Z okazji święta wzmożonych zakupów kwiatów i czekoladek mały przegląd filmów „romantycznych inaczej”.
Milczenie Owiec (1991)
Premiera adaptacji powieści Thomasa Harrisa miała miejsce właśnie 14 lutego, tak więc jest to romans pełną gębą! Jego właściwą eskalacje widzimy dopiero w „Hannibalu”, w którym to koneser dobrego wina i ludzkiej grasicy w finale stosuje klasyczne romantyczne podejście „przez żołądek do serca”. Na szczęście epilog filmowy mocno odbiega od tego książkowego,który dla mnie był (nomen omen) nie do strawienia.
Hellraiser (1987)
Frank i Julia czyli Prawdziwa Miłość nie zna (piekielnych) granic!
„Hellrasier” jako fatalny, mocno erotyczny i nieco toksyczny romans, to nadal mój ulubiony motyw całego obrazu. Co ciekawe, w pierwotnej wersji scenariusza pierwsze zbliżenie między Frankiem i Julią było o wiele bardziej pikantne, jednak brytyjscy cenzorzy ostro zaprotestowali. Barker wspomina to tak: „I had a much more explicit sexual encounter between Frank and Julia, but they said no, let’s take out the sodomy and put in the flick knife”.
Berlin Syndrome (2017)
Przygodne romanse i zauroczenia to częsty element wakacyjnych wyjazdów. Spotkało to też i Clare na samotnej wycieczce po Berlinie. Problem pojawił się jednak wtedy kiedy jej kochanek okazał się zwolennikiem bliskości na wyłączność. Takiej, której podstawowym elementem jest bolec w drzwiach i węzeł.
W filmach Cate Shortland świat oglądamy oczami kobiet. I może dzięki kreacji Theresy Palmer, a może dzięki artystycznej wrażliwości Shortland gehenna Clare w „Berlin Syndrome” była dla mnie na poziomie emocjonalnym dośćmocno odczuwalna, przez co jestem w stanie wybaczyć twórcom dość naiwne zakończenie.
The Love Witch (2016)
Szukać miłości można na rożne sposoby, jedni robią to przez portale randkowe, inni przez znajomych. Elaine preferuje magię, jednak jej gorące pragnienie bycia kochaną sprawia, iż zaklęcia bardziej szkodzą niż służą.
Elanie spokojnie dałaby radę osiągnąć swój cel bez stosowania magii, ale wtedy film Anny Biller nie byłby taki oryginalny.
Heathers (1988)
Veronica i J.D to dość wybuchowa para, w niemalże dosłownym tego słowa znaczeniu. Fascynacja J.D sprawia, iż dziewczyna dość późno odkrywa, iż jej wybranek to psychopata. No cóż… nie od dziś wiadomo, że miłość jest ślepa!
Moja ulubiona satyra na nastolatki doczekała się nie dawno rimejku w postaci serialu (premiera w Marcu). Jednak „Heathers” pokolenia milenialsów jakoś mnie odstręcza niż zachęca.
Hounds of Love (2016)
Patologiczny i mocno pokręcony romans dwójki bohaterów „Hounds of Love” nabiera jeszcze bardziej potwornego znaczenia, gdy poczyta się o prawdziwej parze, która zainspirowała obraz Bena Younga. „Hounds of Love” podobnie jak „Snowtown” Justina Kurzela to obraz mocno ponury, nieprzyjemny i często odpychający. Jednak Young, podobnie jak Kurzel świetnie pokazuje współuzależnienie i manipulacje jaka często pojawia się w toksycznych relacjach.
The Loved Ones (2009)
Skoro jesteśmy już przy Australii, nie mogę nie wspomnieć o „The Loved Ones”. Lola chce iść na szkolną potańcówkę jednak wymarzony kandydat na partnera odtrąca jej awanse. Cóż, Lola łatwo się nie poddaje i Brent – czy tego chce czy nie chce, skończy z nią na „balu”. Nie on pierwszy zresztą. Nie od dziś przecież wiadomo, ze szukanie wymarzonego księcia to dość żmudne zajęcie i trzeba „pocałować wiele żab” zanim trafi się na tego Jedynego!
Debiut Seana Byrne’a to ciekawe połączenie czarnej komedii i horroru, taki „Pretty in Pink” w wersji gore. Szkoda tylko, że jego kolejny film nie zbliżył się już do poziomu debiutu.
Phantom Thread (2017)
On: artysta pełną gębą, perfekcjonista i snob. Ona: prosta dziewczyna zafascynowana sławnym projektantem. Na początku jest tylko muzą i wszystko wskazuje na to że skończy jak poprzednie – odstawiona na bok jak zużyta zabawka. Nie byłby to jednak film Paula Thomasa Andersona, gdyby na pozór klasyczny i staroświecki romans dwóch przeciwieństw nie poszedł w nieco inną, bardziej przewrotną stronę. Co prawda na tle wyżej wymienionych tytułów „Phantom Thread” wypada słabo (w kontekście patologii i perwersji), ale i tak po seansie długo nie mogłam wyrzucić tej historii z głowy.