. Curtis wie, że jest chory, przyznaje się do tego i nie unika wizyty u lekarza. Zdaje sobie sprawę, że tylko on jest świadkiem niesamowitych rzeczy, które dzieją się wokół, ale jednocześnie jego pragmatyzm i potrzeba ochrony rodziny nie pozwala mu odpuścić myśli, że jest szansa, iż to wszystko może się spełnić.

 „Take Shelter” to drugi (po wspaniałym debiucie „Shotgun Stories”) film w filmografii Jeffa Nicholsa i zarazem drugi, w którym główną rolę zagrał Michael Shannon. Tak jak w przypadku Steve’a McQueena i Michaela Fassbendera, ci dwaj również stanowią idealnie dobraną parę. Shannon to bezsprzecznie jeden z najlepszych współczesnych aktorów i już niejednokrotnie mogliśmy być świadkami jego aktorskiego kunsztu. Jednak mam wrażenie, że w filmach Nicholsa osiąga on nową jakość, podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej pozwalając sobie na mieszankę brawury i delikatności jakiej próżno szukać w jego pozostałych filmach. Dla mnie „Take Shelter” to film jednego aktora i obecność Jessici Chastain, wraz z całą plejadą postaci drugoplanowych, tego nie zmieni. Nie jest to bynajmniej zarzut. Od takich aktorów jak Shannon po prostu ciężko oderwać wzrok. Nichols natomiast wspaniale opanował umiejętność opowiadania pozornie prostej historii w sposób wystawiający na próbę inteligencję widza i naszą zdolność do dostrzegania wielu aspektów jednego problemu. „Shotgun Stories”, mimo swojej kameralności, pokazywał złożony problem rodziny, w której braterska miłość miesza się z wyniszczającą chęcią zemsty. „Take Shelter” też nie jest filmem jednoznacznym. Tak jak Curtis nie otrzyma jasnej diagnozy, tak my nie jesteśmy w stanie określić, co w tej historii jest prawdą, a co nie. Warto jednak podjąć próbę odpowiedzi na to pytanie.

Dodaj komentarz