12 zdolnych ludzi

Od pewnego czasu zaczęło nas nurtować pytanie: kto następny? Gdzie powinniśmy szukać kolejnych obiecujących twórców filmowych, następców Finchera, Nolana, Natalego czy Aronofskiego? Reżyserów, na których kolejne obrazy można iść do kina w ciemno, ludzi którzy w taki czy inny sposób pokażą w kinie nową jakość?

Owocem naszych kolektywnych rozważań jest poniższa lista. 12 filmowców, którzy zdążyli zaznaczyć swoją obecność na kinematograficznej scenie i przedstawić własny styl, ale jednocześnie oczekiwać należy po nich kolejnych, być może jeszcze bardziej spektakularnych dzieł.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że być może bezwiednie kogoś pominęliśmy lub tuż za rogiem czai się kolejny zdolny debiutant. Obecnie jednak największą uwagę powinniście zwrócić na poczynania tych ludzi:

 

Duncan Jones

Duncan Jones (a właściwie Duncan Zowie Haywood Jones, syn Davida Bowie) karierę zaczynał jako reżyser klipów reklamowych. Kiedy jednak pojawiła się możliwość stworzenia pierwszego, pełnometrażowego filmu Jones skwapliwie z niej skorzystał. Mając na uwadze ograniczenia budżetowe stworzył „Moon„. Dzieło, które zarówno wizualnie jak i pod względem fabularnym może stawać w szranki z największymi klasykami gatunku SF. Już to wystarczyło by z uwagą śledzić karierę Brytyjczyka. Jego talent został z resztą dostrzeżony dość szybko w Hollywood i kolejny film – „Source Code” – powstał za dużo większe pieniądze. Nie przełożyło się to niestety na efekt artystyczny. Drugiemu filmowi Jonesa zabrakło holistycznego podejścia, jakim charakteryzował się debiut. Trzeba przyznać jednak, że nawet zniżka formy zaowocowała kinem interesującym i wymykającym się wielu schematom, jakie opanowały wielkobudżetowe produkcje sci-fi.

 

Jones ma zadatki na dobrego, gatunkowego twórcę. A niestety artyści tego typu są obecnie ogromną rzadkością. Na niwie fantastyki naukowej chyba jedynie Vincenzo Natali podąża własnymi ścieżkami i potrafi tworzyć filmy takie jak chce, a nie jakich oczekują księgowi. Trzymamy kciuki za to, żeby Duncan przyjął podobną filozofię.

 

Jeff Nichols

Jak Agnieszka słusznie zauważyła w recenzji „Take Shelter”, w przypadku Jeffa Nicholsa wiele wnosi współpraca z osobą zwykle stojącą po drugiej stronie kamery, Michaelem Shannonem. Wspólnie pracowali przy debiucie Jeffa, „Shotgun Stories” oraz przy znakomitym „Take Shelter„. Połączą również siły podczas produkcji trzeciego filmu Nicholsa, którym będzie „Mud”. Tym razem już w dość gwiazdorskiej obsadzie (obok Shannona także Matthew McConaughey, Reese Witherspoon i Sam Shepard) reżyser opowie o dwojgu nastolatków, którzy spotykają zbiegłego skazańca .

 

Trudno wyrokować w jakim kierunku podąży Nichols, dwa pierwsze filmy cechowało dość niezależne podejście – skupienie na emocjach, na psychice bohaterów, kreowanie specyficznego międzyludzkiego mikrokosmosu. Między wierszami wyczuwam, że wraz z „Mud” Jeff może pójść w stronę typowego thrillera, ale może nie, może się mylę. Jedno jest pewne – ze swoim talentem nawet skupiając się na akcji i intrydze wciąż będzie w stanie nakręcić coś co najmniej niebanalnego.

 

Steve McQueen

O McQueenie jako reżyserze zrobiło się głośno cztery lata temu, jednak jego kariera zaczęła się już na początku lat 90-tych. Był wtedy uznanym artystą wizualnym, fotografem i rzeźbiarzem wielokrotnie nagradzanym za swoją pracę, między innymi nagrodą Turnera przyznawaną przez Tate Gallery. W 2008 roku McQueen nakręcił swój debiut fabularny – „Głód”, opowiadający o strajku głodowym jednego z przywódców IRA – Bobby’ego Sandsa oraz jego współwięźniów, walczących o przywrócenie im statusu więźniów politycznych. „Głód” został obsypany nagrodami, z których najważniejszą jest Camera d’Or przyznawana w Cannes reżyserom-debiutantom.

Jego drugi film – „Wstyd” – był jedną z najbardziej nagłośnionych i oczekiwanych premier początku tego roku. Kontrowersyjny dramat o samotności i pustce oraz ucieczce w uzależnienie od seksu podkreślił status McQueena jako artysty bezkompromisowego, o dość niespotykanej ostrości wypowiedzi, ale również filmowca przykładającego wielką wagę do strony formalnej filmu, gdyż zarówno „Głód” jak i „Wstyd”, to filmy wizualnie doskonałe.  Za swój wkład w rozwój sztuki audiowizualnej, McQueen został odznaczony w zeszłym roku Orderem Komandorskim Imperium Brytyjskiego.

 

Andrea Arnold

Artystka, która zaczęła swoją karierę od występów w programie dla dzieci. Jej reżyserskie początki to kilka filmów krótkometrażowych, z których jeden – „Wasp” – przyniósł jej Oscara w roku 2005. Fabularny debiut, pt.: „Red Road” powstał rok później jako część trylogii „Advanced Party” wymyślonej przez Larsa von Triera, Lone Scherfig i Andersa Thomasa Jensena. Ta mroczna historia operatorki sieci kamer przemysłowych obsesyjnie podglądającej mężczyznę ze swej przeszłości, zdefiniowała wizualny styl Arnold opierający się w dużej mierze na zasadach Dogmy 95, lecz będący jej bardziej poetycką wersją.

Film zdobył Nagrodę Jury w Cannes, tak jak jej następne dzieło – „Fish Tank” z roku 2009. W 2011 Arnold nakręciła nową adaptację „Wichrowych wzgórz” Emilly Bronte, która podzieliła widownię festiwalu w Wenecji, mimo przyznanej nagrody za zdjęcia. W tym samym roku reżyserka została odznaczona Orderem Imperium Brytyjskiego za jej wkład w rozwój przemysłu filmowego na Wyspach.

 

Neill Blomkamp

Blomkamp to jedno z najmłodszych nazwisk na naszej liście (ur. 1979). Jednak już na początku swej działalności nakreślił własny, unikalny i charakterystyczny styl realizacyjny. Skupiony na mocnej, energicznej stronie wizualnej, przesyconej elementami industrialnymi. Wypełniony ujęciami stylizowanymi na obraz uzyskiwany z kamer przemysłowych i reporterskich. Pomysłowo i zręcznie wplatanymi efektami wizualnymi oraz 'nerwową’ pracą kamery. Krótkometrażowy „Alive in Joburg” oraz tryptyk „Downfall” reklamujący grę Halo 3 były jednak tylko przedsmakiem.

Dopiero w „District 9” Blomkamp pokazał pełnię swoich możliwości jako reżyser – nie tylko tworząc rzecz interesującą wizualnie, ale umieszczając ją w niespotykanym dotąd kontekście. I chociaż pełnometrażowemu debiutowi Neilla można wiele zarzucić, to trzeba przyznać, że jest to dzieło wyróżniające się. A to w połączeniu z faktem, że „Elysium” – kolejny projekt tego pochodzącego z RPA reżysera – również będzie filmem SF, daje nadzieję na karierę kolejnego uzdolnionego twórcy gatunkowego.

 

Fabrice Du Welz

Pełnometrażowy debiut nakręcił już 8 lat temu. „Calvaire” wraz ze swoją obskurną atmosferą, odrażającymi bohaterami był tak sugestywny, że niemal fizycznie czuło się smród bijący z ekranu. Pamiętam, że zrobił na mnie duże wrażenie na którejś edycji Nowych Horyzontów, jeszcze w Cieszynie. Ale to „Vinyan” z 2008 roku był dla mnie prawdziwym objawieniem.

Zbierający bardzo różne recenzje mnie zachwycił prawdziwie opresyjną atmosferą, niezwykłym ukazaniem potęgi Natury, podróży do jądra ciemności, tego wewnątrz  umysłu. A na dodatek przepiękne zdjęcia i muzyka.Może to duże słowa, ale według mnie „Czas Apokalipsy” doczekał się godnego spadkobiercy. Kolejny film właśnie się kręci, to „Colt 45”, który – jak nietrudno wywnioskować – ma być thrillerem policyjnym. Cóż, wolałbym, żeby Fabrice nadal babrał się gdzieś z dala od wielkich miast w błocie, deszczu i robactwie gnieżdżącym się w ludzkiej głowie, ale w sumie… dobry francuski thriller też nie jest zły.

 

Kelly Reichardt

Scenarzystka i reżyserka, będąca przedstawicielką minimalizmu w amerykańskim kinie niezależnym. Zadebiutowała w roku 1994 filmem „River of Grass” opowiadającym historię małżeństwa z Florydy, które stara się opuścić swój dom, po tym jak oboje byli świadkami przestępstwa. Para nie ma jednak na to środków. Temat obawy przed zmianami i uwięzienia przez okoliczności życiowe będzie powracał w następnych filmach Reichardt, tj. „Wendy i Lucy” czy „Meek’s Cutoff”. Po debiucie, Reichardt czekała 12 lat by nakręcić „Old Joy”, jednak dopiero wspomniany „Wendy i Lucy” z 2008 roku zwrócił uwagę krytyki na oryginalny styl artystki, ale również przyczynił się dość znacząco do rozwoju kariery Michelle Wiliams, która zagrała w nim główną rolę.

Pesymistyczny film drogi o dziewczynie podróżującej na Alaskę miał swoją premierę na festiwalu w Cannes i zdobył dwie nagrody na festiwalu w Toronto: za główną rolę żeńską oraz dla najlepszego filmu roku. Kelly Reichardt po raz kolejny podjęła współpracę z Williams w swoim najnowszym filmie – „Meek’s Cutoff”, będącym nowym podejściem do gatunku westernu. Czy minimalizm, będący znakiem rozpoznawczym reżyserki sprawdził się w tym gatunku? Zdania są podzielone. Nie zmienia to jednak faktu, że Reichardt pozostaje jedną z najbardziej kreatywnych, współczesnych artystek niezależnych.

 

James Watkins

To znaczy z Jamesem generalnie jest tak, że żaden z jego poprzednich filmów nie wywarł na mnie jakiegoś bardzo dużego wrażenia. „Eden Lake” okazał się raczej przereklamowanym survivalem o społecznych aspiracjach, a „The Woman In Black” staroświeckim, nieco przestylizowanym filmem grozy bazującym na starych jak świat chwytach, które jednak odpowiednio wykorzystane wciąż mogą robić wrażenie.

 

Watkins, choć ani w jednym, ani w drugim filmie nie pokazał pełni swojego talentu,  kilkoma scenami udowodnił, że jest na tyle wszechstronny, aby odnaleźć się zarówno w grozie współczesnej – prymitywnej i brutalnej, jak i w tej sprzed lat, okrytej patyną, ale dystyngowanej i szlachetnej. Watkins nie rozwinął w pełni skrzydeł, te filmy traktuję raczej jako wprawkę. Jest potencjał, są przebłyski, czekam na trzeci film, który może być bombą.

 

Gareth Edwards

Edwards uchodzić może za eksperta od operowania ograniczonymi środkami. W 2008 roku (mając za sobą spore doświadczenie w pracy nad efektami wizualnymi) wziął udział w 48 godzinnym konkursie, zorganizowanym w ramach festiwalu Sci-Fi London. Krótkometrażówka Edwardsa – „Factory Farmed” – konkurs wygrała, a sam reżyser zajął się realizacją dużo ambitniejszego projektu. Jednak ponownie dysponując skromnymi środkami, w tym przypadku finansowymi.

O „Monsters” przez długi czas mówiło się jako o 'tym wielkim filmie SF, który jeden facet zrobił na własnym laptopie’. Co oczywiście nie było prawdą, ale wskazywało na jedną ważną rzecz: nawet kino tzw. 'wielkiego formatu’ jest już wchłaniane przez współczesną 'demokratyczną kulturę’. Kulturę, gdzie środki twórcze są dostępne dla każdego, ale jedynie ludzie z wizją – tacy jak Edwards – potrafią z tych środków korzystać.
W tym kontekście interesujący jest kolejny projekt, jakim ten 37 letni Brytyjczyk ma się zająć. Chodzi mianowicie o kolejny film o Godzilli, odcinający się od japońskich poprzedników i koszmarku Emmericha. Projekt ten może okazać się 'być-albo-nie-być’ Edwardsa, zarówno pod względem zawodowym jak i artystycznym.

 

Joanna Hogg

Choć filmografia Joanny Hogg zawiera jedynie dwa tytuły fabularne, ma ona za sobą bogatą karierę w telewizji. Zaczynała pod koniec lat 70-tych jako fotograf i autorka eksperymentalnych filmów tworzonych pod okiem jej mentora – Dereka Jarmana. W 1988, na zakończenie swej edukacji w National Film and Television School, nakręciła etiudę pt.: „Caprice”, w której główną rolę zagrała Tilda Swinton. W telewizji pracowała przy tak popularnych serialach jak: „EastEnders” czy „Casualty”. Jednak w 2007 postanowiła nakręcić debiut fabularny – „Unreleated”, opowiadający historię bezdzietnej kobiety, która wyjeżdża na wakacje ze swoją przyjaciółką i jej rodziną. W trakcie pobytu w Toskanii – główna bohaterka Anna, coraz mniej interesuje się dorosłym towarzystwem, a coraz bardziej nastoletnim siostrzeńcem przyjaciółki.

Ten rodzinny dramat zdobył m.in. nagrodę FIPRESCI na festiwalu w Londynie i zwrócił uwagę krytyki na pracę Hogg odznaczającą się przede wszystkim minimalizmem, zarówno fabularnym jak i formalnym. Hogg stosuje niewielkie ruchy kamery i długie ujęcia, co przywodzi na myśl filmy Yasujiro Ozu (również jeśli chodzi o tematykę więzów rodzinnych) i tak samo jak w przypadku japońskiego mistrza, czyni z jej filmów materiał dla cierpliwych widzów. W 2011, Hogg nakręciła film „Archipelago”, będący kontynuacją tematyczną „Unreleated”.

 

Cary Joji Fukunaga

Jeden z najciekawszych, choć najtrudniejszych do zdefiniowania reżyserów amerykańskich. Człowiek o imponującym przebiegu edukacji (oprócz tytułów z trzech uniwersytetów ma również na koncie kilka grantów), który karierę rozpoczął w 2009 roku wspaniałym filmem „Sin Nombre”. Nakręcona w Meksyku historia członka gangu Mala Salvatrucha, odznaczała się nie tylko realizmem i surowością, ale również formalnym liryzmem. Film był swoistym objawieniem na festiwalu w Sundance, gdzie Fukunaga zdobył nagrodę dla najlepszego reżysera, a Adriano Goldman został nagrodzony za zdjęcia.

Po tak mocnym debiucie kompletnym zaskoczeniem była decyzja o nakręceniu kolejnej adaptacji „Jane Eyre”. Trzeba jednak przyznać, że jest to jedna z bardziej udanych ekranizacji, stawiająca nacisk na gotyckość pierwowzoru literackiego. Fukunaga będzie kontynuował poszukiwania gatunkowe w kolejnym projekcie zatytułowanym „No Blood, No Guts, No Glory”. Jest to historia z czasów amerykańskiej wojny domowej opowiadająca o napadzie na pociąg mającym zakończyć konflikt zbrojny. Film oparty jest na faktach, które w 1926 roku zainspirowały dzieło Bustera Keatona pt.: „Generał”.

 

Lynne Ramsay

Szkocka reżyserka i scenarzystka, posiadająca imponujący przebieg filmowej kariery, mimo dość ograniczonej filmografii. Jej etiuda zaliczeniowa „Small Deaths” nakręcona w roku 1996, zdobyła nagrodę Jury na festiwalu w Cannes, tak jak o rok późniejszy szort – „Gasman”. Nazwisko Ramsay stało się głośne w roku 1999 po premierze jej debiutanckiego filmu fabularnego. „Ratcatcher” (polski tytuł: „Nazwij to snem”) opowiada historię 12 letniego chłopca żyjącego w slumsach Glasgow.

„Rozpadający się” świat widziany oczami dziecka wpisywał się w bogatą historię brytyjskiego kina społecznego spod znaku tzw. „młodych gniewnych”, jednak posiadał wizualną poezję, która stała się znakiem rozpoznawczym Ramsay. W 2002 ukazał się „Morvern Callar” – dramat ze wspaniałą rolą Samanthy Morton, jednak dopiero zeszłoroczny dramat „Musimy porozmawiać o Kevinie” nagłośnił nazwisko Ramsay i przedstawił ją szerszej publiczności.

Dodaj komentarz