„Lords of Chaos” to raczej dziwaczny, ale bardzo interesujący projekt, na informację o którym natknąłem się zupełnie przypadkiem. Dziwaczny nawet nie tylko z powodu tematu (choć ten do najpopularniejszych również przecież nie należy), ale również ze względu na osobę reżysera.

„Wtajemniczeni” zapewne wiedzą czego dotyczyła książka o tymże tytule. Autorzy opisują tam początki norweskiej sceny blackmetalowej, czasy kiedy dla tamtych młodych ludzi ideologia była równie ważna, jeśli nie ważniejsza niż muzyka, czasy buntu, podpaleń kościołów, morderstw itp… Jednym z autorów tej publikacji jest amerykański muzyk i dziennikarz Michael Moynihan słynący z – delikatnie mówiąc – raczej niepoprawnych i kontrowersyjnych poglądów politycznych i nie tylko. Ja na marginesie polecam ze swojej strony płytę w której Michael mocno maczał palce, kolaborację Blood Axis/Les Joyaux De La Princesse – „Absinthe: La Folie Verte”. Kawał znakomitego, mocno onirycznego postindustrialu.

Przejdźmy jednak do filmu. Choć tak po prawdzie informacje jakie na jego temat posiadam są jak na razie mniej niż skąpe… Przyznam szczerze, że nie wiem czy będzie to fabuła czy dokument, nie wiem nic o formie, treści, czymkolwiek. Wiem natomiast, że warto czekać, bo za reżyserię odpowiedzialny będzie należący do ścisłej czołówki moich ulubionych skośnookoich reżyserów, niejaki Sion Sono. Człowiek ów zaczynał ponoć od kręcenia podziemnych gejowskich pornosów, lecz w tej chwili to jeden z najbardziej oryginalnych, obdarzonych niezwykłą wyobraźnią japońskich artystów. To jednocześnie jeden z tych reżyserów, którzy zapomnieli sprawdzić w słowniku co znaczy słowo „kompromis”, czego dowodzą tyle znakomite, co nie cackające się specjalnie z widzem filmy takie jak np. „Suicide Circle” czy „Strange Circus”. I chociaż sama tematyka „Lords of Chaos” nie jest już mi tak bliska jak byłaby np. 10-12 lat temu, ale osoba twórcy mówi mi, że możemy spodziewać się dzieła co najmniej nietuzinkowego. A najpewniej film okaże się jeszcze czymś więcej. Czemu w produkcję tą zaangażował się człowiek akurat z Japonii, do tego o „ciepłej” przeszłości – nie wiem. Wiem tylko, że jest to chyba jeden z najlepszych możliwych wyborów. Na koniec dodam jeszcze, że za scenariusz odpowiada Hans Fjellestad, filmowiec i muzyk obracający się w kręgach eksperymentalnych.