Hunted (2021)- recenzja

 

wszyscy jesteśmy zwierzętami

Historia Czerwonego Kapturka odziana w szaty kina rape’n’revenge to dość oczywiste powiązanie ale “Hunted” Vincenta Paronnauda nie ma ambicji by coś w tym miksie ukazać odkrywczego, otwarcie wybierając zabawę gatunkową konwencją. Nie trzeba być też geniuszem, żeby zauważyć jak współczesne ulokowanie klasycznej baśni staje się idealną platformą do pokazania toksycznej męskości a nawet lekkim studium pierwotnych zachowań.
Kapturkiem jest tutaj Eve, która w barze poznaje Złego Wilka i kończy w jego bagażniku. Bezimienny oprawca na początku jest niezwykle czarujący, jednak gdy opada maska “miłego gościa” wychodzi z niego klasyczny zwyrol, pasjonat “snuff movies” i typowy mizogin. Eve ma być gwiazdą jego nowego filmowego przedsięwzięcia, samochód ulega jednak wypadkowi w środku lasu owianego tajemniczą legendą i od tego momentu zaczyna się dramatyczny pościg kata za ofiarą. Im głębiej w nawiedzony las, tym bardziej role zaczynają się odwracać a pierwotne instynkty biorą górę czego zwieńczeniem jest pojechany i gorączkowy finał, do którego wkrada się też nieco absurdu i odrobina surrealizmu.
“Hunted” idealnie nadaje się do podwójnego seansu z “Revenge” Coralie Farageat ponieważ oba filmy oprócz czerpania z podobnych gatunkowych schematów łączy zamierzone upodobanie do formy niż treści. Paronnaud, były komiksiarz ma wyczulone oko na fajnie skomponowane kadry. Dopieszczone audio-wizualia świetnie potęgują klimat oscylujący gdzieś pomiędzy oniryczną, ponurą horror-baśnią a surowym thrillerem o przetrwaniu. Las i jego mieszkańcy są tutaj metaforą pradawnych instynktów, które powoli odnajduje w sobie nasza heroina, bo nie od dziś wiadomo, iż żądza przetrwania to najsilniejszy odruch każdego zwierzęcia. Na uwagę zasługuje też i sam złoczyńca. Mocno zapada w pamięć, gdyż twórca (jak i sam aktor) obdarzają go odpowiednio wyważoną porcją charyzmy, przebiegłości, narcystycznej psychopatii ale także i czarnego humoru.
“Hunted” to film skrojony według wymagań gatunku, z dobrym tempem i niesłabnącym napięciem a przy tym fajnie zmontowany i w pełni świadomy swojej wyrazistej stylistyki . Nowatorskości czy oryginalności pewno próżno tu szukać, ale obok choćby takiego “Alone”, który fabularnie jest nieco podobny ale woli ścieżkę całkowitego realizmu, obraz Paronnauda ujął mnie właśnie tym oderwaniem od rzeczywistości, podkręconą estetyką i totalnym pójściem na całego w finale.

 

Dodaj komentarz