Public Enemies – recenzja

publicenemies_m

Znacie powiedzenie o górze, która urodziła mysz? W pewnym sensie można je odnieść do nowego filmu Michaela Manna. Co prawda w tym przypadku mysz swoją muskulaturą przypomina buldoga i jest wielka niczym słoń, ale… to nadal mysz.

publicenemiesbale

Kraj: USA

Rok Produkcji: 2009

Reżyseria:  Michael Mann

Scenariusz: Ronan Bennett, Michael Mann, Ann Biderman

Obsada:

Johnny Depp
Christian Bale
Marion Cotillard
Giovanni Ribisi

„Public Enemies” miało idealny fundament aby stać się filmem wielkim, klasykiem. Doświadczonego reżysera, speca od kina sensacyjnego. Doborową obsadę – można się pokusić o stwierdzenie, że śmietankę dzisiejszej holiłudzkiej kasty aktorskiej. Kapitalnych, obeznanych w swoim fachu operatorów, dźwiękowców, montażystów, projektantów kostiumów. Coś jednak nie zagrało. Czegoś zabrakło.

Czego? Chyba wszystkiego po trochu.

public_enemies2

Największym grzechem „Public Enemies” jest brak emocji. Brak punktów zaczepienia dla zaangażowania widza. Mann nakręcił film zgodnie ze swoją chłodną, beznamiętną doktryną, którą nie każdy jest w stanie zaakceptować. Problem w tym, że ten swoisty dystans zawsze pozostawiał przestrzeń w której mogły prezentować się (lub rozwijać) postaci. Tutaj brak takiej przestrzeni. Brak czasu na coś poza pościgami, napadami na banki i ucieczkami z więzienia.

public_enemies5

I nawet aktorzy tacy jak Depp (świetny jako Dillinger) czy kapitalny w roli Purvisa Bale nie są w stanie wygrać z czasem. Nie wspominając już o drugim planie (Ribisi, Crudup), który jest ledwie naszkicowany. Stosunkowo najwięcej udało się wykrzesać ze swojej postaci Cotillard – choć jest dość prosta, to ewoluuje w trakcie historii, potrafi wzbudzić sympatię, zaangażować widza w swoje losy.

public_enemies3

I jeszcze ta kontrowersyjna cyfra. Mann uparł się i od czasu „Zakładnika” wszystko kręci za pomocą kamer cyfrowych. O ile w przypadku wyżej wspomnianego, czy średnio udanego, ale mogącego poszczycić się znakomitą stroną wizualną „Miami Vice” był to wybór dobry, to tutaj zaczęły się pojawiać wątpliwości. Obawiano się o ostateczny efekt. O to czy ostry, chłodny i pełen detalu obraz przystaje do tej epoki.

Osobiście wydaje mi się, że taki eksperyment nie jest niczym złym, w pewien sposób tworzy nową jakość – nawet na przekór przyzwyczajeniom. Kamera cyfrowa to tylko narzędzie, istotne jest jego wykorzystanie. Jaki jest zatem efekt tego eksperymentu? Niestety, nie do końca udany. Obok wystudiowanych, ładnie rozpisanych sekwencji i ujęć pojawiają się też przypadkowe, niezbyt dobrze skadrowane i zmontowane. Czasem wręcz nieczytelne. Momentami daje to uczucie „zbliżenia” do rozgrywających się na ekranie scen, ale w ogólnym rozrachunku pozostawia wrażenie chaosu i braku konsekwencji.

public_enemies6

Chciałem napisać co nieco o muzyce, ale w przypadku „Public Enemies” ten temat po prostu nie istnieje. Piosenki z epoki były ładne, owszem. Jednak całość oprawy muzycznej jest do bólu nijaka. Albo raczej: byle jaka.

Czy „Wrogowie Publiczni” to film zły? W żadnym wypadku! To dobre, zgrabne kino. Opowiedziane w niezłym tempie. Potrafi jednak spłynąć po widzu jak woda po kaczce, zostawić obojętnym wobec opowiedzianej historii. Na dodatek potrafi dać się zapomnieć.

Dodaj komentarz