Producenci „Jonah Hexa” obudzili się z letargu i na dwa miesiące przed premierą organizują blitzkriegową kampanię reklamową. Takie posunięcie oznaczać może jedynie, iż nie ma co reklamować. Czy produkt końcowy jest aż tak zły, że szkoda im było jakiejkolwiek poważnej kasy na odpowiednio wcześnie zaplanowaną promocję? Cóż, nie chciałam w to wierzyć, do czasu aż obejrzałam zwiastun..
Już pierwsza scena w zajawce sprawiła, że opadły mi ręce. Mam wrażenie, że z komiksu pozostało jedynie imię i nazwisko głównego bohatera. Historia w jaki sposób Jonah zdobył swoją słynną „buźkę” uznana została przez panów producentów za nieodpowiednią medialnie (bo przecież wiąże się z faktem, iż bohater posiadał matkę-prostytutkę, a jego własny ojciec sprzedał go w niewolę Indianom). Dlatego też, na jej miejsce wymyślono bardziej „poprawną” czyli kliszowatą do bólu (serio, w ilu filmach to widzieliście?). Dalej wcale nie jest lepiej, a wręcz gorzej i jedyne co mi przychodzi do głowy to skojarzenie z „Wild Wild West”, czyli efekciarskość maskująca kulawy scenariusz (mam nadzieję, że tu nie będzie żadnego gigantycznego pająka na koniec).
Jedynie pocieszenie to Josh Brolin w tytułowej roli, plus Michael Fassbender i Will Artnett jako czarne charaktery. I te trzy nazwiska (plus masochistyczna chęć obejrzenia tego, jak potraktowano na ekranie jednego z moich ulubionych komiksowych bohaterów) sprawią, że się na „Jonah Hexa” wybiorę.
Ps. chyba jednak poczekam na wydanie DVD.
[via SlashFilm]