„Duchy od brudnej roboty” – recenzja

„Duchy od brudnej roboty” to błyskotliwy i niebanalny pokaz siły kina niezależnego.

reżyseria: Jim Munroe, Chris McCawley, Jim Morrison, Tate Young

scenariusz:  Jim Munroe

zdjęcia: Joshua Fraiman, Josh Henderson

obsada: Rachel MacMillan, Sean Lerner, Jonah Hundert, Taylor Katz, Kelly Spilchak, Jason Wrubell

produkcja: Kanada / 2011

Siła sprawcza jaka stoi za „Duchami…” to Jim Munroe, kanadyjski niezależny filmowiec i pisarz. Można powiedzieć, że również fundamentalistyczny minimalista. Ale, co najważniejsze – facet rozumiejący istotę fantastyki naukowej. Połączenie tych cech zaowocowało nietypowym, ale efektywnym podejściem do tworzenia kina science-fiction. Munroe, kierując się zasadą „wykorzystaj to co masz, nie to co chciałbyś mieć” stworzył w kooperacji z sześcioma innymi reżyserami swój debiut „Infest Wisely„. Mikrobudżetową produkcję, która pod amatorską formą przemycała kilka interesujących pomysłów i kosztowała zaledwie 700 dolarów. Choć w przypadku „Duchów…” mamy do czynienia z filmem stojącym na dużo wyższym poziomie realizacyjnym, to Munroe w trakcie jego realizacji trzymał się tych samych zasad. I za nieco ponad 4 tysiące dolarów nakręcił kawał interesującego s-f.

„Duchy…” to mockumentary opowiadające o świecie przyszłości. W roku 2040 sytuacja geoekonomiczna na świecie uległa przetasowaniu. Wyniszczone kryzysem ekonomicznym oraz epidemiami Europa i Ameryka Północna stały się slumsami świata, a prymat dzierży prężnie rozwijająca się Azja. Mieszkańcy niegdyś bogatego Zachodu stali się źródłem taniej siły roboczej i wykonują pracę, której nikt inny wykonywać nie chce. Właśnie na nich skupia się ten dokument.

W kilku wzajemnie przeplatających się segmentach poznajemy przedstawicieli zawodów, które obecnie nie istnieją. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Młode małżeństwo montujące i testujące zabawki w postaci dzieci-robotów. Bracia zbierający pajęczyny pozostawione przez ogromne pająki-mutanty. Kobieta zajmująca się przemycaniem treści reklamowych w codziennych rozmowach. Cyfrowy woźny, usuwający z przestrzeni wirtualnej wszelkie treści niezgodne z prawem autorskim. Nietrudno odczytać w nich analogię do aktualnego outsourcingu produkcji i usług informatycznych do Azji, ekspansji nowych form marketingu (tu w postaci przerysowanego WOMM) czy choćby zawodów nisko płatnych ale niebezpiecznych (np. poławiaczy pereł).

Powyższe nawiązania są jednak tylko fragmentem tego, co film ma do zaoferowania. Z przymrużeniem oka punktuje na przykład obecną westernizację krajów azjatyckich. Tu dla kontrastu biali gweilo (tytułowe „duchy”) poddają się drogim zabiegom zmieniającym rysy twarzy na bardziej orientalne. Po wielkiej awarii usług sieciowych (tzw. chmury) część populacji bezpowrotnie utraciła swoje dane, a powszechne używanie wszczepek z jednej strony ułatwia pracę, z drugiej zaś zniechęca do beztroskiego surfowania w sieci pełnej drapieżnych wirusów.

„Duchy od brudnej roboty” to nie tylko zabawna, odrobinę przerysowana wizja przyszłości. To również celny komentarz dotyczący wielu aspektów świata w którym żyjemy tu i teraz. W prostej, praktycznie pozbawionej wizualnych fajerwerków formie, twórcy zawarli zwierciadło w którym możemy przejrzeć się wszyscy. Jako jednostki, ale też jako cywilizacja. Nie jest to co prawda lustro pozbawione skaz, ale odrobina formalnych wad i kilka dyskusyjnych pomysłów nie przesłaniają faktu, że to inteligentne i warte uwagi kino.

Film prezentowany będzie w ramach cyklu Poza Gatunkiem na festiwalu Transatlantyk 2012:

  • 17 sierpnia, godz. 20:30, Multikino 51
  • 18 sierpnia, godz. 17:30, Multikino 51

Dodaj komentarz