25 lipca BBC wyemituje pierwszy z trzech półtoragodzinnych odcinków nowego mini serialu zatytułowanego „Sherlock”. Jak nietrudno zgadnąć, najnowsza produkcja brytyjskiej telewizji poświęcona jest genialnemu detektywowi z Baker Street. Jednak zamiast tropienia zbrodni pośród mrocznych zakamarków dziewiętnastowiecznego Londynu, niestrudzony detektyw i jego wierny przyjaciel doktor Watson, przemierzają ulice jak najbardziej współczesnej londyńskiej metropolii.
Ciekawa jestem, czy te nowoczesne szaty zaszkodzą czy też pomogą Holmesowi. Trochę szkoda, że wraz z modernizacją tego literackiego bohatera, pozbyto się kilku drobnych, acz znaczących cech szczególnych. Współczesny Sherlock już nie pali swojej słynnej fajki (ani nawet bardziej bliskich czasom obecnym, papierosów), a co za tym idzie nie zażywa też żadnych substancji zakazanych. No cóż, jakie czasy, tacy detektywi-geniusze. Autorami scenariusza nowej wersji są Steven Moffat czyli scenarzysta „Doktora Who” i Mark Gatliss znany z „League of Gentleman”. Reżyseruje natomiast Paul McGuigan, którego bardzo lubię za „Gangstera nr 1” i „The Reckoning” (za „Lucky Number Slevin” zresztą też). Wymienione nazwiska gwarantują, iż raczej wielkiego rozczarowania nie będzie.
Tweet
Damn it. Muszę przyznać, że pierwszy odcinek jest bardzo fajny (choć długawy). Taka brytyjska wersja „Monka” przyzdobiona dziwaczno-modnymi zabiegami formalnymi, ale w granicach tolerancji (to w końcu tylko serial). Za dwa lata prawdopodobnie nikt nie będzie o tym pamiętał, ale póki leci można pooglądać. No i rola tytułowa to castingowy strzał w dziesiątkę.