Swallow – recenzja

 

Imponujący i momentami nieprzyjemny debiut.

Hunter ma wszystko: piękny dom, przystojnego męża, majątek i urodę. Zwieńczeniem „sukcesu” ma być niespodziewana ciąża, jednak zamiast radości, główna bohaterka zaczyna odczuwać niepokój i frustrację a życie w złotej klatce zaczyna ją co raz bardziej uwierać. Pewnego dnia odkrywa u siebie niespodziewany pociąg do połykania przedmiotów: zaczyna od szklanej kulki, by ochoczo kontynuować swoją przygodę w kierunku co raz to bardziej niebezpiecznych elementów: pinezki, baterii czy agrafki.

Taki pomysł to spore zaproszenie by głębiej wejść w zakamarki horroru cielesnego, jednak reżysera Carlo Mirabelle-Davisa od horrorów ciała bardziej fascynują horrory umysłu i duszy. Wykorzystanie schorzenia zwanego „Picą” (zaburzenie psychiczne polegające na spożywaniu substancji niejadalnych) jest tutaj pretekstem do opowiedzenia historii o zniewoleniu, poszukaniu siebie i przede wszystkim konfrontacji z życiową traumą.

„Swallow” spokojnie mógłby rozgrywać się gdzieś w latach 50-tych na amerykańskiej suburbii. Główna bohaterka to klasyczna „kura domowa” która jak „Żony ze Stepford” zdaje się jedynie perfekcyjną lalką pozbawioną jakiejkolwiek głębi (nawet odkurza w obcasach!). Stłamszona i ignorowana zaczyna się powoli buntować co sprawia, iż wpływowa rodzina męża zaczyna zaciskać na jej delikatnej szyi co raz ciaśniej pętle kontroli. Jej egzystencja mocno przypomina doświadczenie Betty Draper z pierwszych sezonów „Mad Men” – obie nawet trafiają na terapię, ufundowaną przez męża, który tak naprawdę płaci za całkowity wgląd w intymne rozmowy podczas sesji.

Obsadzona w głównej roli Haley Bennett, udowadnia, iż nie tylko uroda jest jej mocnym atutem. „Swallow” jest w pełni jej filmem, gdyż bardzo często jesteśmy jej jedynym „towarzystwem”. Jej bohaterka na początku może budzić lekką drwinę a może i irytację, gdyż pozbawiona jest jakiegokolwiek charakteru a jej życie wydaje się wyłącznie perfekcyjną gimnastyką w zaspokajaniu cudzych potrzeb przy jednoczesnym szukaniu w ten sposób desperackiej walidacji samej siebie. Jednak im bardziej reżyser zagłębia się w osobowość swojej heroiny i im więcej przed nami odkrywa z jej życia, tym częściej czujemy do niej sporo współczucia a jej zachowanie zaczyna mieć co raz większy sens. Bennett kreśli ją w sposób bardzo subtelny i potrafi doskonale skupić na sobie uwagę nawet najmniejszymi gestami. Hunter jest niczym porcelanowa figurka która zaraz może się potłuc, obsesyjnie dążąca do jakiegoś wyimaginowanego ideału. Im bardziej zaczyna wyłamywać się z narzuconego schematu i im więcej rys pojawia się na jej umęczonej duszy, tym mocniej też widać to w jej zachowaniu i wyglądzie (a nawet głosie, który z czasem przestaje być dziewczęcym szeptem).

Mocną stroną filmu jest strona wizualna bo to pięknie i stylowo skrojona produkcja. Zaczynamy w perfekcyjnej bańce, rodem z katalogu Ikei i pastelowego snu. Z czasem jednak kolory blakną i w końcówce uderza nas ponury realizm. Sceny połykania niejadalnych przedmiotów, choć mogą niektórych przyprawić o skręt żołądka zaserwowane są niezwykle subtelnie. Reżyser najwięcej zostawia wyobraźni widza.

„Swallow” to realizacyjnie bardzo udany i przemyślany debiut. Jego reżyser przedstawił studium charakteru i psychicznego zaburzenia (zainspirowane przeżyciami własnej babki) w sposób nie pozbawiony taktu i głębokiej artystycznej wrażliwości. W tej opresyjnej opowieści nie brakuje też wątku feministycznego. Dla mnie jest to przede wszystkim historia, w której znalazłam dużo smutku i niespodziewanych emocji, więc oceniam ją osobiście dość wysoko. Obiektywnie jednak rzecz ujmując, warto zostać do końca chociażby dla Haley Bennett i jej pięknej kreacji.

Dodaj komentarz