Choć każdy członek Opium ma nieco inne gusta filmowe, nie pomylę się chyba jeżeli powiem, że każdy z nas ceni sobie kino fantastyczne, niekoniecznie to rozbuchane, wizualnie efektowne, lecz to skromniejsze, nie epatujące efektami, za to eksplorujące nowe koncepcje czy zwyczajnie pobudzające do refleksji i stawiające pytania na temat naszego gatunku. Zdajemy sobie jednocześnie sprawę jak ciężko jest taki film nakręcić nie popadając w pretensjonalność lub zwykłą nudę – przecież tak naprawdę nie powstało zbyt wiele takich produkcji, które można by uznać za wartościowe. Kolejną próbę podejmuje młody amerykański reżyser Mike Cahill. Pomysł wyjściowy jest zdecydowanie intrygujący, a i informacje jakich nam Mike udziela w poniższym wywiadzie sugerują, że na film chyba warto poczekać.
Rhoda Williams, młoda i zdolna kobieta, bierze udział w projekcie astrofizycznym na MIT, a w przyszłości pragnie ruszyć w kosmos. John Burroughs , genialny kompozytor na szczycie swojej kariery, wraz z ukochaną żoną spodziewa się drugiego dziecka. W dzień odkrycia bliźniaczej Ziemi następuje tragedia, w wyniku której splatają się losy tej dwójki obcych sobie ludzi. Dwójka oderwanych od świata outsiderów nawiązuje nietypowy romans, który budzi w nich z powrotem życie. Lecz gdy przed jednym z nich rodzi się możliwość podróży na drugą Ziemię i zanurzenia się w alternatywną rzeczywistość, które nowe życie wybiorą?[sundance.org]
Odkrywanie „nowej Ziemi” z jednej strony, „nietypowy romans” z drugiej. „Another Earth” – bardziej dramat sci-fi czy love story?
To hybryda obu tych gatunków. Jestem wielkim fanem science-fiction skupiającego się na tych aspektach człowieczeństwa, które ciężko by było pokazać w innym gatunku. Element fantastyczny w filmie zasadza się na odkryciu lustrzanego odbicia Ziemi – wszyscy, którzy mieszkają tu, mieszkają także tam. i w tym fantastycznym kontekście rozwija się dramat i złożona historia miłosna.
Idea zduplikowanej Ziemi z pewnością jest dość niecodzienna. Jak narodził się koncept tej opowieści?
Używam tu fantastycznego elementu jako metafory. Wszystkie nasze związki są międzyludzkie – nasi przyjaciele, wrogowie, kochankowie, rodzeństwo, znajomi – wszystkie oprócz naszego związku z samym sobą. To związek wewnątrzludzki, istniejący w osobistych monologach we własnej głowie. Zduplikowana Ziemia daje możliwość Rhodzie Williams – głównej bohaterce, w samotności zmagającej się z brzemieniem winy – na przekształcenie związku wewnątrzludzkiego na międzyludzki. Rhoda może stanąć twarzą w twarz z Rhodą. I na tym polega koncept – na świecie mieszka 6,5 miliarda ludzi i każdy może stanąć naprzeciwko samego siebie. Sci – fi tworzy tu świat, który pozwala zadać pytania: co byś do siebie powiedział gdybyś siebie spotkał? Osądzałbyś go/nią, polubił, znienawidził, zazdrościł, gardził czy może przebaczył tamtej osobie?
Jakie były Twoje inspiracje podczas tworzenia „Another Earth”? Czy wpłynęły na Ciebie jakieś konkretne książki, filmy, teorie naukowe tudzież filozoficzne?
Ciekawe, że jesteście właśnie polskim magazynem , bo jedną z moich największych inspiracji jest Krzysztof Kieślowski. I choć uwielbiam wszystkie jego filmy, tym, z którego być może zaczerpnąłem najwięcej inspiracji jest „Podwójne Życie Weroniki” (1990). Oglądałem to dziesiątki razy na małym ekranie, a kilka lat temu miałem okazję obejrzeć ten film w kinie, w Lincoln Center w Nowym Jorku. Wybrałem się wtedy sam do kina, usiadłem pośród kompletnie obcych ludzi, z których część przyszła na randkę, część sama, tak jak ja. I pamiętam tę potężną więź jaka wytworzyła się między nami wszystkimi na sali. Historia dwóch kobiet, które mogą lecz nie muszą być duchowo złączone, i pytania, które film zadaje, wolna wola kontra przypadek, wszystko to wywarło na mnie bardzo głęboki wpływ. W dziwny sposób buduje się życiowe doświadczenie każdego człowieka – rodzimy się sami, sami żyjemy w naszych umysłach, sami umieramy – film Kieślowskiego (i mój, choć w o wiele skromniejszy sposób) kreujemy świat w którym ta „samotność” nie istnieje.
Czy film będzie bardziej zorientowany na dialog, czy starasz sie raczej opowiadac obrazem? Domyślam się, że „Another Earth” nie będzie raczej sci-fi napakowanym akcją i efektami, nieprawdaż?
Zdecydowanie nie jest to taki film. Zawiera oczywiście trochę wizualnych efektów, tak aby publika mogła uzmysłowić sobie koncepcje zduplikowanej Ziemi, ale nie jest to nakręcony za 100 milionów dolarów film z bombami nuklearnymi walącymi w potwory w gładkich i obłych statkach kosmicznych.
Fascynuje mnie idea „high concept” i jednocześnie uważam, że takie filmy nie są zarezerwowane tylko dla popcornowego Hollywoodu. Chciałbym zmierzyć taką koncepcję z bohaterami, którzy są outsiderami. Pomyśl o lądowaniu na Księżycu – 20 czerwca 1969 – większość świata wyszła przed swoje domy, na ganki, uniosła głowy i spojrzała na Księżyc. Było oczywiście niemożliwe dostrzec lądownik czy samego Neila Armstronga spacerującego po powierzchni Księżyca, ale nie powstrzymało to przeciętnego człowieka przed wpatrywaniem się w tę zawieszoną w oddali kulę na niebie i wyobrażaniu sobie całej sytuacji. Hollywood robi lądowania na Księżycu, ja pokazuję ludzi na gankach. Wyobraźnia to największy sekret biednego filmowca.
Czy „Another Earth” zawiera jakiś konkretny przekaz?
Może nie tyle przekaz, co emocje. Emocje, które związane są ze spokojem wewnętrznym, jednakże moje zdolności językowe nie są na tyle duże abym potrafił wyartykułować to słowami. Myślę, że film i ogólnie sztuka (muzyka, poezja, malarstwo) mają tę wyjątkową umiejętność do przekazywania emocji – dlatego tkwi w nich taka siła. Nie chodzi o dydaktykę, ani o odhaczanie kolejnych standardowych punktów lecz o przekazywanie emocji. Mam zatem nadzieję, że poczujesz coś głębokiego, coś co połączy nas wszystkich, coś, co trudno nazwać słowami.
Jaką publikę chciałbyś przyciągnąć wraz z „Another Earth”?
Myślących. I pijących :)
O, to zaliczam się do obu kategorii :) Dzięki za wywiad Mike!
Tweet
Dzięki za wywiad. Rzeczywiście pomysł intrygujący, i na pierwszy rzut oka z punktu widzenia nauki i logiki totalnie niedorzeczny. Co do filmów rozwiających i przedstawiwających świat „co bybyło gdyby xyz?”, za fajne, przedstawiającego coś właśnie niecodziennego, filozoficznego czasami. Pytanie tylko czy zależy nam na filmach po których oglądnieciu widz odpowie, „tak, ciekawe, ale przecież to niemożliwe”, i zapomni, jak o wielu innych rozrywkach, czy raczej „tak, ciekawe, hmm, kto wie, może kiedyś tak będzie”, po czym czasami wyrazi „oby nie” / „miejmy nadzieję że tak”, w zależności od tego czy efekt jest pozytywny czy negatywny tej przyszłości, i rzeczywistości.
generalnie to jest cały problem s-f.
jedne mówią o czymś co może sie stać, może dzisiaj, może kiedyś, może z małym prawdopodobieństwem, albo i nie jak odkryjemy za 100 lat jakieś nowe fakty, ale jednak w/g nas może się to zdarzyć. mamy tutaj więc, różne wizje przyszłości, loty kosmiczne, inwazje kosmitów, szutczne inteligencje, wojny, klonowanie ludzi, apokalipsy, sensowne historie alternatynwne, itp. oczywiście o ile je wytłumaczono pobieżnie, lub w jawny sposób nie przeczą temu co wiemy, lub zaznaczają w jaki sposób w przyszłości okazało się że stare rozważania były błędne. Już lepiej aby książka/film wprowadził jakiś nowy koncept i nazwę, niż stosował kiepskie analogię do istniejących pojęć. np. bardzo w tym względzie mi się podobała tutaj książka „perfekcyjna niedoskonałość” Dukaja.
drugie mówią o czymś co się nie może zdarzyć. niestety do tej drugiej kategorii zalicza się również bardzo dużo hitów „s-f”, są poprostu taką kaszaną.
trudno powiedzieć do której kategorii zalicza się „Another Earth”, bo uwzględniając chaos to nie sposób stworzyć dwóch ziemi, a na nich takich samych ludzi, tą samą pogodę. a nawet gdyby udało się, to czym się to różni od tego co widzimy w lustrze, poprostu odbicie nas samych. gdybyśmy polecieli na taką planetę, to czy nie polecielibyśmy de facto na tą samą planetę? (nasze lustrzane ego by w tym czasie też poleciało tyle że na naszą planetę). moglibyśmy spotkać się może w połowie drogi. no i czemu tylko ziemia jest lustrzana, a słońce, księżyc, galaktyka, itp? jeśli jednak są jakoś inni, nie dokońca lustrzani, to hmm, jakim cudem w ogóle się nasi lustrzancy urodzili, i tak samo wyglądają, czyżby ich los i spotkanie rodziców było przesądzone, a wolna wola?, a może przeznaczenie, a może to ja mam wolną wolę, i to ja jakby sterowałem wydarzeniami lustrzeńców, a może odwrotnie. trochę to wszystko dziwne, jeśli pociągnąć do logicznych konsekwencji.
miejmy jednak, że twórcy myślą, i że film rzuci światło na te problemy, i jednak będzie można go brać na poważnie.
Dzięki za komentarz – prawie tak samo długi jak sam wywiad :)Ciekawa kwestia, która może budzić wątpliwości i wywoływać dyskusje. Wypowiem się tylko za siebie – wg mnie wszystko zależy od podejścia samych twórców, tzn. w jakim stopniu chcieliby oni aby ich film po prostu opowiadał historię, a w jakim historia ma być tylko pretekstem do powiedzenia czegoś bardziej uniwersalnego. Wiadomo, każdy dobry twórca chce osiągnąć jedno i drugie, ale w każdym konkretnym przypadku te proporcje różnie się rozkładają.
Jeśli chodzi o mnie to nie przeszkadza mi jeżeli pomysł wieje absurdem, dopóki jest on punktem wyjścia aby powiedzieć coś głębszego i umieszcza człowieka w jakiejś konkretnej sytuacji, która właśnie coś takiego umożliwia („Another Earth” jest tu idealnym przykładem). Gorzej jeżeli ów absurd stara się w jakiś naukowy czy pseudonaukowy sposób wyjaśnić, bo wtedy do śmieszności już niedaleko. Ale jeśli mamy daną sytuację i filmowiec nie docieka jak do tego doszło/jak to możliwe, lecz raczej zastanawia się jak człowiek w takich okolicznościach by się zachował, to nie widzę przeciwwskazań.
Trudno wyczuć jak wypadnie „Another Earth”, musimy po prostu zaczekać i zobaczyć.
Hmm… Ja chyba też wolę twarde, oparte na faktach sci-fi, ale tak naprawdę to zależy od filmu i, jak napisał Stark, od podejścia twórców. Nie pozostaje nic innego, jak poczekać i zobaczyć (bo mam nadzieję, że jakaś możliwość na to w Polsce będzie…).
W każdym razie kolejny ciekawy wywiad i ciekawy człowiek – uśmiechnęłam się, że znowu bohater rozmowy przywołuje bliskie memu sercu nazwisko – jak nie Darwin, to Kieślowski. ;)