Kraj: Japonia
Rok Produkcji: 2006
Reżyseria: Makoto Tanaka
Scenariusz: Makoto Tanaka
Obsada:
Noriko Eguchi
Moeko Ezawa
Asami Katsura
Hideyuki Kikuchi
Zauważyłem ostatnio, że jakby tak się uprzeć, to można wyodrębnić pewien podgatunek japońskiego horroru. Mógłbym go nazwać np. horrorem wiejskim albo agrohorrorem, ale ponieważ oba te określenia brzmią wyjątkowo głupio, pozostanę chyba przy horrorze prowincjonalnym. Krótko mówiąc, w przeciwieństwie do większości filmów grozy pochodzących z tamtego rejonu, nie odnajdziemy wyalienowanego bohatera (czy częściej bohaterki) w gęsto zaludnionej nowoczesnej metropolii, wysokich wilgotnych biurowców czy zagrzybionych bloków mieszkalnych bądź nawiedzonych gadżetów czy innych atrybutów dwudziestego pierwszego wieku. Produkcje takie jak „Kakashi”, „Shikoku” czy „Ame No Machi” charakteryzują się bardziej tradycyjnym podejściem do materii horroru, częstszym nawiązywaniem do ludowych legend oraz „wstrzemięźliwością” w kwestiach czysto technicznych przy jednoczesnym zepchnięciu na bardzo daleki plan tradycji, rzekłbym, „urbanistycznych” będących przecież nierzadko podstawą nowoczesnych J-horrorów. Chciałbym w tym miejscu zająć się ostatnim ze wspomnianych przeze mnie filmów, czyli „Ame No Machi”, bardziej na świecie znanym jako „The Vanished”.
Gdy młody, pracujący dla czegoś w rodzaju naszych świętej pamięci „Skandali” dziennikarz otrzymuje zlecenie napisania artykułu o odnalezionych dziecięcych zwłokach pozbawionych jednakże jakichkolwiek wewnętrznych organów, domyśla się, że to znowu jakieś brednie żądnych rozgłosu prostych ludzi z małego miasteczka na prowincji. Mężczyzna już w głowie przygotowuje konspekt artykułu – wiadomo, jeżeli gazeta ma się sprzedać, trzeba będzie wymyślić całą mrożącą krew w żyłach historię, zresztą zawsze się tak robi – przecież duchów tak naprawdę nie ma. Kiedy jednak zwłoki najnormalniej w świecie wstaną ze stołu i wybiegną z kostnicy na oczach przerażonego pismaka, ten wie, że nie będzie już musiał niczego upiększać…
Jak się okazuje trzydzieści lat wcześniej zaginęła w okolicy szkolna wycieczka. Po latach jednak dzieci wracają. Dzieci, które nie postarzały się ani trochę. Dzieci, które nie są już takie same.
Skromne to w formie dzieło. Bez wizualnych fajerwerków czy wyrafinowanych efektów specjalnych – tzn. te są, ale stoją na raczej kiepskim poziomie. Także klimat wcale nie chwyta od początku za gardło. Groza? Owszem, ale raczej subtelna. Rzekłbym, że dzieło to bardziej niepokojące niż straszące – świetnie spełnia tu swoją rolę w kreowaniu nastroju muzyka. Nie wybijająca się na pierwszy plan, nierzadko wręcz niesłyszalna, zlewająca się z tłem a jednak potęgująca napięcie w sposób nieomal idealny. Piszę „nieomal”, bo do perfekcji doprowadzono ten element w „To Nie Jest Kraj Dla Starych Ludzi” – muzyka jest tam tak umiejętnie wkomponowana w całość, że gro osób do teraz nie zauważa, iż coś tam w rzeczy samej buczy w tle. Ale to tak na marginesie. „Ame No Machi” w bardzo przyzwoity sposób nawiązuje do klasycznych filmów grozy z dziećmi w roli głównej. Można znaleźć tu sporo punktów zbieżnych choćby z „Dziećmi Kukurydzy”, „Wioską Przeklętych” czy „Who Can Kill a Child?”. Mnie osobiście klimat przywodzi też chwilami na myśl „Blair Witch Project”.
Nie jest to oczywiście produkcja wybitna. Razić mogą trochę nierozsądne zachowania bohatera, także sama konstrukcja filmu pozostawia nieco do życzenia – nie zawsze utrzymano odpowiednie tempo, przez co momentami, zwłaszcza w środkowej części film może lekko nudzić. Ale koniec końców to raczej przyzwoity kawałek rozrywki na wieczór. Może i zapomnę za tydzień, że to w ogóle oglądałem, ale czasu spędzonego z Zaginionymi nie uważam w żadnym przypadku za stracony.