Miniony rok w podsumowaniu muzycznym
You Were Never Really Here (Jonny Greenwood)
Soundtrackiem Greenwooda podobnie jak głównym bohaterem targają mocno sprzeczne emocje. Kompozycje potrafią być niespokojne, chwiejne i nieco pogmatwane ale także mocno liryczne, mizantropijne i uduchowione. Najlepiej słychać to porównując „Sandy’s Necklace” do „Tree Synthesisers”. Co więcej Greenwood tak samo dobrze się czuje w utworach mocno elektronicznych jak tych klasycznych. Śmiało miesza różne aranżacje i korzysta z nietypowych dźwięków, czego efektem jest jeden z bardziej frapujących soundtracków zeszłego roku.
Suspiria (Thom Yorke)
Greenwood to nie jedyny członek Radiohead udzielający się w zeszłym roku filmowo. O ile autor ścieżki do „You Were Never Here” to już w sumie zaprawiony kompozytor, jego kompan z zespołu tak naprawdę na tym polu dopiero debiutował. Yorke nie miał łatwego zadania. Oryginalna muzyka Goblina jest tak samo kultowa i ikoniczna jak nasycone kolorami kadry Argento. Artysta doskonale o tym wiedział i nie próbował podrabiać klasyka. Podobnie jak reżyser nowej wersji, muzyk poszedł w zupełnie innym kierunku. Ryzyko opłaciło się a mi muzyka przypadła do gustu bardziej niż sam film.
Hereditary (Colin Stenson)
Stenson to wszechstronnie uzdolniony muzyk, często udzielający się w takich zespołach jak Arcade Fire czy Bon Iver. Podobnie jak panowie z Radiohead postanowił spróbować swoich sił w muzyce filmowej. Jego soundtrack idealnie oddaje nastroje z filmu i cholernie dobrze podsyca niepokój. Nawet słuchany bez obrazu potrafi nieźle przestraszyć. Utwór końcowy to dla mnie absolutne mistrzostwo. „Reborn” brzmi jak ilustracja do „wpiekłowsąpienia” – coś podniosłego ale jednocześnie złowrogiego. Idealny przeciwbalans do wzniosłych pieśni religijnych, sam będący takową choć zaserwowaną bardzo przewrotnie. To utwór składający z się z kilku warstw instrumentalnych, każdej tak samo hipnotyzującej i zaskakującej. Mogę słuchać bez końca.
November (Jacaszek)
Folklorystyczna baśń Rainera Sarneta to obraz mocno poetycki, oniryczny i magiczny. Podobnie jest z muzyką autorstwa Jacaszka. Mocno liryczne utwory pełne są melancholii, nostalgii, pewnego niepokoju i tajemnicy. Ilustracja idealna do tego niesamowitego czarno-białego obrazu.
https://www.youtube.com/watch?v=pTSapkAWj7c
Hold the Dark (Brooke i Will Blarr)
Ostatni film Jeremy Saulniera przesączony jest gęstą atmosferą. Ponury klimat filmu to jego najlepszy atut. Reszta mi nie podeszła, gdyż fabularnie było tam po prostu strasznie płytko tudzież płasko (postacie). Jego kino zawsze powodowało u mnie mnóstwo emocji, jednak tutaj był tylko chłód być może mający odzwierciedlać temperaturę otoczenia. Szkoda. Wspomniany klimat idealnie potęguje muzyka. Niepokojąca, posępna i w wielu momentach zainspirowana kulturą rdzennych mieszkańców Alaski. Świetna rzecz to słuchania zimą.
https://youtu.be/vuNEIXxo9qI
Annihilation (Ben Salisbury i Geoff Barrow)
Muzyka w filmie brzmi dziwnie i obco. Niby to jakiś ambient ale tak naprawdę ciężko ją w ogóle skategoryzować. I myślę, iż o to właśnie chodziło – w końcu film Garlanda dotyczy kontaktu z czymś nieznanym. Wyobraźnia kompozytorów okazała się równie pomysłowa i zaskakująca co twórców od efektów wizualnych i kreatorów strefy X.
Halloween (John Carpenter, Cody Carpenter i Daniel Davies)
Pomysł by muzykę do nowej odsłony kultowego horroru skomponował autor odpowiedzialny za oryginał to hołd idealny dla legendy „Halloween”. Zresztą od jakiegoś czasu Carpenter udziela się częściej muzycznie niż stricte filmowo i jego nowa kariera jest tak samo fascynująca jak dawne reżyserskie dokonania. Tytułowy kawałek w odświeżonej formie nawet po latach nie stracił nic ze swojej siły rażenia a taki „The Shape Hunts Allyson” choć dość króciutki, pamięta się go na długo po seansie!
Upgrade (Jed Palmer)
Uwielbiam score Jeda Palmera tak mocno jak uwielbiam sam film. Słychać w nim dużo synthu, electro , ambientu i industrialu a to zawsze były gatunku, które moje uszy chętnie chłonęły. Utwór finalny „A Better Place” w kontekście sceny końcowej daje niezłego emocjonalnego kopa i długo hulał mi w uszach po napisach końcowych . A taki „Procedure” po mocno minimalistycznym początku powodującym lekki dreszcz niepokoju, przechodzi w zaskakująco cudną liryczną mini symfonię.
Revenge (Rob)
Ścieżka dźwiękowa do debiutu Coralie Fargeat bywa energetyczna i żywiołowa a także pulsująca i transowa. Sam film to niezła jazda bez trzymanki, która rzadko daje odetchnąć a soundtrack bardzo dobrze to uwypukla. Autorem muzyki jest francuski DJ Robin Coudert i echa klubowej przeszłości są mocno tutaj słyszalne.
https://youtu.be/f3DQ-mrcsZM
Mandy (Johan Johannsson)
Ostatni soundtrack tragicznie zmarłego kompozytora to rzecz mocno smutna do słuchania. Stylistyczne bogactwo tej ścieżki olśniewa i dobitnie pokazuje jak uzdolniony i unikalny był ten Islandczyk. Z jednej strony brzmi to jak epicka rock-opera a z drugiej jest tam mnóstwo cichszych i lirycznych momentów o sporym ładunku emocjonalnym. Potrafi tez nieźle przestraszyć uderzając w ciężkie synthy i industriale, ale i zahipnotyzować pulsującymi i transowymi kolażami. Jego kompozycje idealnie wpasowały się w klimat tego obrazu i oddały ducha filmu. „Children of the New Dawn” to po prostu majstersztyk, zresztą jak i cały soundtrack.
Pozostałe:
Destroyer – muzyka Teodore Shapiro to w tym filmie najciekawsza rzecz zaraz po kreacji Kidman.
Cold War – film Pawlikowskiego to opowieść o trudnej miłości ale także i o muzyce. „Dwa Serduszka” w kilku różnych aranżacjach idealnie podkreślają oba motywy.
A Star Is Born – kompozycje Lady Gagi to naprawdę świetne popowe kawałki, ale to utwór Bradley Coopera „Black Eyes” otwierający film jest dla mnie najfajniejszym numerem. Mocno rockowy z wyraźnie słyszalnymi wpływami jego muzycznego mentora, Eddie Veddera, idealnie pobudza rano zamiast kawy.