Trudno przecenić wkład Johna Saylesa w rozwój niezależnego kina amerykańskiego. Mimo tego, że na jego filmach kształci się całe pokolenie filmowców, jego dzieła popadły już nieco w zapomnienie. Jeśli nie mieliście styczności z jego twórczością, „Matewan” to pozycja obowiązkowa.
scenariusz i reżyseria: John Sayles
zdjęcia: Haskell Wexler
obsada: Chris Cooper, Mary McDonnell, James Earl Jones, David Strathairn
produkcja: USA, 1987
Zanim Sayles został reżyserem, był dość popularnym scenarzystą pracującym dla Rogera Cormana. Swój pierwszy film – „Return of the Seacacus 7” – nakręcił w 1979, a do dziś, jego filmografia obejmuje 17 tytułów, i śmiem twierdzić, że w najgorszym wypadku mogą to być filmy dobre. Zazwyczaj są bardzo dobre, lub wybitne. „Matewan” to piąty film w jego karierze. Choć po premierze, krytyka przyjęła go dość chłodno, po latach uważa się go za najbardziej kompletne dzieło tego reżysera. Jest to rekonstrukcja wydarzeń z wczesnych lat 20-tych XX wieku, które miały miejsce w miasteczku Matewan w zachodniej Virginii. Doszło tam do starć między strajkującymi górnikami oraz najemnikami wynajętymi przez firmę zarządzającą kopalnią.
Debiutujący na ekranie Chris Cooper wciela się w rolę Joe Kenehana – mężczyzny, który przyjeżdża do Matewan by pomóc strajkującym górnikom stworzyć związek zawodowy. Kompanii węglowej nie jest to jednak na rękę, gdyż górnicy nie tylko wykonują niewolniczą pracę – mieszkają też w domach należących do firmy i zmuszeni są kupować jedzenie dla swoich rodzin w sklepie zarządzanym przez spółkę. Dzięki temu każdy dolar wydany na pensję dla górnika i tak wraca do pracodawcy. Największym problemem są jednak śmiertelne wypadki przy pracy, których można było uniknąć, gdyby spółka choć w najmniejszym stopniu zainteresowała się bezpieczeństwem pracowników. Kenehan to wrażliwy człowiek uciekający od przemocy. Zdaje sobie sprawę, że korporacja tylko czeka na pretekst by pozbyć się strajkujących.
Do Matewan przybywają również emigranci z Włoch oraz czarnoskórzy pracownicy zatrudnieni przez firmę do pracy w opuszczonej kopalni. Joe przekonuje ich by dołączyli do związku. Nie jest to takie trudne, bo nikt z nich nie wiedział, że przypadnie im w udziale rola łamistrajków. Problemem staje się jednak walka z rasizmem, ksenofobią, żądaniami miejscowych górników, oraz dwójką detektywów z agencji Baldwin-Felts (Kevin Tighe i Gordon Clapp jako duet z piekła rodem), przysłanych przez spółkę by rozprawili się z mieszkańcami na drodze zastraszania, represji i masowych eksmisji. Joe zyskuje jednak sprzymierzeńców nie tylko wśród górników, ale również w osobie wojowniczej wdowy Elmy (wspaniała Mary McDonnell) i jej syna, „Few Clothes” Johnsona – przywódcy czarnoskórych górników, oraz szeryfa miasta (David Strathairn). Walka z korporacją wydaje się być z góry skazana na niepowodzenie, jednak górnicy są zdeterminowani by walczyć o swoją godność, nawet za cenę życia.
„Matewan” zawdzięcza swój styl wizualny, Haskellowi Wexlerowi, który jest częstym współpracownikiem Saylesa i tak jak on – dumnym lewakiem. Epicka opowieść o trudach walki z korporacją to idealny temat dla obu panów, którzy wielokrotnie podejmowali tematy polityczne w swoich dziełach*. Sayles tym razem zrezygnował z dramatu opartego na dwuznaczności charakterów (co jest dość powszechne w jego filmach), zamieniając swoich bohaterów w chodzące archetypy, co paradoksalnie, nie zmienia tej historii w całkowicie czarno-białą opowieść. Nie zaszkodziłoby jednak, gdyby reżyser umieścił w niej chociaż jednego bohatera, który ma moralne wątpliwości. Pojawiają się tu również sceny, które są zbyt dosłowne i czasem „łopatologiczne”, przez co „Matewan” nie jest filmem idealnym. Ideały jednak nie istnieją, a „Matewan” zbliżył się do perfekcji na minimalną odległość będąc dziełem nie tylko ciekawym fabularnie, ale też wspaniałym formalnie dzięki wspomnianym już zdjęciom, ścieżce dźwiękowej oraz doskonałemu aktorstwu. W Hollywood Sayles jest w pierwszej kolejności scenarzystą, a dopiero potem reżyserem. Nie zmienia to jednak faktu, że jest jednym z najbardziej utalentowanych twórców w amerykańskim kinie niezależnym oraz (a może przede wszystkim) tym, bez którego, dzisiejsze kino niemainstreamowe wyglądałoby znacznie gorzej.
*Wexler nie tylko należy do czołówki hollywoodzkich operatorów, ale również jest uznanym dokumentalistą, poruszającym w swoich filmach głównie tematy polityczne i społeczne. Jego największym dziełem reżyserskim jest film „Chłodnym okiem„.