Rózne Azji oblicza #11

„Samotny wilk i szczenię” to niezwykle popularna seria 6 filmów opartych na mandze autorstwa Kazuko Koike i Goseki Kojimy. Wśród fanów kina japońskiego, ma ona taki sam status jak serie o Zatoichim czy Miyamoto Musashim i stanowi jeden z najlepszych przykładów chambary czyli kina samurajskiego. „Kat Shoguna”, który ukazał się wreszcie w polskiej dystrybucji dzięki 9th Plan, choć teoretycznie jest związany z serią, budzi pewne kontrowersje. Nie ze względu na krwawą zawartość, ale na genezę powstania.

reżyseria: Robert Huston

scenariusz: Kazuko Koike, Goseki Kojima (org.), Robert Huston i David Weismann (wersja amer.)

zdjęcia: Chishi Makiura

obsada: Tomisaburo Wakayama, Kayo Matsuo, Akihiro Tomikawa, Minoru Oki

produkcja: USA, 1980

 

Akcja rozgrywa się w epoce Tokugawa, pod rządami szogunatu. Główny bohater – Ogami Itto – pracuje jako nadworny kat władcy. Choć jest jedynie sługą, przez swoją profesję sieje postrach we wszystkich, łącznie z szogunem Retsudo, który zaślepiony paranoją i teoriami spiskowymi, postanawia zgładzić kata. Pewnej nocy wysyła więc swoich ninja do domu Itto, lecz ci w swojej nieudolności, zamiast mężczyzny zabijają jego żonę. Od tej chwili Ogami staje się samotnym mścicielem, który poprzysięga zemstę nie tylko na szogunie ale również na wszystkich, którzy są z nim związani. W swojej walce nie jest jednak sam, gdyż w podróż po Japonii jest zmuszony zabrać swojego 3-letniego syna. Daigoro, choć jeszcze maleńki, wielokrotnie okaże się tajną bronią samuraja.

Seria o Samotnym Wilku (Lone Wolf and Cub) powstała w Japoni w latach 70-tych, a reżyserem czterech z sześciu części był Kenji Misumi – legendarny reżyser filmów samurajskich, mający na koncie również filmy ze wspomnianego cyklu o Zatoichim. Wspominam o tym, bo w świetle oryginału, „Kat Shoguna” jest profanacją, która poniekąd pięknie wpisuje się w amerykańską tradycję przerabiania projektów innych twórców. Film powstał w roku 1980, po tym jak Amerykanie nabyli prawa do japońskiej serii. Aby produkt bardziej odpowiadał gustom publiczności upadających już grindhousów, Robert Houston zmontował „Kata Shoguna” z dwóch pierwszych części japońskiej serii, dodał kiczowaty angielski dubbing*, oraz zamienił oryginalną ścieżkę dźwiękową, na bardziej współczesny elektroniczny soundtrack. Całość zmontowana jest tak, by film posiadał więcej akcji, a mniej dramatycznego tła.

By nie uprzedzać się do samego filmu, lepiej potraktować go jako kulturową ciekawostkę a niżeli artystyczne osiągnięcie. Filmy Kenji’ego Misumi dalekie były od promowania wizerunku samuraja jakie rozpropagowało kino japońskie „złotego okresu” lat 50-tych. Brak było w nich złożoności dramatycznej, psychologizacji, oraz wielokrotnie maestrii wizualnej, jaką można było znaleźć w filmach Kurosawy, Kobayashiego czy Goshy. W latach 70-tych stały się one częścią kina eksploatacji obejmującego również niezwykle popularny gatunek  pinkku-eiga (soft-porno). Widownie w kinach malały z roku na rok, a przemoc i seks zawsze się dobrze sprzedają. „Kat Shoguna” miał dla Amerykanów podobne znaczenie.

Jednym z niewielu plusów „Kata Shoguna” jest niewątpliwie Tomisaburo Wakaya odtwarzający rolę Samotnego Wilka. Jest to jeden z tych wielkich japońskich aktorów, którego gra i ekspresja tworzą klimat filmu i stanowią o jego klasie. Nie jest to może maestria na miarę Toshiro Mifune, czy Shintaro Katsu, ale głównie dzięki niemu, cała seria to gratka dla każdego miłośnika kina Kraju Kwitnącej Wiśni. Ciekawym rozwiązaniem jest dodanie w wersji amerykańskiej narracji, której autorem jest mały Daigoro. Mimo iż taki zabieg może wydawać się kiczowaty, to jednak w tym przypadku stanowi liryczną przeciwwagę dla bezmyślnej jatki, która dominuje w filmie. Do plusów również muszę zaliczyć poetyckie zdjęcia oraz – to na co w przypadku chambary zawsze zwraca się uwagę – choreografię walk. Brakuje jednak dramatycznego tła i poczucia zagrożenia, które w oryginale nadawało ton dla całej historii.  Przez to „Kat Shoguna” staje się doświadczeniem bardziej komediowym, w którym oprócz trupów gęsto wypełniających kolejne kadry, ciężko się dopatrzeć jakiejkolwiek wartości artystycznej. Nie trudno się jednak domyślić, że jest to film owiany legendą i posiadający status „dzieła kultowego”. Przemoc nadal sprzedaje się świetnie, a mimo tego, iż film ten mocno się zestarzał pod względem formalnym, to z całą pewnością idealnie będzie pasował do kolekcji wielbicieli kina klasy B.

*Dubbing „Kata Shoguna” nie jest odwzorowaniem oryginalnej listy dialogowej. Robert Huston zatrudnił do projektu specjalistów czytających z ruchu warg, by ułożyć amerykański dialog jak najbardziej pasujący do ekspresji japońskich aktorów. 

 

Dodaj komentarz