Ben Wheatley jest dla mnie zagadką. Albo jest geniuszem o trudnym do zaszufladkowania stylu, albo kompletnie pogubionym pseudoartystą.
Po przesadnie brutalnym i pozbawionym sensu filmie „Kill List” i całkiem ciekawej zeszłorocznej komedii „Sightseers” Wheatley idzie w stronę kostiumowego horroru. Dziwnie to brzmi, ale też i z dziwacznym twórcą mamy do czynienia. Choć nie należę do fanów tego reżysera, to jest to jego pierwszy film, który mnie szczerze zaciekawił.
Akcja „A Field in England” rozgrywa się w roku 1648 podczas angielskiej wojny domowej. Grupa dezerterów zostaje pojmana przez szalonego alchemika, który zmusza ich by pomogli mu znaleźć ukryty na olbrzymim polu skarb. Podstawowe pożywienie więźniów stanowią grzyby, przez które popadają w paranoję i coraz bardziej zagłębiają się w psychodeliczny trip.
Premiera brytyjska już 5 lipca i co ciekawe jest to nie tylko premiera kinowa. Film ten będzie dostępny na DVD i Blu-ray’u, w internecie jako VOD oraz w telewizji (Film4 Channel) tego samego dnia.
Tweet
„Kill list” nie był przesadnie brutalny. Z pewnością szokujący, reżyser złamał w finale jedną zasadę, na którą widzowie się nie godzą. Chociaż, rzeczywiście pokazał to w okrutny sposób. Mimo wszystko, robi wrażenie i trudno przejść obok tego obojętnie. W nowym filmie zapewne powróci do wątków satanistycznych (przynajmniej magicznych) i nie zdziwiłbym się, gdyby był to film równie okrutny.
Dla mnie „Kill List” miał pewną magiczną otoczkę, która nie pozwoliła mi przez dłuższy czas zapomnieć o filmie. Brutalny, lecz na swój sposób niesamowity.