Z drugiej strony lustra #5: Marco Castagnetto (Thee Maldoror Kollective)


Oto wywiad z bardzo interesującą, choć raczej nie znaną szerszemu gronu osobą, niejakim Marco Castagnetto. Osobnik ów jest mózgiem jednego z najbardziej dziwacznych zespołów muzycznych jakie miałem okazję poznać, mianowicie Thee Maldoror Kollective a.k.a. Textbook of Modern Karate albo po prostu TMK. Zaczynali od black metalu aby przekształcić się w niezwykłą hybrydę… chyba każdego możliwego gatunku muzycznego. Polecam „lekturę” płytki  „Pilot (Man with the Meat Machine)” – zrozumiecie o czym mówię. Jednak od samego początku twórczość Marco inspirowana była kinem, a jego płyty pełne są cytatów filmowych, czy to w formie dosłownych sampli, czy nawiązań do konkretnych tematów muzycznych. TMK próbuje też swych sił w muzyce filmowej, patrz: „Proxima” Carlosa Atanesa, której zwiastun również znajdziecie poniżej. A poza tym Marco jest też malarzem… człowiek, nomen omen, orkiestra.

Fakt, że dla TMK kino jest jedną z najważniejszych inspiracji wydaje się raczej oczywisty. Czy mógłbyś opowiedzieć co Cię w kinie fascynuje i inspiruje najbardziej?

Fascynują mnie prace wielu reżyserów, ale gdybym musiał usystematyzować, na pewno wspomniałbym o Lynchu, Jarmanie i Jodorowskim, których dzieła były moimi pierwszymi poważnymi inspiracjami. Choć w kwestii muzyki i sztuki staram się być bardzo konkretny i obrazowy, nigdy tak naprawdę nie uciekłem od surrealizmu. Nie uważam się za zbyt wielkiego fana ekspresjonizmu. Pewien wpływ wywarł na mnie także Kenneth Anger, bardziej jednak na płaszczyźnie estetycznej – uważam, że zgłębianie tej bezkresnej przestrzeni między efektowną powierzchownością a podświadomością mija się z celem. Sami to na co dzień robimy w ten czy inny sposób.

Jakie filmowe trendy ostatnich lat uważasz za najciekawsze?

Zakładając, że sztuka to moment twórczy zakorzeniony w konkretnym czasie i miejscu, z rzadką, ale fascynującą możliwością przekroczenia teraźniejszości i stania się klasykiem – muszę przyznać, że pasjonuje mnie kino polityczne. Życzyłbym też sobie większej aktywności Wernera Herzoga, większej liczby reżyserów potrafiących uchwycić duchowość w filmach.

Pokusiłbyś się o przepowiedzenie przyszłości kina gatunkowego? Czy efekty specjalne do końca zawładną przemysłem filmowym?

Oczywiście. To nawet nie jest prognoza a stwierdzenie faktu. Nie uważam tego ani za dobry, ani za zły znak. Wszystko zależy od tego jak się takich efektów używa. Kino jest jedną z najbardziej interesujących form komunikacji, ściśle powiązaną z postępem technologicznym. Każdy kolejny krok w tej dziedzinie staje się nowym doświadczeniem dla widowni. Tyle że rozległe użycie FX wymaga potężnych nakładów finansowych i wydaje mi się, że stanie się to przyczyną upadku kina „klasy średniej”. A linia oddzielająca Hollywood od kina typowo niezależnego, staje się coraz wyraźniejsza, zwłaszcza kiedy przychodzi pójść do kina i zapłacić za bilet. Ale podobnie jak w sztuce współczesnej dostrzegam pewien powrót do swego rodzaju rękodzielnictwa, co owocuje całkiem sporą ilością bardzo interesujących filmów.

httpvh://www.youtube.com/watch?v=0MDxBl-mEQc&feature=related

No właśnie, jak postrzegasz kondycję kina niezależnego i nie pochodzącego ze Stanów?

Zważywszy na fakt, że jestem Włochem, powiedziałbym, że ta linia, o której wcześniej Ci wspominałem jest potężna, wręcz radykalna, ale nie stanowiąca wymuszonego ograniczenia. Wręcz przeciwnie, dostrzegam coraz większą ilość reżyserów i scenarzystów skłaniających się ku kinu wolnemu i niezależnemu, próbującym tworzyć i rozwijać cały proces produkcyjny z mniejszą ilością pieniędzy. Przykład Dereka Jarmana pokazuje, że możesz przyciągnąć uwagę widza mając tylko i wyłącznie kamerę. A teraz za garść dolarów można zaopatrzyć się w całkiem niezły zestaw narzędzi do produkcji filmu. Jak wiesz, muzykę można tworzyć w sposób totalnie autonomiczny. Filmu tak się zrobić nie da. Ale kilka ciekawych produkcji zrobionych metodą „zrób to sam” ukazało się i ukazywać się będzie. Przykładem może tu być „48” Susany Sousa Dias.

„Proxima” jest Twoim pierwszym podejściem do muzyki filmowej. Chciałbyś – przykładowo jak Ulver – zakotwiczyć w tym środowisku i spróbować jeszcze raz?

Tak, ale tylko jeżeli dany film mnie zainteresuje. Nie jestem takim typem muzyka, który chwyci się każdego rodzaju soundtracku, choć wolę to niż pracę w fabryce. Staram się jednak robić tylko to, co chcę robić.

httpvh://www.youtube.com/watch?v=tj5xIQFqEqU

Lata 60-te, 70-te, 80-te to triumf włoskiego horroru. Argento, Bava, Fulci… Dziś nie mogę sobie przypomnieć jednego włoskiego filmu grozy zrobionego w ostatnich 10-15 latach. Co się u Was stało z tym gatunkiem?

Wielu reżyserów już nie żyje, a ci, którzy żyją po prostu się wypalili. Może oprócz Pupi Avati’ego. A jeżeli wyobrazisz sobie, że jesteś młodym reżyserem codziennie walczącym o garść pieniędzy, żeby zapłacić temu głupiemu aktorowi, który… ok, Alem Pacino może nie jest, ale może jego nazwisko skusi kogoś, żeby wyświetlić Twój film na jednym albo dwóch festiwalach. Cóż, wtedy możesz też sobie wyobrazić, że spróbujesz raz, drugi, a potem pójdziesz do kina, obejrzysz świeżutki, superkosztowny, sztuczny i fałszywy film dofinansowany przez rząd i fundacje. I wtedy zostajesz malarzem [prawie tak jak u nas – przyp. Stark].

Jakie trzy filmy zrobiły na Tobie największe wrażenie w XXI wieku?

„Sunshine” Danny’ego Boyle’a, „American Psycho” Mary Harron i – tu się okażę trochę dziwką – „Maximum Shame” Carlosa Atanesa. Tak, namalowałem obrazy specjalnie dla tego filmu i dziś postanowiłem trochę go popromować. Wspomnę też o dwóch świetnych serialach: „The Wire” i „Romanzo Criminale”, który w mojej opinii jest całkiem udanym włoskim produktem, zasługującym na uznanie głównie dzięki bezdyskusyjnie znakomitemu scenariuszowi.

Dzięki za rozmowę!


Dodaj komentarz