„Merida Waleczna” – recenzja

Naprawdę niewiele brakowało, aby najnowszy film Pixara można było uznać za kolejny wielki tryumf.

tytuł oryginalny: Brave

reżyseria: Mark Andrews, Brenda Chapman

scenariusz:  Brenda Chapman

obsada (wersja polska): Dominika Kluźniak, Andrzej Grabowski, Dorota Segda, Antonina Gyricz

produkcja: USA / 2012

Czy to znaczy, że „Merida Waleczna” jest filmem nieudanym? W żadnym wypadku! Jest to jednak klasyczny przykład świetnego filmu, który jednak rozminął się z oczekiwaniami widzów. Nic dziwnego, że wiele opinii na jakie można trafić, podsumować można tytułem „ale…”. Pixar stworzył film w duchu nieco odmiennym od poprzednich swoich produkcji, film disnejowski w pełnym tego słowa znaczeniu. Pytanie brzmi: czy to wada?

Z jednej strony mamy warstwę fabularną, bardzo prostą i dość schematyczną, uszytą raczej dla dzieci niż dorosłych. Jednak w przypadku produkcji Pixara nie jest to pierwszy taki przypadek (żeby wspomnieć chociaż „Auta” czy „Gdzie jest Nemo?”). Tym co nowe jest na pewno obsadzenie w głównej roli postaci żeńskiej. W produkcjach Disneya to standard i pewna tradycja, jednak Pixar podszedł do tematu nieco inaczej, prezentując postać osadzoną w określonym kontekście (historycznym, społecznym) i przełamującą go. Merida jest w pewnym sensie personifikacją feministycznych ideałów, jej historia dotyczy nie tylko dorastania i walki o własny los, jest też próbą zerwania z powszechnie panującym, patriarchalnym porządkiem. Trzeba dodać, że historią naprawdę świetnie rozpisaną i potrafiącą wzruszyć. A co najważniejsze: bardzo miłą w odbiorze. Trzeba przyznać, że bardzo pomaga w tym przepiękna forma filmu.

 

Powiedzmy sobie szczerze, Pixar jest i prawdopodobnie jeszcze długo będzie, najlepszym amerykańskim studiem animacji. Szczególnie tyczy się to artystycznej i technicznej strony filmów – pod tym względem produkcje tego studia są niedoścignione. Doskonałym tego potwierdzeniem może być seans „Meridy”, przed którym obejrzeć można zapowiedź kilku konkurencyjnych produkcji. W swoim towarzystwie wyglądają one całkiem nieźle, kiedy jednak na ekranie pojawia się dzieło Pixara, jasnym staje się jak wielka przepaść dzieli te filmy.

„Merida Waleczna” to wizualna maestria. Przede wszystkim tyczy się to animacji bohaterów, a w szczególności głównej protagonistki. Nie pamiętam kiedy ostatnio na ekranie widziałem tak doskonale (z naciskiem na doskonale) animowaną postać. I nie mam na myśli jedynie efektownych, rudych loków, nad którymi animatorzy spędzili prawie 3 lata(!). Także mimika Meridy (a w mniejszym stopniu pozostałych bohaterów) jest bezbłędna, doskonale oddająca charakter tej postaci i niezwykle zróżnicowana. Pod tym względem animatorzy wyznaczyli nową poprzeczkę.

Drugim istotnym aspektem jest scenografia. Znajome, typowe dla fantasy i kina historycznego pejzaże są ukazane w efektowny sposób, udanie balansując między fotorealizmem i delikatną karykaturalnością. Trzeba przyznać, że chwilami magicy z Pixara skupili się na tym pierwszym, bo niektóre ujęcia wyglądają na żywcem wyjęte z filmu fabularnego.

Całości dopełnia warstwa muzyczna, która składa się zarówno ze ścieżek nawiązujących do szkockiej muzyki ludowej jak i napisanych specjalnie na tę okazję piosenek. Choć jest to naprawdę udany soundtrack, to piosenkom daleko jednak do nieśmiertelnych, disnejowskich hitów.

Jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie czy warto obejrzeć ten film w kinie, odpowiedziałbym: tak! Nie jest to może najbardziej rewolucyjny film w dorobku Pixara. Nie jest również skierowany do zróżnicowanej wiekowo publiczności. Jednak zawiera w sobie tę odrobinę magii, której szuka każdy miłośnik kina. A przy tym obłędnie pięknie wygląda.

Dodaj komentarz