Najciekawsze filmy science-fiction AD 2014

scifi2014

Czyli siedem tytułów, których prawdopodobnie jeszcze nie obejrzeliście.

Ubiegły rok obfitował pod względem premier filmowej fantastyki. Jednak ilość (uwaga, niespodzianka!) nie przeszła w jakość. Pomijając produkcje marvelowskie, kapitalną „Ewolucję Planety Małp”, bardzo udaną „Godzillę” Edwardsa czy zaskakująco znośne „Edge Of Tomorrow”, cała reszta mogłaby w ogóle nie powstać. W przypadku „The Signal”, „Interstellar” czy „Transcendence” ambicje przerosły możliwości twórców. Inspirowane sukcesem „Igrzysk śmierci” popłuczyny dla małolatów, takie jak „The Giver”, „The Maze Runner” czy „Divergent” nie zasługują na nic więcej niż odnotowanie, że w ogóle powstały.

Jednak w tej masie przeciętności, niepotrzebnych sequeli, prequeli i tandety można było wyłuskać kilka tytułów, które zdecydowanie się wyróżniają. Tytułów, których żaden szanujący się miłośnik science-fiction pominąć nie powinien:

UNDER THE SKIN

UnderTheSkin

„Under The Skin” nie błyszczy fabularnie. Brak tu niesamowitych konstruktów filozoficznych, nakreślania rewolucyjnych idei czy jakiejkolwiek dysputy o istocie człowieczeństwa. Jest za to zręcznie (i bardzo powoli) budowany klimat. Czarny niczym smoła, dusząco depresyjny i jednocześnie odrobinę wymykający się opisowi. Jednym słowem: niesamowity. Film Jonathana Glazera przy pomocy światła i dźwięku ukazuje nam wnętrze duszy obcego bytu. Nie jest to forma łatwa do przyswojenia, nie jest to historia trzymająca na krawędzi fotela. Jednak nie sposób całości odmówić odwagi i przeciwstawienia się głównemu nurtowi. Ostatnim obrazem, który mógł poszczycić się taką mieszanką było „Beyond The Black Rainbow”.

AUTOMATA

automata

Hiszpańska „Automata” to pozornie kolejna oklepana historia o robotach, które zyskują samoświadomość i buntują się przeciw swoim twórcom. Ale tylko na pozór, bo film Ibaneza jest czymś więcej. Z jednej strony to zbiór nawiązań do klasyki s-f – całość można odebrać jako swoiste połączenie „Łowcy Androidów” z opowiadaniami o robotach Asimova. Nie są to jednak nawiązania przypadkowe, czy wynikające z lenistwa twórców. „Automata” rozpoczyna dialog z tym, co Asimov artykułował w swoich książkach i oferuje spojrzenie pozbawione technofobii – podobnie jak zeszłoroczne „The Machine”. Produkcja hiszpańska jednak może pochwalić się dużo sprawniejszą reżyserią i wykonaniem.

COHERENCE

coherence_xlg

Od czasu świetnego „Man From Earth” nie pojawił się równie minimalistyczny film s-f. Aż do teraz. „Coherence” jest równie oszczędne w środkach: cała historia bazuje na dialogach grupki ludzi zamkniętej w domu. Brak tu efektów wizualnych i pędzącej na złamanie karku akcji. A jednak całość, zmierzając ku finałowi robi coraz większe wrażenie – stopniowo uświadamiamy sobie w jakim bagnie utkwili bohaterowie i jak trudna będzie walka o odzyskanie swojego życia.

Choć można mieć zastrzeżenia do poziomu aktorstwa i strony wizualnej, a tempo narracji czasem kuleje, to „Coherence” jest filmem wartym Waszej uwagi. Tu liczy się przede wszystkim pomysł.

PREDESTINATION

2013_04_12_Predestination_0869

Jeśli znacie klasyczne opowiadanie „All You Zombies” Heinleina – wtedy „Predestination” nie będzie w stanie Was zaskoczyć. Jeśli zaś zasiądziecie do oglądania bez znajomości materiału źródłowego, wtedy… prawdopodobnie też przewidzicie zamysł fabularny na długo zanim zostanie on wyjawiony. Mimo to „Predestination” jest interesującą, ambitną próbą zmierzenia się z historią, która nie jest prosta do przełożenia na język kina. Nie brak tu spójnej stylizacji, solidnego aktorstwa i przemyślanej narracji. Całość w swoim wydźwięku jest nieco staroszkolna i bliżej jej do historii rodem ze „Strefy Mroku”, niż nowoczesnych, rozbuchanych produkcji kinowych.

I ORIGINS

i-origins

Kolejny raz Mike Cahill prezentuje swoje osobiste podejście do s-f – opierającego się w głównej mierze na oryginalnym pomyśle i służącego do prześwietlenia ludzkiej duszy. Mamy punkt wyjścia w postaci naukowej eksploracji teorii ewolucji, odrobinę melodramatu i odkrycie, którego dotąd w science-fiction jeszcze nie było. Nie ma tu ładunku emocjonalnego jak w „Second Earth” a sam film jest nieco nierówno opowiedziany. Jednak bez wątpienia jest to rzecz udana i pobudzająca wyobraźnię.

YOUNG ONES & THE ROVER

young-ones-poster
Dwa filmy, bazujące na podobnych przesłankach. Oba prezentują świat w kryzysie, gdzie brak zasobów jest odczuwalny na każdym kroku, a śmierć stała się częstszym niż dotychczas gościem. Jednak zarówno „Young Ones” jak i „The Rover” dalekie się od postapokaliptycznej stylizacji „Mad Maxa” – to obrazy stonowane, prezentujące świat od strony codzienności przeciętnych ludzi, którzy zostali jednak postawieni w niecodziennych okolicznościach.  Swoistym wyróżnikiem jest też fakt wykorzystania sztafażu s-f jedynie jako tła, bo każda z tych historii mogłaby funkcjonować niezależnie od niego.

 

Dodaj komentarz