Grzeszny film, którego grzechem jest nie znać!
Film Kena Russella to przede wszystkich bezkompromisowe i odważne spojrzenie na korupcje państwa i kościoła i ich rolę w pętaniu jednostek. Co więcej, poprzez postać Grandiera i siostry Joanny (tej samej, o której film nakręcił Jerzy Kawalerowicz) reżyser prezentuje dwie skrajne postawy: rozpasania seksualnego i represji tychże popędów. Obie okazują się zgubne i dla księdza i zakonnicy, głównie przez czasy w jakich przyszło im żyć i dokonane wybory.
Nie wyobrażam sobie nikogo innego na reżyserskim stołku, niż Russella. Brytyjski skandalista i ówczesny „król złego smaku” jak go lubili nazywać krytycy, okazał się idealnym człowiekiem do przeniesienia tej fascynującej historii na ekran. Jednak „Diabły” pod warstwą skandalu są przede wszystkim filmem, który zachwyca wizualnym rozmachem. Spora w tym zasługa operatora, Davida Watkina, który w mistrzowski sposób komponuje kadry i tworzy niezapomniane ujęcia. Dodatkowo film posiada unikalną scenografię. Twórcy początkowo chcieli nakręcić wszystko w jakiejś średniowiecznej wiosce, na szczęście jednak zdecydowali się na studio i scenografię wybudowaną od podstaw. Autorem odpowiedzialnym za production design był sam Derek Jarman, twórca słynnego „Caravaggio”. Jego Loudun jest architektonicznie niezwykle modernistyczne a nawet futurystyczne (wzorował się ponoć na „Metropolis” Langa).
Zresztą cały film w swojej stylistyce jest mocno współczesny (czyli dla nas mocno „70s”) i pełen anachronizmów co dodaje mu pewnej interesującej warstwy, gdyż ogląda się to nie jak obraz stricte historyczny, tylko bardziej jak kinowy performans (a awangardowy soundtrack Petera Maxwella Daviesa to jeszcze nieźle potęguje). „Diabły” to także wielka rola Oliviera Reeda, ówczesnego łobuza życia i ekranu. Czarujący awanturnik sprawił, iż grzeszny Grandier to postać mocno tragiczna bo tak bardzo ludzka w swym słabościach. Natomiast sama atmosfera produkcji im bliżej końca, tym bardziej robi się gorączkowa i transowa, nasiąkając histerią swoich bohaterek, przez co od ekranu ciężko jest oderwać wzrok. Russell też nie stroni od przemocy, ukazując ją (choćby w scenach tortur) w sposób jawny i niezwykle brutalny.
Na koniec trochę o reakcjach. W 1971 roku „Diabły” dostały najwyższy certyfikat wiekowy, czyli słynne „X” przyznawane głównie filmom pornograficznym. Co więcej, w Wielkiej Brytanii 17 miast zabroniło seansów a pierwsi krytycy o filmie Russella pisali niezbyt pochlebnie. Judith Light określiła go „wielką fiestą dla sadystów i perwersów” a Rogert Ebert dał „Diabłom” zerowy rating. Z czasem jednak zaczęto zerkać na „Diabły” bardziej pochlebnie i dzisiaj jest to jeden z najważniejszych filmów Kena Russella, którego grzechem byłoby nie znać!
W ramach uzupełnienia wrzucam jeszcze dokument o kulisach powstania i kontrowersjach wokół filmu. Filmik ciekawy jest także z innego powodu – to jedyny zapis, gdzie słynną wyciętą scenę można obejrzeć w całości!