DoppelLuster – wywiad z Adamem Masonem, reżyserem „Luster”

Zapraszam na wywiad z Adamem Masonem, twórcą takich filmów jak „Blood River”, „Broken” czy „The Devil’s Chair”. Głównym tematem naszej rozmowy jest jednak jego najnowsze dzieło, czyli „Luster”, film, którego zwiastun możecie obejrzeć tutaj.

Kolejny film i po raz kolejny Andrew Howard w roli głównej. Wygląda na to, że lubicie ze sobą pracować. Dlaczego on? Czy chociaż przez chwilę rozważałeś obsadzenie kogoś innego w roli Thomasa Luster?

Znam Andrew od lat. Jestem jedynakiem, a jego uważam za kogoś w rodzaju starszego brata. Na dodatek ostatnio urodziła mu się piękna córeczka, której ojcem chrzestnym zostałem. Mamy ze sobą wiele wspólnego jako ludzie, lubimy te same rzeczy. To samo nas śmieszy. Dlatego łatwo się nam współpracuje.

Praca z wieloma aktorami jest naprawdę nieprzyjemna. Są neurotyczni i narcystyczni jednocześnie – stanowią dziwne połączenie braku pewności i arogancji, i trzeba ciągle prowadzić ich za rączkę. Kiedy kręcisz film, ludzie pytają cię o milion rzeczy dziennie i oczekują, że masz odpowiedź na wszystko. Tak właśnie wygląda praca reżysera.

Jeśli więc mogę zatrudnić ludzi którzy są genialni w tym co robią, robią to lepiej niż ja kiedykolwiek byłbym w stanie i rozumieją mój punkt widzenia – wtedy dostanę nie tylko to co chcę, ale w trakcie będę miał z tego sporą uciechę.

Andrew nigdy nie zadaje mi pytań, ma dużo lepszy zmysł aktorski niż ja i jest po prostu znakomity w tym co robi. Postać i wszystko co z nią związane omawiamy przed rozpoczęciem pracy, ale kiedy już dojdziemy do porozumienia to przekazuję mu pałeczkę. Myślę, że to zadanie aktora: mieć wgląd w postać od początku do końca. Często podejście aktorów jest mylne i trzeba włożyć wiele pracy w kierowanie nimi.

Wobec powyższego, ciągle zatrudniam Andrew. Głównym powodem zatrudniania tych samych ludzi do każdego projektu jest fakt, że wywiązują się ze swoich powinności. Dzięki temu nie ma potrzeby marnowania czasu na rozmowy o nieistotnych pierdołach, kiedy czas jest najcenniejszym zasobem na planie filmowym. Nie uwierzyłbyś ilu aktorów pojawia się na planie bez żadnego przygotowania. Wiele razy w ciągu roku zdarzały się sytuacje, że aktorzy nie znali swoich własnych dialogów. Jeśli nie zadali sobie nawet trudu nauczenia się ich, to z góry wiadomo, że będą grać bezmyślnie, nie rozumiejąc sceny ani jej kontekstu w ramach całego scenariusza. Takich ludzi najlepiej unikać.

Miałem dużo szczęścia pracując nad „Luster” i „Blood River”. Aktorstwo było w nich dużo powyżej przeciętnej.

Simon[Boyes – przyp. Stark] i ja napisaliśmy „Luster” dla Andrew, więc nie braliśmy nikogo innego pod uwagę. To samo tyczy się innych ról w filmie – wszystkie były pisane dla konkretnych aktorów. Nie było żadnego castingu.

Szczerze mówiąc nudzą mnie już te wszystkie filmowe schizofrenie, podwójne osobowości, kolejne wariacje na temat „Fight Clubu” czy „Mechanika”. Jakie elementy wyróżnią „Luster” od wyżej wspomnianych? A może się mylę i będzie to zupełnie coś innego?

Cóż – wspomniane filmy prezentują mroczne i poważne podejście do tematu. „Luster” to czarna komedia, zdecydowanie nie należy brać tego filmu na serio.

Zawsze twierdziłem, że w każdym z nas kryją się dwie osoby – ta, którą pokazujemy na zewnątrz, która zasadniczo jest zmyślona oraz prawdziwe „ja”, mroczne, niestabilne i niebezpieczne. Nie jest to oczywiście najoryginalniejszy pomysł na świecie, taki Robert Louis Stevenson pisał już o tym 130 lat temu. Zawsze jednak uważałem tę dwoistość naszej natury za coś bardzo zabawnego, a mój film jest dosłowną interpretacją tej idei.

Wydaje mi się, że każdy kolejny film Adama Masona jest mroczniejszy, bardziej opresywny i wywracający mózg do góry nogami od poprzedniego. Czy mogę się spodziewać przekraczania kolejnych granic wraz z „Luster”?

Jak już mówiłem, choć momentami „Luster” jest bardzo mroczny, to jeżeli oczekujesz horroru, możesz poczuć się rozczarowany. Bardzo daleko mojemu filmowi do tego gatunku.



„Luster” co prawda nie miał jeszcze swojej oficjalnej premiery, ale na pewno masz już pomysły na kolejne filmy, prawda?

Zaraz po zdjęciach do „Luster” nakręciliśmy i zmontowaliśmy „Pig”, więc kolejny film mam już za sobą. Później istnieje kilka opcji, z których tą najbardziej prawdopodobną jest „Dracu.L.A.”, który znowu nakręcę we współpracy z Andrew, z czego już bardzo się cieszę.

Napisaliśmy też z Simonem scenariusz zatytułowany „Blind”, który chcielibyśmy wraz z Tess[Panzer – przyp. Stark] przenieść na ekran. Z tego skryptu jestem jak na razie najbardziej zadowolony. Poza tym wraz z Andrew nakręciliśmy western zatytułowany „Death Valley” (podobnie jak „Pig” użyliśmy tu jednego ujęcia) i chcielibyśmy coś z tym materiałem dalej zrobić.

Tyle że teraz jest tak ciężko o finanse. A umierający rynek DVD dodatkowo dobija nas, niskobudżetowych filmowców.

Chciałbym zapytać Cię o „Pig”. Jak traktujesz to dziełko: jako eksperyment, film zrobiony dla zabawy, swego rodzaju ćwiczenie? Może coś jeszcze innego? Czy planujesz wydanie „Pig” na DVD?

„Pig” zrobiliśmy aby odreagować fatalne doświadczenia związane z kwestią dystrybucji „Blood River”. To naprawdę jest bolesne kiedy wkładasz w coś mnóstwo serca tylko po to, aby zobaczyć jak efekt twojej pracy jest na twoich oczach niszczony. Dlatego Andrew i ja skumulowaliśmy cały nasz gniew i frustrację i nakręciliśmy „Pig”. Absolutnie nie nakręciliśmy tego dla zabawy. Powiedziałbym wręcz, że „zabawa” to najodleglejsze określenie jakie mógłbym wymyślić.

Wszyscy udaliśmy się w niesamowicie mroczne miejsce, a cały proces okazał się cholernie destruktywny. Pozrywały się przyjaźnie. Pewne granice zostały przekroczone, a ostatecznie proces ów  spowodował dramat w życiu wielu z nas i kazał zadać mi pytanie po co ja to wszystko w ogóle robię.

A potem spędziliśmy wraz z Andrew mnóstwo czasu na dyskutowaniu, czy nie wywalić nakręconego materiału w diabły i nie  pokazywać tego nikomu. Aż taki wpływ wywarła na nas cała ta sytuacja.

Upłynęło jednak trochę czasu i jeszcze raz rzuciliśmy okiem na „Pig”. Okazało się, że film całkiem się broni. Trudno czuć się zbyt mocno odpowiedzialnym za coś, co było w tak dużym stopniu improwizowane. Myślę, że trochę to nas wystraszyło – kiedy kręcisz taki film, w pewnym momencie zaczyna żyć on własnym życiem. Masywne, w stu procentach improwizowane długie ujęcia dodały całości obrzydliwe poczucie realizmu, coś, z czego ciężko się później otrząsnąć.

Na chwilę obecną pokazujemy „Pig” za darmo w necie. Zdecydowaliśmy się na ten krok jako bezpośrednia reakcja na koszmar korporacyjnego gówna związany z naszym poprzednim filmem. Jeśli ktoś chce obejrzeć „Pig”, może skontaktować się ze mną pod adresem adammasonisdead@hotmail.com albo na Facebooku. Nietrudno mnie wytropić.

Widziałeś ostatnio jakiś fajny film? Co mógłbyś polecić naszym czytelnikom (oczywiście oprócz swoich własnych produkcji)?

Ostatnio najbardziej przypadły mi do gustu „Greenberg”, „The Good Heart”, „Unthinkable”, „Hunger”…

I ostatnie pytanie – wyobrażasz sobie siebie kręcącego romantyczną komedię? Np. z Andrew Howardem w roli niezdarnego księgowego, który spotyka miłość swojego życia kupując płatki owsiane w supermarkecie?

Może kiedyś!

Dzięki za wywiad!

Dodaj komentarz