…czyli subiektywny przegląd aktorów (dla niektórych) mniej znanych, ale za to dobrze się zapowiadających, pod wieloma względami interesujących, z ciekawym dorobkiem, o których już niedługo, tudzież wkrótce, powinno być głośniej.
Luke i Harry Treadaway
Kariera aktorskich bliźniaków jest mocno nierówna. Choć pojawiają się w interesujących produkcjach kinowych i telewizyjnych, to mają też tendencje do grania w obrazach dość miernych, skierowanych prosto na rynek DVD („St. George’s Day” czy „Cockneys vs Zombies”). Luke’a zauważyłam po raz pierwszy w „Starciu Tytanów”, gdzie wcielił się w nawiedzonego kapłana Prokopiona, a potem ponownie w „Attack the Block”, gdzie grał uroczego, acz nieco tchórzliwego hipstera.
Prawdziwy przełom w jego karierze nastąpił jednak w 2012 roku, gdy na deskach londyńskiego teatru wcielił się w rolę autystycznego chłopca w „Dziwnym Przypadku Psa Nocną Porą”. Za swoją kreacje zdobył niedawno prestiżową nagrodę teatralną, co stanowi dobry początek do bardzo obiecującej kariery nie tylko na własnym podwórku, ale także i za Oceanem. Jak na razie bliżej Hollywood jest jednak Harry, który zgarnął drugoplanową rólkę w superprodukcji Disneya „The Lone Ranger”.
Bracia spotkali się nie tylko deskach teatru (w sztuce „Over There” w 2009 roku), ale także i na ekranie w pseudo-dokumencie opartym o powieść Briana Aldissa „Brothers of the Head”, gdzie wcielili się w syjamskie bliźnięta – członków fikcyjnego zespołu ery punk rocka. Jeśli więc nie powiedzie im się na ekranie, zostanie im jeszcze scena, ponieważ Treadaway’owie zagrali i zaśpiewali wszystkie utwory samodzielnie.
Luke Evans
Kwestia talentu aktorskiego Luke’a Evansa może być dla niektórych wątpliwa, jednak na pewno nie można mu odmówić dobrych warunków fizycznych. Do tej pory gustował głównie w drugim planie, pojawiając się w produkcjach kostiumowych (grał Apolla w „Starciu Tytanów”, Aramisa w „Trzech Muszkieterach” i Zeusa w „Immortals”), jednak już całkiem niedługo będzie grał pierwsze skrzypce w produkcjach o sporym medialnym zainteresowaniu. Evans wygrał casting do roli Erica Dravena w nowej wersji „Kruka” i zostanie też nowym ekranowym wcieleniem hrabiego Draculi. Oprócz tego zobaczyć go będzie można także w dwóch częściach „Hobbita” w roli Barda Łucznika (dla tej roli zrezygnował z głównej w „Only God Forgives”!).
O ile Evans nie popadnie w „syndrom Worthinghtona” (czyli w dość krótkim czasie obsadzany będzie niemalże we wszystkim, przez co się opatrzy i po pierwszej finansowej klapie zniknie), to być może uda mu się rozkręcić udaną karierę ekranowego twardziela, a nawet i amanta. Choć w pruderyjnym i skostniałym Hollywood może być z tym problem, ponieważ Evans nie ukrywa faktu, że jest gejem. Ufam jednak, iż Zachary Quinto ze swoim niedawnym coming outem przetarł nieco szlak i odmienne preferencje seksualne nie będą już tak pętać młodych i zdolnych aktorów.
Pilou Asbaek
Johan Philip Asbæk jest jednym z ciekawszych talentów na europejskim podwórku i dość konsekwentnie buduje swoją karierę w rodzimej Danii. Wiele zawdzięcza współpracy z Tobiasem Lindholmem, gdyż właśnie w jego produkcjach miał okazję wykazać się najbardziej. Moją uwagę zwrócił najpierw w „R”, gdzie grał młodego mężczyznę walczącego o przetrwanie w brutalnym środowisku duńskiego zakładu karnego. Siła tego obrazu, oprócz sporej dawki realizmu i surowej atmosfery, tkwiła właśnie w niezwykle sugestywnej kreacji Asbaeka. Potem pojawił się w „Borgen”, gdzie stworzył najciekawszą i najbardziej złożoną emocjonalnie postać z całej obsady. Jego Kasper Juul to z jednej strony bezwzględny i wyrachowany polityczny spin doctor, a z drugiej emocjonalnie kaleki i pełen psychicznych (jak i fizycznych) blizn młody mężczyzna.
W 2012 roku wystąpił w kolejnym projekcie Lindholma, „Kapringen”, gdzie wcielił się w kucharza na porwanym przez somalijskich piratów frachtowcu po raz kolejny udowadniając, że braki w urodzie rekompensuje z nawiązką swoim talentem aktorskim (przez co kojarzy mi się z Michaelem Shannonem – obaj wizualnie są bardzo zwyczajni i raczej nieciekawi, jednak za tą ich przeciętną fizycznością kryje się spory wulkan aktorskiego talentu).
Co prawda nadal woli skupiać się na karierze w ojczyźnie (już niedługo zobaczyć go będzie można w „Spies & Glistrup” gdzie jest wcieliłsię w rolę ekscentrycznygo potentata Simona Spiesa), ale pomalutku stawia też pierwsze filmowe kroki za Oceanem (na razie pojawił się w kilku epizodach kolejnego sezonu „The Borgias” i w „The Whistleblower” u boku Rachel Weisz). Mam nadzieję, że fala festiwalowych pochwał dla „Kapringen” sprawi, iż o tym Duńczyku już niedługo będzie o wiele głośniej.
Scoot McNairy
McNairy do niedawna znany był głównie fanom kina niezależnego (pojawił się w dramacie SF „Monsters” i komedii romantycznej „In Search of a Midnight Kiss”, którą także wyprodukował), ale dopiero zeszły rok dał mu możliwość wypłynięcia na szersze filmowe wody. Stało się to głównie za sprawą „Argo” Bena Afflecka i „Killing Them Softly” Andrew Dominika. Duet dwóch zdesperowanych nieudaczników, jaki stworzył z (moim ulubionym „drugoplanowcem”) Benem Mendelsohnem okazał się dla mnie o wiele ciekawszy niż pierwszoplanowy popis Brada Pitta.
Niedawno dołączył do obsady „Twelve Years a Slave” Stevena McQueena, gdzie spotka się ponownie nie tylko z Pittem ale i Fassbenderem (z tym drugim wystąpi w oryginalnej komedii „Frank” opowiadającej o ekscentrycznym piosenkarzu).
Benedict Cumberbatch
Benedict Timothy Carlton Cumberbatch potrzebował zaledwie niecałych 90 minut, by Wielka Brytania zaczęła go ubóstwiać. Po pierwszym epizodzie „Sherlocka” ten uznany, choć mało znany aktor teatralny, nie tylko wywołał burzę zachwytów w twitterosferze, doczekał się milionów fanek (tzw. „cumberbitches”), ale przede wszystkim zwrócił na siebie uwagę filmowego światka zza Oceanu. Co prawda już wcześniej udowodnił swój niezwykły talent znakomicie wcielając się chociażby w Stephena Hawkinga w dramacie telewizyjnym „Hawking”, jednak dopiero Steven Spielberg po obsadzeniu go w „War Horse” i poleceniu J.J Abramsowi niejako przyczynił się do tego, iż o tym piekielnie zdolnym Angliku usłyszał cały świat. Rola złoczyńcy w „Star Trek: Into Darkness” to jeden z jaśniejszych punktów tej raczej umiarkowanej produkcji i zaledwie pierwszy przystanek w dość obfitym filmowo dla niego roku.
Niedługo zapewne ponownie potwierdzi swój dar do umiejętnego wcielania się w autentyczne postacie – tym razem będąc Julianem Assange w „The Fifth Estate”. Zobaczyć go będzie także można u boku Fassbendera i Pitta w jednym z moich najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku, „Twelve Years a Slave” Stevena McQueena. Dołączył również do (i tak już wypełnionej po brzegi mega talentami) adaptacji sztuki Tracy Lettsa „August: Osage County” i obecnie kręci trzeci sezon „Sherlocka”. Warto wspomnieć, że jego największy atut – czyli głos – umiejętnie spożytkuje Peter Jackson w dwóch kolejnych odsłonach „Hobbita”, podkładając go pod Nekromantę i smoka Smauga.
Corey Stoll
Dobrą wróżką w karierze Stolla okazał się Woody Allen, kiedy obsadził go w roli Ernesta Hemigwaya w „Północy w Paryżu”. To właśnie jego kreację (tuż obok Fitzgeralda w wykonaniu Toma Hiddlestona) po zakończeniu filmu pamiętało się najbardziej. Wcześniej Stoll występował głównie w telewizji (choćby jako wąsaty detektyw Thomas „TJ” Jaruszalski w „Law & Order: Los Angeles”) i tylko sporadycznie pojawiał się na dużym ekranie („Salt”). O ile rola Hemigwaya była jedynie aktorską przekąską, to już kreacja w „House of Cards” okazała się pełnowartościowym posiłkiem.
Jego Peter Russo to postać psychologicznie najciekawsza, która, przy zawsze jednakowo czarującym i/lub bezwzględnym Francisie Underwoodzie budziła o wiele większy wachlarz odczuć – od zniesmaczenia po współczucie. Kariera Stolla zdaje się sugerować, iż zapowiada się na solidnego aktora drugoplanowego. Pojawi się u boku Liama Neesona i Julianne Moore w sensacyjnym thrillerze „Non-Stop”, a także w „żydowskiej” komedii „This Is Were I Leave You” z Tiną Fey. Swój wachlarz aktorskich możliwości pokazywać będzie również w telewizji. Na 2014 rok przewidziana jest emisja adaptacji wampirycznej powieści Guillermo Del Toro i Chucka Hogana „The Strain”, w której Stoll wcieli się w doktora Ephraima Goodweathera.
Oscar Isaac
Oscar Isaac już jest typowany na gorące nazwisko. Wszystko za sprawą pochlebnych recenzji, jakie zebrał na festiwalu w Cannes za „Inside Llewyn Davies” braci Coen. Absolwent prestiżowej szkoły Juilliard, zaczynał od skromnych rólek (zobaczyć go było można u Soderbergha w pierwszej części „Che” i u Scotta w „Body of Lies”), by powoli budować bardziej wyrazisty repertuar drugiego planu – chociażby w „Agorze” u boku Rachel Weisz, w „Drive” Refna, czy ponownie u Scotta w „Robin Hoodzie”, gdzie zagrał króla Jana bez Ziemi (Gwatemalczyk grający Anglika? Nie takie cuda już widziano w Hollywood).
Niedługo zobaczyć go będzie można u boku Viggo Mortensena i Kirsten Dunst w „Two Faces of January” na podstawie powieści Patricii Highsmith ze scenariuszem Hosseina Amini („Drive”), a także w nowej wersji „Theresy Raquin” u boku Elizabeth Olsen. Ciekawie zapowiada się także „Memorial Day”, dramat kryminalny osadzony w latach 80-tych, będący amerykańskim debiutem zdolnego Australijczyka, Kierana Darcy-Smitha. Jednak moje największe zainteresowanie budzi „The Ballad of Pablo Escobar”, gdzie Isaac wcieli się w legendarnego barona narkotykowego. Nominacja do Oskara w jego przypadku to tylko kwestia czasu?
Caleb Landry Jones
Pomimo występu w wysokobudżetowych „X-Men: First Class” młody Teksańczyk konsekwentnie wybiera role w filmach niezależnych lub u reżyserów, u których może sobie pozwolić na większą swobodę aktorską. Jego występ w „Aniviral” to obok świetnej stylistyki jedyny jasny punkt tej (niestety) dość nudnej produkcji. Jak nietrudno zgadnąć, pierwsze co w jego przypadku rzuca się w oczy to niewątpliwie oryginalna uroda. Z taką twarzą mogę mu wybaczyć nawet występ w najgorszym filmie. Dla Hollywood jego wygląd może być zbyt „niszowy” – co akurat mu raczej nie przeszkadza, gdyż woli szlifować swój warsztat na przykład u Neila Jordana (gra ukochanego Saoirse Ronan w „Byzantium”).
Wkrótce wystąpi w „Tom a la Ferme” Xaviera Dolana, gdzie wcieli się w rolę homoseksualisty opłakującego swojego zmarłego kochanka. Z racji dość młodego wieku kierunek jaki obierze jego kariera wciąż stoi pod znakiem zapytania, jednak pewne jest jedno: chłopak nie boi się wyzwań, co dobrze mu wróży na przyszłość.
Joel Kinnaman
Kinnaman dał się poznać szerokiej publiczności w telewizyjnym rimejku „The Killing”, gdzie zagrał młodego policjanta pomagającego głównej bohaterce. Widziałam tylko pierwszy sezon, więc nie wiem jak potoczyły się losy jego postaci, ale pamiętam, że pomimo szemranego charakteru, jego bohater budził sympatię (byłam przekonana, iż wciela się w niego Amerykanin, a nie Skandynaw). Zanim trafił za Ocean, był już bardzo popularny w rodzimej Szwecji za sprawą dramatu gangsterskiego „Snabba Cash” (będącego już obecnie trylogią). Potem reżyser „Snabba Cash” załatwił mu rólkę w swoim amerykańskim debiucie „Safe House”. Pojawił się także w koszmarku SF „The Darkest Hour”.
Być może nadal grywałby ogony lub zaliczał klapy, gdyby nie reboot „Robocopa”. Kinnaman wygrał casting do roli Alexa Murphy’ego i bez względu na to jak zły lub jak dobry okaże się ten film (na razie społeczność internetowa nastawiona jest niezbyt pozytywnie do nowej wersji kultowego obrazu Verhovena), na barkach Kinnamana spoczywa spora odpowiedzialność.
Na szczęście ten młody Szwed ma w zanadrzu plan „B”, czyli występy na drugim planie, ale za to w ciekawym towarzystwie. Zobaczyć go będzie można u Malicka w „Knight of Cups” (o ile słynny reżyser go nie wytnie). Pojawi się w „Child 44” z Tomem Hardym i Garym Oldmanem, jak i wcieli się w syna Liama Neesona w akcyjniaku „Run All Night”.
Matthias Schoenaerts
Charyzmatycznemu Belgowi prorokowałam wielkie rzeczy już przy okazji recenzji „Rundskop”. Niezwykle atletyczny, acz dość introwertyczny Jacky, to do tej pory jego najlepsza kreacja – nie tylko wymagająca fizycznie, ale także pełna psychologicznych niuansów. Schoenaerts oba te elementy odegrał na piątkę. Można się spierać, czy rola w „Rust and Bone” była lepsza, uważam jednak, iż po „Rundskop” ten Belg popadł w szufladkę własnej fizyczności. Bohater „Rust and Bone”, czy postacie w czekających na premierę „Blood Ties” i rimejku „The Loft” (gdzie ponownie wciela się w bohatera, którego zagrał w belgijskim oryginale), to tak naprawdę wariacja na temat „brutalnego osiłka”.
Mam nadzieję, że ponowna współpraca z reżyserem „Rundskop” przy okazji dramatu kryminalnego „Animal Rescue” z Tomem Hardy sprawi, iż (być może) poznamy go od innej strony. Jeśli nawet nie w tej roli, to może przy okazji występu u Alana Rickmana w dramacie kostiumowym „A Little Chaos” lub w adaptacji powieści Thomasa Hardy’ego „Far From Maddening Crowd” (w której to wcieli się w jednego z trzech kochanków Carey Mulligan), za którą zabiera się Tomas Vintenberg. Trzymam kciuki.