Horrorowisko

Z horrorem jest u mnie jak ze śledziem – niby mam na niego ochotę, ale kiedy już spróbuję, to obiecuje sobie, że nigdy więcej go nie tknę. Ten gatunek kina już od dawna przeżywa kryzys i chyba dopiero całkowite zaprzestanie kręcenia filmów grozy na jakieś 10 lat sprawi, iż coś w tej dziedzinie ruszy do przodu. Na szczęście od czasu do czasu w kinie mniej mainstreamowym można znaleźć obiecujące produkcje, które zdają się zaprzeczać mojej teorii. Czy i tak będzie z poniższymi obrazami?

It Follows

Ten niezależny horror nie tylko zgarnął główną nagrodę na tegorocznym Fantastic Fest, ale także zaliczał jedną znakomitą recenzję za drugą na każdym innym przeglądzie festiwalowym. Im mniej się wie o samej fabule tym lepiej i żeby sobie nie popsuć wrażeń, zamiast zwiastuna można rzucić okiem na teaser. Ja należę do tych mniej wytrwałych, ale nawet po obejrzeniu pełnego zwiastuna, „It Follows” nadal dość mocno mnie intryguje.

Hungry Hearts

Co prawda „Hungry Hearts” ciężko nazwać horrorem per se, jednak spora dawka dramatu psychologicznego zgrabnie połączona z narastającym napięciem i niepewnością sprawia, że taki typ „straszenia” cenię sobie bardziej niż porno-tortury szaleńca z siekierą/hakiem/piłą (niepotrzebne skreślić). Krytycy nazwali film ciekawą hybrydą „Blue Valentine” i „Dziecka Rosemary”, a Adam Driver w głównej roli (za którą otrzymał nagrodę na Festiwalu w Wenecji) to kolejny powód dla którego tenże obraz chętnie obejrzę.

http://youtu.be/wc7PexA5P8E

Late Phases

Horror o wilkołakach pełen praktycznych efektów zamiast komputerowego plastiku z Nickiem Damici w roli głównej? Poproszę! Co prawda wolę tego aktora, kiedy udziela się jako scenarzysta do filmów Jima Mickle, pamiętając jednak o jego fajnej kreacji w „Stakeland” nie będę wybrzydzać. Dodatkowo, choć efekty praktyczne w filmach niskobudżetowych trochę trącą myszką i bardziej śmieszą niż straszą, to i tak mam do nich okropny sentyment. Sentymentalnie nastraja mnie też widok psa jako jednego z głównych bohaterów w tym wilkołaczym horrorze („Bad Moon” to mój ulubiony film z tego gatunku).

Preservation

Wspomniałam już, iż lubię horrory, które tak naprawdę nie są horrorami w ścisłym znaczeniu tego gatunku, ot taki choćby „Deliverance”. Gdyby podkręcić nieco fabułę, wyszedłby z tego naprawdę niezły horror survivalowy. Skojarzenie z „Deliverance” nie jest przypadkowe: oglądając zwiastun thrillera „Preservation” i patrząc na plakat dość mocno inspirujący się posterową stylistyką tamtego okresu, przypomina mi się film z 1972 roku.

Housebound

„What We Do In The Shadows” to bardzo udane połączenie horroru i komedii. Po seansie mam ochotę na więcej takich produkcji. I okazuje się, że Nowa Zelandia ma jeszcze coś do zaoferowania w tej kwestii.

Suburban Gothic

Długometrażowy debiut Richarda Batesa Jr. to jeden z bardziej niepokojących, szokujących, a jednocześnie wizualnie intrygujących, jak i niezapomnianych obrazów ostatnich lat. Mam na myśli oczywiście „Excision”, po którym ten reżyser filmową poprzeczkę ustawił (widowni i sobie samemu) raczej wysoko. Co więc postanowił następnie nakręcić? Komedię! Co prawda tematyka oscyluje wokół horroru (już nie makabry tylko zjawisk paranormalnych), ale czuję się nieco zawiedziona. Na szczęście Kat Dennings jest w obsadzie, więc dam temu Batesowi jeszcze jedną szansę.

The Mill At Calder’s End

Gotycki horror z kukiełkami zainspirowany twórczością Edgara Allana Poe, Lovecrafta, Mario Bavy i studia Hammer. Dodatkowo głosu jednej z postaci użycza Barbara Steele, a Mike Mignola jest odpowiedzialny za projekty koncepcyjne. Łykam to w ciemno i czekam! W międzyczasie zapraszam na stronę projektu, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawostek do obejrzenia i poczytania.

Starry Eyes

Ambitna młoda aktorka zrobi wszystko, by zdobyć popularność i uznanie. Wkrótce trafia do dziwnego stowarzyszenia, gdzie cena upragnionej sławy okaże się dość wysoka. Niby nic oryginalnego, ale okultyzm i Hollywood to mieszanka, którą zawsze chętnie sprawdzę. No i plus za klimatyczny plakat.

Dodaj komentarz