Dookoła świata z horrorem i folklorem.
Z antologiami horroru jest jak z dziećmi. Każde jest inne – jedne lepsze, drugie gorsze. Jedne kochamy bardziej, inne już może ciut mniej. No dobra, może przesadzam! W każdym bądź razie, takie kompilacje to ryzykowne przedsięwzięcie, gdyż szanse, iż całość będzie trzymać wysoki poziom są naprawdę rzadkie.
Nie inaczej, jest w przypadku „The Field Guide to Evil” – filmu, który pod lupę bierze folklor a konkretnie opowieści z mitów, podań i legend z kilku stron świata. W projekcie wzięło udział dziewięciu międzynarodowych twórców prezentując osiem mocno zróżnicowanych tematycznie i wizualnie opowieści. Nie będę się rozpisywać o wszystkich, gdyż wole skupić się na tych najlepszych jak i …najgorszych.
The Cobbler’s Lot (reż. Peter Strickland)
Udział Petera Stricklanda wiązał się z dość wysokimi oczekiwaniami i zdolny Brytyjczyk bez wątpienia dostarczył według mnie najlepszy segment (choć mocno specyficzny!). Co ciekawe, to już kolejny film w jego karierze kiedy woli kręcić za granicą niż w swojej ojczyźnie. „The Cobbler’s Lot” to węgierska legenda o zakochanym szewcu, jego zazdrosnym bracie i wyprawie mającej na celu zdobycie ręki pewnej królewny. To co uderza w tej historii to prostota narracji i bogactwo strony wizualnej. Strickland po raz kolejny idzie w retro, tym razem mocno awangardowe i silnie zainspirowane twórczością Guy’a Maddina . Wszystko nakręcone jest niczym nieme kino rodem z fantazji Meliesa z tą różnicą, że w kolorze i z dźwiękiem. Sama historia jest też mocno erotyczna i makabryczna i Strickland podkreśla to w sposób mocno dla siebie specyficzny, całość ubierając w szaty bardziej baśni dla dorosłych niż historię z dreszczykiem.
Palace of Horrors (reż. Ashima Ahluwalia)
Historia Ashimy Ahluwali może nie jest najlepszym segmentem, ale zdecydowanie kwalifikuje się do opowieści, którą bardzo chciałabym zobaczyć w wersji pełnometrażowej. Pierwsza połowa ubiegłego stulecia, legendarny podróżnik zapuszcza się w indyjska dżunglę by odnaleźć tajemniczy pałac pełen niesamowitości. Jest tam świetny potencjał na fabułę niczym z kronik Indiany Jonesa zmiksowaną z „Hellraiserem”, horrorami Lovecrafta i opowieść z morałem na temat piętna angielskiego kolonializmu. Wszystko nakręcone jest wyłącznie w czerni i bieli co fajnie potęguje cały klimat. Po tej historii czułam zdecydowany niedosyt .
Al Karisi (reż. Can Evrenol)
Can Evrenol biorąc się za turecki mit o demonie nawiedzającym kobiety w ciąży idealne wpasował się w ograniczony limit czasowy swojej nowelki. Można te historie odczytywać jako metaforę depresji poporodowej a można jako dosłowną opowieść grozy. Evrenol umie straszyć – uczucie niepokoju wisi nad tą opowieścią od początku i jest tam okropnie ponuro nie tylko przez miejsce akcji. Co więcej, Evrenol uwielbia „obrzydzać” widza i jest wielkim fanem gore. W przypadku „Al Karisi” sprawdza się także stara prawda, iż dzieci i zwierzęta w sytuacji zagrożenia zawsze powodują u widza największy stres. Dla mnie „Al Karisi” to także taki nieświadomy ukłon w stronę „Ringu” – bo tak jak w japońskim horrorze, tu tez należy unikać studni!
The Kindler and the Virgin (reż. Agnieszka Smoczyńska)
Wkład Agnieszki Smoczyńskiej w antologie o folklorze budził moje spore zainteresowanie bo to mocno intrygujące rodzime nazwisko plus nasz folklor w filmie? Jeszcze zagranicznym? Biorę! Jej historia to przede wszystkich niesamowita atmosfera, świetnie podkręcona przez lokacje – kluczowe sceny kręcono w Korzeniowym Dole, miejscu na mapie Polski dość wyjątkowym. Fabularnie mnie ta opowieść jednak nie porwała – być może wynikało to z ograniczeń czasowych takiego segmentu a być może z faktu, iż opowieść o handlarzu wiklinowych koszy i jego makabrycznej pogoni za nieograniczoną wiedzą, choć atrakcyjna wizualnie, fabularnie okazała się nieco problematyczna. W przypadku filmu Smoczyńskiej, mocne narracyjne uproszczenie wybranej legendy zgubiło gdzieś sens tej historii.
The Melon Heads (reż. Calvin Reeder)
Napisałam na początku, iż takie antologie są jak dzieci i nie każdy wyrób jest udany, tak więc na koniec słów kilka o najgorszym dziecku w tej folkhorrorowej rodzinie. Folklor amerykański to rzecz nie łatwa bo z racji krótkiej historii tego kraju niewiele można tam wygrzebać. Jednak zamiast pójść w historie ze świata Indian i pierwszych osadników (choćby słynne Roanoke), czarownice z Salem czy legendy czarnoskórych niewolników Calvin Reeder wybrał coś naprawdę kuriozalnego. Dzikie dzieci z wodogłowiem atakujące przypadkowych turystów. Gdyby David Lynch zabrałby się za tą „legendę” (nadal mocno żywą w rejonach Michigan!) to być może byłaby to przerażające osobliwość. Niestety Reederowi wyszło dziełko mocno ocierające się o autoparodie i lekko żenujące, pozbawione klimatu czy polotu. W tym przypadku aborcja byłaby jak najbardziej wskazana!
Pozostałe historie:
Die Trud (reż. Fiala Severin i Veronika Franz) – austriacka opowieść o lesbijskiej miłości i nieposłuszeństwie z nocnym (świetna charakteryzacja!) demonem w tle.
A Nocturnal Breath (reż. Katrin Gebbe) – rodzeństwo na górskim odludziu i walka z opętaniem.
What Ever Happended to Panagas the Pagan? (reż. Yannis Veslemes) – pijani Grecy maltretują goblina bo ciekawi są Piekła.