Cienie Przeszłości #8 – Człowiek zwany Ciszą

 

Najnowszy film Quentina Tarantino sprawi, iż pewnie niejeden sięgnie po klasycznego „Django”. W bogatej filmografii Sergio Corbucciego znaleźć można również obraz, który po dziś dzień pozostaje jednym z bardziej niekonwencjonalnych przykładów swojego gatunku: „Il Grande Silenzio” z 1968 roku.

reżyseria: Sergio Corbucci

scenariusz: Mario Amendola, Bruno Corbucci, Sergio Corbucci i Vittoriano Petrilli

zdjęcia: Silvano Ippoliti

muzyka: Ennio Morricone

obsada: Jean-Louis Trintignant, Klaus Kinski, Frank Wolff, Vonetta McGee i inni

produkcja: Włochy, 1968

 

“Once, my husband told me of this man. He avenges our wrongs. And the bounty killers sure do tremble when he appears. They call him Silence. Because wherever he goes, the silence of death follows.”

„The Great Silence” to spaghetti western łamiący dotychczasową konwencję na kilka sposobów. Pierwszym jest bez wątpienia wybór miejsca akcji. Sercem (nie tylko włoskiego) westernu od zawsze były spalone słońcem pustkowia. Natomiast u Corbucciego cała historia rozgrywa się w głębokich śniegach stanu Utah, podczas Wielkiej Zamieci w roku 1899. Czas i wspomniane miejsce akcji to nie tylko przypadkowy wybór reżysera, a świadomie użyte narzędzia, służące do kreowania nie tylko ogólnego nastroju filmu, ale także i kierunku, w którym  rozwija się historia.

greatsilence1

Głównym bohaterem jest jeździec znikąd (Jean- Louis Trintignant), który zawsze strzela drugi, jednak trafia pierwszy. Zabieg ten pozwala mu na swobodne unikanie kary, ponieważ zawsze działa w „samoobronie”. Pewnego dnia zostaje wynajęty przez wdowę by pomścić śmierć jej męża, zabitego przez bezwzględnego łowcę głów (Klaus Kinski).

Klasyczny protagonista spaghetti westernu to postać, która nie mówi zbyt wiele, choćby Człowiek Bez Imienia z trylogii Leone, czy wcześniejszy twór Corbucciego, Django. W „The Great Silence” popchnięto ten schemat jeszcze dalej – bohater Trintignanta jest niemową, co nie tylko dodało mu sporej aury tajemniczości ale także sprawiło, iż urósł on niemalże do roli mitycznego mściciela, pojawiającego się zawsze tam gdzie cierpią niewinni (nietypowe jest także jego narzędzie do wymierzania sprawiedliwości – zamiast klasycznego rewolweru, bohater posługuje się Mauserem C96, dzięki czemu strzela efektywniej i szybciej niż jego przeciwnicy). Ten reżyserski zabieg to efekt umowy pomiędzy Trintignantem  a Corbuccim – aktor zgodził się zagrać w filmie pod warunkiem, że nie będzie musiał uczyć się tekstu.

Kolejnym elementem, który sprawia, iż 'The Great Silence” łatwo wyłamuje się z przyjętych westernowych schematów jest odwrócenie ról złoczyńca – bohater . Włosi sprawili, iż ten dość czarno-biały gatunek nabrał nieco szarości i stał się (w kontekście poczynań swoich bohaterów) bardziej niejednoznaczny (co później zręcznie wykorzystali i sami Amerykanie, tworząc specyficzne antywesterny w latach 70-tych). W filmie Corbucciego to ludzie posługujący się prawem są mordercami (wyjątkiem jest szeryf, którego mimo wszystko prawo częściej pęta, niż pozwala na swobodne manewry) a jego naczelnym przykładem jest bohater grany przez Klausa Kinskiego. Kinski, który ze swoją magnetyczną prezencją i charakterystyczna fizjonomią przerażający byłby nawet w roli krzesła, wciela się w (nomen omen) Loco –  bezwzględnego mordercę i rasistę, ale także i cynicznego oportunistę (wyroki wydane na banitów to w jego mniemaniu szybka i prosta droga to sporego majątku). Co więcej, w świetle prawa wszystkie jego okropne uczynki są jak najbardziej „usprawiedliwione”. Tworząc postać Loco, Corbucci niejako de-konstruuje mit łowcy głów, który tak naiwnie gloryfikował  w swoich filmach Leone.

kinski
Sami banici natomiast, to zwykli ludzie, których okrutna zima i głód popchnęły w stronę przestępstwa – co ciekawe są to głównie Mormoni, których nienawidzi lokalny bankier (a jak wiadomo stan Utah to dziś kolebka tej religii) płacąc sowicie każdemu kto zechciałby pozbyć się „przestępców”.

Jednak tym co sprawia, iż „The Great Silence” jest arcydziełem swojego gatunku, jest jego ogólna wymowa i szokujące zakończenie (na rynek amerykański powstał bardziej optymistyczny finał, jednak zachował się bez podkładu dźwiękowego). Obraz Corbucciego jest jednym z bardziej przygnębiających, cynicznych i nihilistycznych westernów w dziejach (nie powinno więc dziwić, iż to jeden z ulubionych filmów Michaela Haneke). Stanowi doskonały przykład darwinowskiego credo o przetrwaniu najsilniejszego, gdzie tym silniejszym okazuje się najczęściej ten bardziej bezwzględny lub wpływowy.

Dodaj komentarz