„Desert Son” to interesująco się zapowiadająca amerykańska produkcja niezależna, mogąca przywodzić na myśl kino van Santa, Roega, czy Larry’ego Clarka, skąpane jednak w mocno apokaliptycznym klimacie. Poniżej możecie obejrzeć zwiastun, a także przeczytać nasz wywiad z reżyserami „Desert Son”, Jamesem Mannem oraz Brandonem Nicholasem.
Jest to historia Philipa, chłopaka porzuconego na pustyni przez swojego ojczyma. Po kilku wyczerpujących dniach, na wpół żywy Philip dociera do opuszczonego górniczego miasteczka, gdzie spotyka tajemnicze rodzeństwo, Jacka i Lucy. Rodzeństwo niechętnie bierze chłopca pod swoje skrzydła. Z czasem między Lucy a Philipem rodzi się uczucie. Oszalały z zazdrości Jack prowadzi resztę grupy z powrotem ku cywilizacji, lecz jednocześnie ku zbrodni.
httpvh://www.youtube.com/watch?v=v5W-XWojpEI
Moglibyście opowiedzieć o narodzinach całej historii? Skąd zaczerpnęliście pomysł na „Desert Son”?
Brandon Nicholas: Początkiem „Desert Son” była nasza tygodniowa wycieczka na pustynię Mojave. Szukaliśmy interesujących lokacji, takich, które naprawdę by do nas przemówiły. Miejsc z historią czekającą na to, aby ją opowiedzieć. Byliśmy zszokowani, gdyż znaleźliśmy dziesiątki opuszczonych przez ludzi domostw niemalże w nietkniętym stanie. Łóżeczka, wypchane zwierzęta, książki, telewizory, albumy ze zdjęciami to tylko kropla w morzu tego, co mogliśmy znaleźć. Czemu ktoś miałby zostawiać tyle osobistych przedmiotów? Byliśmy absolutnie zauroczeni tymi opuszczonymi miastami, to one stały się iskrą, która zapoczątkowała naszą historię.
Pustynia, opuszczone dziecko, oniryczna atmosfera… Czy w jakikolwiek sposób inspirowało Was „Walkabout” Nicholasa Roega? Pytam, bo po opisie i zwiastunie to właśnie z tym filmem w głównej mierze skojarzył mi się „Desert Son”.
James Mann: „Walkabout” to jeden z tych filmów, które rekomendowano nam podczas preprodukcji. Jest to film, który nasi aktorzy musieli zobaczyć aby zrozumieć jak opresywny może być sam krajobraz w filmie. U Roega sceneria jest niezwykle silna, imponująca i w pewnym sensie wroga – chcieliśmy aby taki jej charakter był również odczuwalny w „Desert Son”.
Innym filmem, który zdecydowanie wygrywa na tej płaszczyźnie jest „Gerry” Gusa van Santa. Dzieło, którego jesteśmy fanami od samej premiery. Sceneria w tym filmie jest tak rozległa i surowa, że można powiedzieć, iż pustynia dosłownie połyka bohaterów.
Oba te filmy, oraz „Kraina Traw” Gilliama, wywarły duży wpływ na wizualną stronę „Desert Son”.
Być może się mylę, ale ogólna atmosfera „Desert Son” wydaje mi się mocno nihilistyczna. Jakby postaci nie miały przed sobą żadnej przyszłości, żadnych perspektyw, i jednocześnie jakby doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Czy film faktycznie ma tak pesymistyczny wydźwięk?
BN: Zdecydowanie czuć w filmie nieuchronnie zbliżającą się katastrofę. Na bohaterów nieustannie wywierana jest presja, która determinuje ich decyzje i wybory. Wydaje mi się, że jeżeli cały czas żyjesz na krawędzi, to może to być całkiem stresujące. Także sam fakt mieszkania na pustyni może doprowadzić człowieka do szaleństwa. Bohaterowie mieszkają w niesamowicie surowym otoczeniu, gdzie niczego nie ma w promieniu setek mil. Życie w takim świecie nie pozostawia wiele miejsca na nadzieję.
JM: Film jest raczej mroczny i pesymistyczny. Właśnie takie historie pociągają mnie zarówno w kinie, jak i w literaturze. Po prostu łatwiej do mnie trafiają jako bardziej realistyczny i szczery pogląd na świat. Nasz nowoczesny świat to nie żadne tęcze czy jednorożce, sensowne zatem wydaje się, aby pewne dzieła sztuki odzwierciedlały ten fakt. We wszystkim, co tworzę, staram się odnaleźć ten punkt, w którym słodkie i piękne zderza się z mrocznym i gnijącym. Na tym polega idea „Desert Son”.
Chcielibyście zawrzeć jakiś przekaz w „Desert Son”?
JM: Na najbardziej podstawowym poziomie to film o zepsutych dzieciakach, formach w jakich na siebie oddziałują oraz odwecie jaki chcą wziąć na reszcie świata. Jest to swego rodzaju ekstremizm, ale w świecie, gdzie na porządku dziennym są rozwody, znęcanie się nad dziećmi, porzucanie ich, opieka zastępcza, ucieczki i ogólne zaniedbanie, interesujące jest jaki długofalowy wpływ może to mieć na zepsutego nastolatka.
Postać Jacka daje nam okazje spojrzeć na współczesne społeczeństwo okiem outsidera. Ponieważ Jack nigdy nie żył w „uporządkowanym” społeczeństwie, wszelkie zwyczaje, wierzenia, zasady, wartości cywilizowanego świata są dla niego zupełnie obce. Postać Philipa stwarza Jackowi okazję, aby wyrazić swoje zniekształcone opinie i spaczone przekonania. Ze wszystkich elementów w filmie, to w światopoglądzie Jacka jest chyba najbliżej do czegoś, co mógłbym nazwać zwerbalizowaną wiadomością zawartą w „Desert Son”. To zabawne, pouczające, smutne i trochę przerażające patrzeć na świat w sposób, w jaki postrzega go Jack.
BN: Myślę, że wnioski jakie można wyciągnąć po seansie różnią się w zależności od osoby. Ja osobiście bardzo bym pragnął, aby na każdym widzu film wywarł jakieś wrażenie. Czy dobre, czy złe… wszystkie są w porządku. Chciałbym aby jedne fragmenty wywoływały mrowienie w żołądku. a inne zwyczajny uśmiech na twarzy. To jest najlepsze, najbardziej satysfakcjonujące w byciu filmowcem – możliwość wpływania na człowieka poprzez obrazy, idee i kreacje. Porywanie widza gdzieś na ponad godzinę i wywoływanie w nim konkretnych emocji.
Zawsze mnie zastanawiało jak wygląda współpraca pomiędzy dwójką reżyserów. Zakładam, że wszystko jest łatwiejsze gdy mamy do czynienia z braćmi (Coenowie), czy z bratem i siostrą (Wachowscy). Jak to było w Waszym przypadku? Czy każdy z Was był odpowiedzialny za inny aspekt produkcji, czy każdy element dopieszczaliście wspólnie? Często dochodziło między Wami do kłótni?
BN: Miałem szczęście pracować jako kierownik produkcji przy ponad tuzinie filmów, w których za zdjęcia odpowiedzialny był James. Zawsze nam się dobrze współpracowało, dlatego kwestią czasu była decyzja o naszym wspólnym projekcie. Większość twórczej odpowiedzialności była jakby podzielona miedzy nas po połowie. A ponieważ znaliśmy i współpracowaliśmy ze sobą tak długo, komunikacja nie stanowiła żadnego problemu. Mogliśmy przyjść na plan i dokładnie wiedzieć co wymyślił ten drugi.
JM: Każdy film to wynik współpracy wielu ludzi: scenarzystów, aktorów, operatorów, montażystów etc. I każda z tych utalentowanych osób wnosi swój wkład w cel, do jakiego wspólnie dążymy. A rezultat tych starań to film, będący czymś więcej, niż tylko sumą poszczególnych wkładów. Współpraca to wspaniała rzecz, a doświadczenie jakie zyskałem podczas współpracy z Brandonem jest nieocenione. Film był dla nas dużym przedsięwzięciem, ale jednocześnie bardzo satysfakcjonującym i procentującym w przyszłości doświadczeniem. To milowy krok w życiu każdego z nas.
Jacy artyści (pisarze, reżyserzy) inspirują Was, jako reżyserów? Czy którekolwiek z tych inspiracji są zauważalne w „Desert Son”?
JM: „Desert Son” jest tak naprawdę zainspirowany naszymi zainteresowaniami i pasjami w kwestii sztuk wizualnych. Film to fascynujące medium, które inkorporuje również niemal każdą inną formę sztuki: malarstwo, rzeźbę, projektowanie grafiki, modę, pisarstwo, muzykę, fotografię etc. Nasz film do odbicie naszych gustów i inspiracji. W każdej klatce możesz odnaleźć elementy, które bezpośrednio odnoszą się do czegoś czym pasjonujemy się wraz z Brandonem.
Jeśli chodzi o kino, „Desert Son” ma coś z surowości i bezpośredniości dzieł Larry’ego Clarka („Kids”, „Bully”), jak również z głębokiego liryzmu późniejszych filmów van Santa („Gerry”, „Paranoid Park”, „Last Days”).
BN: Zawsze duży wpływ wywierały na mnie prace Terry’ego Gilliama. Oglądaliśmy jego „Krainę Traw” podczas preprodukcji jako swego rodzaju punkt odniesienia dla designu filmu. Jest tam naprawdę dużo pięknego rozkładu, obumierania. Wpływ Gilliama zawsze gdzieś tam się przeciska, w każdą moją pracę. Wydaje mi się, że Gilliam zawsze podnosi sobie poprzeczkę, zawsze stara się być świeży, a koniec końców każde jego dzieło ma jego piętno, to zawsze jest film Gilliama.
Czy możecie podać przybliżoną datę premiery filmu? Jakie macie plany w kwestii światowej dystrybucji „Desert Son”?
BN: Współpracujemy z Shoreline Entertainment i szukamy właśnie dystrybutorów w kraju i za granicą. W międzyczasie krążymy po festiwalach – premiera filmu miała miejsce 29 marca na Method Fest w Los Angeles.
JM: Ten festiwal to było wspaniałe doświadczenie. Byliśmy nominowani do pięciu nagród, w tym Najlepsza Produkcja Niskobudżetowa, Nagroda Publiczności, Najlepsza Rola Drugoplanowa (grający Jacka Nathan Halliday wygrał!), Najlepsza Aktorka i Nagroda w Dziedzinie Marketingu/Promocji. Miło, że doceniono nas i naszych aktorów, których talent i ciężka praca zostały dostrzeżone przez największe nazwiska w branży.
I ostatnie pytanie do Jamesa – podejrzewam, że raczej nie jesteś spokrewniony z Michaelem Mannem. Ale co sądzisz o jego twórczości?
JM: Szanuję Michaela Manna, ponieważ jest on jednym z najwcześniejszych i najbardziej zagorzałych propagatorów cyfrowej technologii, zwłaszcza technologii HD. „Zakładnik” był filmem, który wielu ludziom uświadomił sens kręcenia filmów cyfrowo. Dowiódł swego i stworzył świetny film przy użyciu nowych technik.
Także Steven Soderbergh to twórca, który śmiało korzysta z nowych rozwiązań technicznych i odważnie implementuje je w swoje prace.
Dziękuję Wam za rozmowę.