Cienie Przeszłości #12 – Nightmare Alley

 

Guillermo del Toro bierze się za nową wersją „Nightmare Alley”. Pora przypomnieć oryginał.

Film będący adaptacją książki pod tym samym tytułem autorstwa Lindsay Greshama, jest obecnie jednym z kluczowych przedstawicieli kina noir a sama powieść stanowi ważny tytuł ery Ameryki Wielkiego Kryzysu . Co skłoniło del Toro do sięgnięcia po tę historię? Być może fakt, iż spora część tej opowieści rozgrywa się w świecie obwoźnych cyrkowców – a nie od dziś wiadomo, iż Meksykanin uwielbia wszelkich „freaks and geeks”.  No właśnie, „geek” to określenie, które od czasu filmu z 1947 roku nabrało zupełnie innego znaczenia! Główny bohater pracując w cyrku zafascynowany jest tamtejszym „geekiem” – godnym pożałowania ludzkim wrakiem, prawdopodobnie niespełnym rozumu, zabawiających gawiedź odgryzając głowy kurczakom (tudzież pijąc ich krew) tylko po to by zarobić na następną flaszkę wysokoprocentowego trunku. „Jak można upaść tak nisko?” pyta w pewnym momencie Stanton. Cóż, nie trudno się domyślić, iż odpowiedź na to pytanie poznamy w trakcie seansu i to na przykładzie głównego bohatera właśnie. Stanton Carlisle jawi się jako człowiek ambitny i głodny sukcesu. Jego talent do kantowania i manipulacji  sprawi, iż z brudnej sceny cyrku dość szybko wkroczy na ekskluzywne salony i będzie pławić się w luksusie. Jednak żądza pieniądza i ego wezmą górę nad rozsądkiem i doprowadzą go do zguby.

A może do zguby doprowadzi go zadarcie z przeznaczeniem? Ten wątek jest w sumie najciekawszy bo dotyczy wróżby z kart tarota i nieśmiertelnego pytania na ile jesteśmy panami własnego losu a na ile tylko pionkami nieprzerwanie powielającymi te same zachowania? Jego historia jest mocno podobna do Pete’a, kochanka kobiety,  która początkowo jest jego wspólniczką. Stanton nim gardzi, nie zdając sobie sprawy, iż Pete jest jedynym w tym towarzystwie, który pozbył się złudzeń. Z drugiej strony, wątek tarota może być także ciekawą polemiką z silą sugestii. Zła wróżba być może była jedynie sprytną manipulacją przebiegłej kobiety? Jednak w połączeniu ze skrywanym poczuciem winy, sugestia trafiła na podatny grunt.

Najbardziej przebiegła okazuje się (nome omen) Lilith, pani psycholog wciągnięta w kolejny przekręt na spółkę ze Stantonem. Jego talent w rozbrajaniu ludzi i wyciąganiu z nich słabości to zręczna sztuczka, u podstaw której leży wnikliwa obserwacja, tajny kod i pewnego rodzaju uliczny mentalizm. Lilith jest równie utalentowana, jednak gra w tę grę lepiej, bo trafniej rozstawia pionki i szybciej rozpracowuje przeciwnika. Można brać to za pochwałę kobiecej inteligencji i przebiegłości, ale mamy w końcu do czynienia z kinem noir gdzie femme fatale nie miała budzić sympatii. Sympatii nie budzi też i Stanton, więc jest to w sumie klasyczne „trafił swój na swego”.

O ile historia niesamowitej kariery opartej na jarmarcznej sztuce, napędzana  ambicją moralnie skrzywionego bohatera jest mocno ciekawa, to już jej smutny finał zawodzi. Filmowi zabrakło przekonywujących argumentów by uwypuklić bolesność  losu swojej postaci. Z jednej strony nie powinniśmy mu współczuć bo nigdy na to nie zasługiwał, ale z drugiej, film zbyt pospiesznie przedstawia upadek Stantona, sprawiając, iż jest on mało wiarygodny.  Mnie nie przekonał i zamiast wstrząsać, spowodował jedynie wzruszenie ramionami.

Jestem bardzo ciekawa jak do tej historii podejdzie Del Toro – czy usprawni trzeci akt i sprawi, iż będzie bardziej poruszający? Jeśli faktycznie w głównej roli wystąpi Leonardo DiCaprio to na pewno aktorsko można liczyć na świetną kreacje. Co ciekawe, aktor podobno zrezygnował z oferty Paula Thomasa Andersona by wystąpić w rimejku „Nightmare Alley”. No nie wiem, ja chyba wolałabym Andersona.
Del Toro ma także szanse naprawić to czego twórcy oryginału nie mogli pokazać z racji cenzury i bardziej pruderyjnych czasów. Film jedynie lekko ociera się o niektóre motywy z książki a sam ton jest o wiele lżejszy niż ten w powieści. Literacki Stanton to typ o wiele mroczniejszy a jego relacja z Lilith ma charakter niemalże sadomasochistyczny. 

 

Jeśli o mnie chodzi to historia powstania „Nightmare Alley” i osób w ten projekt zaangażowanych okazała się o wiele ciekawsza niż sam film. Prawa do książki kupił Tyrone Power, gdyż chciał zerwać z wizerunkiem „porządnego gościa” (grał zazwyczaj amantów i bohaterów kina przygodowego) i faktycznie rola Stantona pozwoliła mu wreszcie zabłysnąć i pokazać się z zupełnie innej strony. Bohater „Nightmare Alley” pod czarującą aparycją kryje samolubnego i pozbawionego skrupułów kombinatora. Z punktu widzenia Powera było to wyśmienite zagranie na oczekiwaniach publiczności. Najlepszą sceną z jego udziałem jest moment kiedy cyrkowi grozi zamknięcie. Jednak Stanton tak sprytnie rozbraja i manipuluje policjantem, że do zamknięcia nie dochodzi.

Za scenariusz i reżyserię „Nightmare Alley” odpowiadał Edmund Goulding, twórca który dobrze czul się zarówno w komedii jak i dramacie. Zaczynał jako aktor i być może dlatego stojąc już po drugiej strony kamery zawsze największy nacisk kładł na grę aktorską, odpowiednie tempo i właściwy przekaz emocji na ekranie. „Nightmare Alley” bez wątpienia jest jego najbardziej ponurym filmem, co nie dziwi gdy pogrzebie się w jego biografii. Goulding za dnia był zdolnym rzemieślnikiem, w nocy zaś słynął ze sporych perwersji. Oprócz voyeurystycznych ciągot, uwielbiał organizować seks imprezy o których huczało cale Hollywood. Po jednej z orgii, dwie uczestniczki musiały być hospitalizowane, wybuchł skandal i studio musiało wysłać reżysera „na wakacje” za granice, do czasu aż sprawa ucichnie.

Najtragiczniejszą postacią okazał się autor powieści, Lindsay Gresham. Dorastał na Coney Island przez co od dziecka fascynowali go cyrkowcy. Oprócz „Nightmare Alley” napisał także książkę „Monster Midway” opowiadającą o historii amerykańskiego cyrku i był swojego rodzaju ekspertem w demaskowaniu kuglarzy i oszustów, w tym różnego rodzaju spirytystycznych mediów. Podczas hiszpańskiej wojny domowej pracował ochotniczo jako medyk, po powrocie zaliczył nieudane samobójstwo, nie stronił od alkoholu i nie był najlepszym mężem. Z wiekiem zaczął tracić wzrok i zachorował na raka. 14 sierpnia 1952 roku w hotelu, w którym parę lat wcześniej napisał „Nightmare Alley” popełnił samobójstwo, połykając tabletki nasenne. Nie zostawił pożegnalnego listu, w jego kieszeni znaleziono jedynie wizytówki z następującym tekstem: „No Address. No Phone. No Business. No Money. Retired.”

Dodaj komentarz