Słów kilka o „Elle” Paula Verhoevena

„Elle” czyli film, który wystraszył wszystkie amerykańskie aktorki, więc trzeba było nakręcić go w Europie.

„Elle” pierwotnie miał być filmem amerykańskim. Akcja miała rozgrywać się w Bostonie a w roli Michelle LeBlanc Verhoeven widział Nicole Kidman, Charlize Theron lub Julianne Moore. Ostatecznie reżyser stwierdził że jedyną aktorką, która mogłaby udźwignąć rolę i nie miałaby żadnych zachamowań byłaby Jennifer Jason Leigh (jednak jej nazwisko nie miało odpowiedniej siły przebicia na hollywodzkim panteonie). Co więcej stwierdził, iż gdyby „Elle” nakręcono w Stanach, wszelkie niuanse ekranizacji powieści Phillipe Dijana „Oh” zostałyby mocno zmarginalizowane i efekt końcowy byłby jedynie kolejnym banalnym thrillerem erotycznym.
„Elle” nakręcono zatem w Europie a w roli głównej obsadzono chyba najbardziej bezkompromisową francuską aktorkę, Isabelle Huppert (wystarczy przypomnieć sobie choćby „Pianistkę”). „Moje bohaterki nie są zimnokrwiste. One są ponad słabością”  – tak charakteryzuje swoje postacie Huppert. Taka jest też i Michelle, która nie godzi się na bycie ofiarą.
elle5
Fascynacja Verhoevena główną postacią kompletnie nie dziwi gdy zwróci się uwagę na motywy przewodnie filmografii niepokornego Holendra. W jego obrazach dominujące są dwie rzeczy: przemoc i silne kobiety. Michelle Leblanc jest więc dość mocno „Verhoevenowska”: inteligentna, bezpruderyjna i zuchwała. A przy tym mocno skomplikowana i niejednoznaczna, nie dająca się zaszufladkować gdyż jej zachowanie cechuje spora nieprzewidywalność.
Nieprzewidywalność to także największa zaleta samego filmu. Verhoeven prowokuje (ale prowokował przecież zawsze) ale także zaprasza do dyskusji. Film otwiera scena gwałtu ale to nie jest najbardziej szokujący element samego obrazu. Szokujące jest co z widzami i ich światopoglądem wyrabia potem reżyser, jak ich konfrontuje i wytrząsa z pewnych utartych przyzwyczajeń i definicji.
„Elle” to kolejna popisowa rola Huppert i dzieło, które udowadnia, iż Paul Verhoeven pomimo 78 wiosen na karku wcale filmowo nie spotulniał. Jest jak wino, które z wiekiem nabiera co raz lepszego smaku. Owszem, nie każdemu ten „bukiet” podejdzie, ale kto lubi wyzwania powinien skosztować „Elle”.

Dodaj komentarz