Miasto ślepców – recenzja

blindness_m

„Miasto ślepców” rozczarowuje. Film Meirellesa mógłby być ciekawą alegorią, komentarzem na temat współczesnego społeczeństwa, a jest jedynie drastycznym, nieco nieskładnym thrillerem bez głębszego przesłania.

Kraj: Brazylia, Japonia, Kanada
Rok Produkcji: 2008

Reżyseria: Fernando Meirelles

Scenariusz: Don McKellar

Obsada:
Julianne Moore
Mark Ruffalo
Alice Braga
Gael Garcia Bernal
Danny Glover

Każdy, kto czytał lub oglądał „Władcę much” dobrze wie, co dzieje się z ludźmi, kiedy nie ma komu dopilnować, by przestrzegano zasad organizujących społeczeństwo. W „Dniu tryfidów” Wyndhama to właśnie epidemia ślepoty (ze wsparciem ze strony krwiożerczych roślin) jest przyczyną upadku cywilizacji jaką znamy. Schemat w takich przypadkach jest zawsze taki sam: większość ludzi dziczeje, niektóre jednostki ulegają najgorszym instynktom i za pomocą barbarzyńskich, a często wyjątkowo okrutnych, nieludzkich metod wykorzystują sytuację dla uzyskania władzy i wszelkich innych dostępnych korzyści. Zawsze trafia się też kilku bohaterów, którzy rozumieją, że jedynym ratunkiem jest starać się na nowo zorganizować, zaprowadzić porządek i najlepiej również demokrację. Która frakcja zwycięży, zależy od fantazji autora i jego wiary lub niewiary w ludzkość. Podobnym schematem posłużył się też noblista Jose Saramago w powieści „Miasto ślepców”, której ekranizacji podjął się Fernando Meirelles.

Ludzie z nieznanych przyczyn tracą wzrok. Zjawisko zaczyna przybierać postać epidemii. Dotknięci ślepotą zostają odizolowani w objętej kwarantanną placówce. Wśród jej pierwszych nowych mieszkańców znajdują się okulista i jego udająca ślepotę żona. Wkrótce kobieta zmuszona jest opiekować się coraz większą grupą bezradnych istot. Znajdują się tam jednak i tacy, którzy zaczynają sobie radzić aż za dobrze.

„Miasto ślepców” rozczarowuje swoją dosłownością. Film Meirellesa mógłby być ciekawą alegorią i/lub komentarzem na temat współczesnego społeczeństwa, a jest jedynie drastycznym, nieco nieskładnym thrillerem (choć nie tylko thrillerem, o czym później) bez głębszego przesłania. Bardziej przypomina niezbyt mądre „28 tygodni później”, niż na przykład klimatyczne „Ludzkie dzieci”, a próbuje udawać, że jest czymś więcej niż oba te tytuły razem wzięte. Sytuacji nie ratuje banalna symbolika, która uwypukla płytkość filmu. Również mocne sceny przemocy, nie poparte jakąś głębszą treścią, wydają się tylko tanim, prowokacyjnym chwytem.

Jedynym plusem „Miasta ślepców” jest scenografia, która jest kolejnym elementem, po tajemniczej epidemii i roli Julianne Moore, przywołującym na myśl wspomniane już powyżej „Ludzkie dzieci” Alfonso Cuaróna. W obu przypadkach postawiono na realizm, tutaj z większym nawet naciskiem na naturalizm, co nieco uwiarygodnia historię. Mam natomiast mieszane uczucia, co do często chwalonych zdjęć. Z jednej strony wykorzystano kilka ciekawych pomysłów, jednak zastanawiam się, czy nie zbyt wiele na raz. Na przykład ślepotę wizualizuje się na kilka różnych sposobów, z czego każdy jest dobry, jednak ta różnorodność powoduje zamęt i może naprowadzić na błędne interpretacje poszczególnych scen.

Nieco chaotyczne jest też „Miasto ślepców” gatunkowo. Na początku klimat jest bardzo tajemniczy, przywodzi na myśl science-fiction. Kiedy akcja przenosi się w zamknięcie, mamy do czynienia z dramatem, który szybko zmienia się w thriller, a z upływem czasu trafia się coraz więcej elementów horroru. Kiedy na przykład bohaterka broni toreb z jedzeniem przed zgrają zdziczałych ludzi, skojarzenie z filmami o zombie jest nieuniknione. W zakończeniu akcja (zbyt) gwałtownie wyhamowuje i do filmu wkradają się pseudofilozoficzne nuty. W płynnym odbiorze filmu przeszkadza także irytująca narracja z offu, która pojawia się nagle, ni stąd ni zowąd, w trakcie filmu.

Aktorstwo także jest bardzo nierówne, co wynika zarówno ze scenariusza, jak i zapewne z reżyserii. Poczciwość postaci męża-okulisty, granego przez Marka Ruffalo, najpierw pasuje do historii, w końcu mocno drażni. Gael Garcia Bernal, tym razem w roli negatywnej, chwilami jest świetny, ale czasem jego postać staje się zbyt groteskowa. Cała postać odtwarzana przez Danny’ego Glovera jest równie irytująca i niepotrzebna, co jej wspomniana narracja z offu. Tylko Julianne Moore ratuje obsadę, bo ta aktorka samą swą obecnością dodaje wiarygodności filmowi i, choć twórcy poskąpili nam wskazówek dotyczących jej motywacji, w tę postać w miarę udaje się uwierzyć.

Ani oparcie na powieści noblisty, ani obecność dobrych aktorów, ani efektowna forma nie ratują „Miasta ślepców”. Meirellesowi nie udaje się ukryć miałkości filmu. Widzowie, w przeciwieństwie do bohaterów, nie są ślepi. Jedyne emocje, jakich doświadczyłam dzięki temu filmowi, to ubaw z informacji, że amerykańskie stowarzyszenie niewidomych oskarżyło Meirellesa o robienie z osób niewidzących potworów…

Dodaj komentarz