„Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym”.
Wyżej wspomniany cytat H. P. Lovecrafta pojawia się na samym początku filmu Jasona Bensona i Aarona Moorheada . I nie bez powodu, gdyż historia dwójki braci (w których wcielają się wspomnieni filmowcy) wracających po latach do tajemniczego kultu jest mocno przesiąknięta klimatem rodem z książek Samotnika z Providence. Jednak im dalej zapuszczamy się w tą dziwaczną historię, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, iż jest to zaledwie czubek tego co nam zgotował ten duet.
Benson i Moorhead bardzo lubią miksować gatunki. Ich poprzedni film „Spring” był świetnym połączeniem historii miłosnej i obrazu w typie creature feature. „Spring” to także według mnie taki mały majstersztyk kina niezależnego, tak więc oczekiwania wobec „The Endless” były dość wysokie. Czy film im sprostał? Myślę, że tak.
Fabuła „The Endless” to w wielkim skrócie niezły mindfuck. I im mniej wie się o tej historii tym lepiej. Zanim twórcy rozdadzą wszystkie karty swojej opowieści, wszechobecna tajemnica i nęcenie poprzez dziwne sytuacje i wydarzenia dobrze działa nie tylko na wyobraźnie, ale także mocno na korzyść samej produkcji (w końcu to kino niezależne więc chłopaki mieli limitowany budżet). Potem jest już różnie. Owszem, pogratulować im należy fajnego pomysłu, jednak ta zabawa w wielogatunkowość nieco zgrzyta i owa żonglerka stylami mnie momentami ciut irytowała. Jednak trzeba przyznać, iż to filmowcy bardzo zręczni. Mały budżet wcale ich nie ogranicza tylko motywuje, by jak najlepiej przekazać swoją historię, stosując klasyczną metodę na maksimum wyrazu przy minimum środków.
„The Endless” to jeden z bardziej oryginalnych filmów tego roku a jego autorzy zdecydowanie zasługują na większą uwagę bo to twórcy mocno unikalni na niezależnym podwórku.
Tweet
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz