Upadłe projekty: „Krucjata” i 7 innych filmów, których nigdy nie ujrzymy

O tym co mogło być, gdyby historia potoczyłaby się inaczej.


„Crusade” – reż Paul Verhoeven

Po owocnej współpracy Verhoevena ze Schwarzeneggerem podczas “Pamięci Absolutnej”, panowie znaleźli kolejny, wspólny projekt, który gdyby powstał byłyby bez wątpienia obrazem tak samo epickim co kontrowersyjnym. “Krucjata” napisana przez scenarzystę “Dzikiej Bandy” miała być wysokobudżetowym eposem historycznym, pełnym przemocy i cynizmu, bezczelnie obnażającym korupcje I Wyprawy Krzyżowej i stojącego za tym Papiestwa. W filmie nie zabrakłoby także ostrego komentarza na temat uprzedzeń rasowych i religijnych dotyczących Żydów i Arabów. Schwarzenegger miał wcielić się w Hagena, złodzieja i oszusta, który by uniknąć stryczka przyłącza się do Krzyżowców udających się do Ziemi Świętej. Tam dość szybko poznaje prawdziwe znaczenie krucjaty i na własne oczy doświadcza jak bardzo nie święta okazuje się ta “Święta Wojna”.
Pieniądze na film miało wyłożyć studio Carolco, które po kasowym sukcesie “Pamięci Absolutnej” i drugiej części Terminatora nie narzekało na brak funduszy. Projekt był ryzykowny, ale jak udowodniły wcześniej wspomniane tytuły, Arnold był gwiazdą  przynoszącą krocie. Dla Verhoevena sam film był spełnieniem marzeń. Od lat fascynował się okresem wypraw krzyżowych i pochłaniał literaturę na ten temat. Pre-produkcja do filmu rozpoczęła się w 1993 roku: zaczęto budować scenografię w Hiszpanii a do obsady dołączyli Robert Duvall, Jennifer Connelly, John Turturro (inne źródła podają, iż jego brat Nicholas) a także Christopher McDonald w roli głównego antagonisty.
Co ostatecznie pogrzebało ten obraz? Podobno zbytnia “szczerość” Verhoevena na temat funduszy. Carolco chciało dać mu 100 milionów, jednak Verhoeven bez ogródek stwierdził, iż nie może zagwarantować, iż budżet zamknie się w proponowanej sumie. Najlepiej całą sytuację opisał Schwarzenegger w jednym z wywiadów 
Po latach reżyser przyznał, iż powinien skłamać i obiecać to co chciało usłyszeć studio a potem robić swoje. Wytwórnia nigdy nie przerwałaby prac w trakcie zdjęć, gdy wszystko byłoby już w fazie głębokiego zaangażowania, przed obawą utraty wiarygodności na rynku. Carolco nie mając pewności co do finansów, zakręciło kurek i zamknęło pre-produkcje. Swoją uwagę i finanse skupili się na innym wysokobudżetowcu, ”Wyspie Piratów“ – co nie było najlepszym posunięciem. Film okazał się finansową klapą i doprowadził studio do bankructwa.
Gdyby powstała, ”Krucjata“ na pewno byłaby filmem unikalnym jak na tamte czasy – bo choć to historia z gatunku tych przygodowych, pod powierzchnią kryje się ciekawa rozprawka na temat historii, gdzie chyba po raz pierwszy (w filmie za takie pieniądze) nie bano się odważnej  polemiki z dotychczas ogólnie przyjętym światopoglądem (np tej dotyczącej ”prawości“ Krzyżowców – scenariusz dobitnie podkreślał, iż jednym z ich ulubionych zadań były prześladowania Żydów). Może i film okazałby się wtedy porażką z racji zbyt ciężkiej tematyki, jednak dzisiaj z pewnością byśmy go docenili za odwagę w odbrązawianiu historii.

Na pocieszenie pozostał scenariusz, który można przeczytać pod tym linkiem.

Na koniec, odsyłam Was do fragmentu książki „Tales from Development Hell” Davida Hughesa, w którym cała historia z „Crusade” opowiedziana jest bardziej szczegółowo.

“The Conquest of Mexico” – reż Werner Herzog

Historia hiszpańskiego podboju Meksyku widziana oczami Azteków i nakręcona przez Herzoga z pewnością byłoby niezapomnianym seansem! Jednak taki projekt wymagał sporego finansowego poparcia, co wiązał się z kontraktem z dużą hollywoodzka wytwórnią. Dla Herzoga oznaczałoby to utratę niezależności i swobody twórczej, tak więc ostatecznie porzucił ten epicki pomysł.

“Dracula” – reż Ken Russell

W latach 70-tych Russell planował nakręcić swoją własną wersje legendy o Draculi, w której to Hrabia byłby bogatym filantropem gustującym we krwi geniuszy. W roli głównej miał wystąpić Oliver Reed a resztę obsady wypełniały nie gorsze nazwiska: Peter Ustinov, Peter O’Toole, Mia Farrow, Michael York i  James Coburn. Jego Drakula miał być bajronicznym antybohaterem czerpiącym garściami z benefitów swojego nieśmiertelnego żywota: “If you had lived for centuries would you go weak at the knees at a picture of a dull clerk’s fiancée and lock yourself away in a gloomy castle? I wouldn’t. I’ve come up with a reason why Dracula would want to live forever,” powiedział kiedyś reżyser. Film niestety nie powstał, jednak scenariusz opublikowano w formie ksiazki.

“Leningrad: The 900 Days” – reż Sergio Leone

Po „Pewnego razu w Ameryce” Leone zaczął pracować nad kolejnym, mocno epickim projektem. Otóż, pragnął zekranizować powieść Harrisa E. Sallisbury’ego „The 900 Days:The Siege of Leningrad” będącej sprawozdaniem z jednego z bardziej wstrząsających wydarzeń na Froncie Wschodnim. Historia miała być opowiedziana z punktu widzenia amerykańskiego fotografa (w tej roli podobno miał wystąpić Robert de Niro), uwięzionego w mieście podczas oblężenia. Co prawda reżyser nigdy nie napisał scenariusza, ale miał już w głowie scenę otwierającą film: długie ujęcie zilustrowane Symfonią Leningradzką Szostakiewicza. Bez konkretnego scenariusza obraz pewno by i tak powstał, gdyż Włoch miał niesamowity dar przekonywania. I prawie mu się udało –  dwa dni przed podpisaniem kontraktu na rozpoczęcie zdjęć, Leone zmarł na atak serca.
Szczegółowe losy tego filmu możecie poznać w artykule Radosława Kwietnia „Leningrad. Ostatnie Arcydzieło Sergia Leone”.

„Torso” – reż David Fincher

O adaptacji komiksu Briana Bendisa w reżyserii Finchera, pisałam na łamach Opium parę lat temu. Kto lepiej opowiedziałby historię seryjnego mordercy niż David Fincher? Fabuła komiksu powstała w oparciu o prawdziwe śledztwo, znane jako „the Cleveland Torso Murderer”. Ponure wydarzenia miały miejsce w latach 30-tych a ich sprawca nigdy nie został złapany. Sprawę badał wtedy Elliot Ness, na długo zanim zapisał się na kartach historii jako człowiek, który schwytał Ala Capone. Obsada była już gotowa: Matt Damon, Casey Affleck, Gary Oldman i Rachel McAdams, ale niestety reżyser mocno poróżnił się ze studiem Paramount (dla którego nakręcił „Ciekawy Przypadek Benjamina Buttona”) i projekt został zawieszony. Kilka lat potem, David Lowery („A Ghost Story”) zainteresował się tym pomysłem, ale również i jego wizja nigdy nie stała się rzeczywistością. Na pocieszenie pozostał nam komiks.

„At the Mountains of Madness” – reż Guillermo del Toro

W 2011 roku del Toro ogłosił, iż jego następny projekt będzie ekranizacją klasyka Lovecrafta, „W Górach Szaleństwa”. Wydawało się, iż wszystko jest na swoim miejscu. Del Toro był reżyserem, James Cameron został producentem, film miał zagwarantowaną wielką gwiazdę w obsadzie (Toma Cruise’a) a produkcja otrzymała budżet 150 milionów dolarów. Można szaleć! Niestety, po raz kolejny wielkie pieniądze stanęły na przeszkodzie wizji reżysera. Del Toro chciał pozostać wierny klimatowi z książki i uważał, iż kategoria wiekowa „R” pozwoli mu to w pełni oddać. Wytwórnia była mniej entuzjastyczna, tyle kasy w film dla dorosłego widza, szczególnie bez happy endu ani romansu? W dodatku horror! Jakiś czas później. reżyser próbował ponownie przekonać studio do wznowienia prac nad filmem, tym razem oferując niższą kategorię wiekową (PG-13), jednak ten pomysł także nie wypalił. Może to i lepiej, ugrzecznienie Lovecrafta by sprostał gustom masowej widowni, byłoby okropnym posunięciem.

„Berserker” – reż Mel Gibson

Obok „Krucjaty” nigdy nie zrealizowany film o Wikingach w reżyserii Mela Gibsona, należy do tych projektów których najbardziej mi szkoda. „Berserker” ogłoszony w 2009 roku miał być bezkompromisowym i realistycznym obrazem o skandynawskich wojownikach. Znając wcześniejsze dokonania Gibsona -„Pasje” i „Apocalypto” – można więc było spodziewać się, iż reżyser ponownie zgotuje nam jazdę bez trzymanki i lekcje kolejnego archaicznego języka. Sam reżyser tak opisał swój projekt w jednym z wywiadów: I want a Viking to scare you.  I don’t want a Viking to say, “I’m going to die with a sword in my hand.”  I don’t want to hear that.  It pulls the rug out from under you.  I want to see somebody who I have never seen before speaking low guttural German who scares the living shit out of me coming up to my house.  What is that like?  What would that have been like? Niestety niechlubne wybryki Gibsona skutecznie odstraszyły inwestorów jak i Leonarda DiCaprio, który miał wystąpić w głównej roli. Wiele lat później Gibson, niejako odkupił się w oczach Hollywoodu, zdobywając nominacje do Oskara za reżyserię „Hawksaw Ridge”, tak więc wciąż istnieje nikła szansa, iż ten film kiedyś ujrzy światło dzienne?

„Kaleidoscope” – reż Alfred Hitchcock

W połowie lat 60-tych Alfred Hitchcock zniechęcony umiarkowanym sukcesem swoich ostatnich filmów, postanowił nakręcić obraz zrywający całkowicie ze swoją dotychczasową stylistyką. „Kaleidoscope” miał być odważnym projektem opowiadającym o seryjnym mordercy, zainspirowanym autentycznymi sprawami z brytyjskich kartotek. Historia opowiedziana miała być z punktu widzenia atrakcyjnego zbrodniarza i rozgrywać się w Nowym Jorku. Podejście Hitcha w sposobie ukazywania kolejnych, co raz to brutalniejszych czynów swojego protagonisty (w filmie miały być podobno sceny… gwałtu i nekrofilii) zainspirowane było francuską Nową Falą i włoskim Neorealizmem – większość sekwencji miała być nakręcona za pomocą ręcznej kamery i zaprezentować jak najbardziej naturalistyczne podejście do całej opowieści. Nisko budżetowy, (prawdopodobnie) czarno-biały film z „prawdziwą” przemocą i nieznaną obsadą byłby bez wątpienia najbardziej szokującym osiągnięciem Mistrza Suspensu. Jednak jego zapał ostudzili producenci sugerując, iż tak diametralna filmowa wolta zepsuje jego dotychczasowy wizerunek a sam film nie posiada „komercyjnego” potencjału. Nie pomógł też, jego przyjaciel François Truffaut, któremu reżyser pokazał scenariusz. Dla niego, ilość seksu i przemocy była po prostu nie do strawienia. Po filmie pozostało jedynie nagranie ze zdjęć próbnych jak i kilka fotek

Radykalny, łamiący tabu i niezwykle ponury „Kaleidoscope” być może okazałby się zaskakującym wkładem Hitchcocka we wczesne kino eksploatacji?

Dodaj komentarz