„Tabloid” – recenzja

Errol Morris często określa swoje filmy mianem „mentalnych krajobrazów”, łączących w sobie elementy daleko posuniętej kreacji i reportażu. Z kultury tabloidów czerpie zamiłowanie do perwersji oraz do „zwykłych – niezwykłych” jednostek. Joyce McKinney – bohaterka nowego dokumentu Morrisa – idealnie pasuje do całej plejady niesamowitych bohaterów, którzy towarzyszą reżyserowi od początku jego kariery.

reżyseria: Errol Morris

zdjęcia: Robert Chappell

muzyka: John Kusiak

produkcja: USA, 2010

 

 „Sprawa mormona w kajdanach” – taki tytuł nadały tabloidy skandalowi, który rozegrał się w roku 1977 w Wielkiej Brytanii. Jego bohaterką była niejaka Joyce McKinney – była miss Wyoming, która na Wyspy Brytyjskie przyjechała za swoim ukochanym. Jednak to, co zaczęło się jako niewinna historia miłosna, skończyło się niczym mroczna opowieść S&M. Chłopak Joyce, Kirk Anderson, był mormonem i przyjechał do Anglii na misję, która jest częścią edukacji religijnej każdego mężczyzny żyjącego w tej wierze. Joyce nie mogła się z tym pogodzić, gdyż jak twierdzi, chłopak zniknął z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Poleciała zatem na stary kontynent by uwolnić go „z rąk sekty”. Co było później, nie do końca wiadomo. Pewne jest jednak, że kobieta została oskarżona o porwanie, zniewolenie i gwałt na swoim własnym chłopaku. Policja (a za nią angielskie tabloidy: The Daily Mirror i The Daily Express) twierdziła, że Joyce porwała Kirka grożąc mu bronią, zawiozła go do małej chaty w Devon, przykuła do łóżka, by przez trzy dni wykorzystywać go seksualnie. Ona twierdzi, że cokolwiek zaszło było powodowane jej wielką miłością.

Dziwacznych bohaterów nie brakuje w filmach Morrisa – od właścicieli cmentarzy dla zwierząt (Gates of Heaven), przez kryminalistów (Thin Blue Line) po byłych polityków (The Fog of War: 11 Lessons from the Life of Robert S. Macnamara). Jego filmy nie są jednak monografiami tych ludzi. Choć są to filmy inspirowane miłością twórcy do outsiderów i dziwaków, nie oceniają i nie wydają sądów. Morris nigdy nie pokazuje się na ekranie, a w większości swoich dzieł jest również niesłyszalny, gdyż ewentualne pytania do rozmówcy są usuwane w procesie montażu. W przypadku „Tabloidu” słychać jego pytania zadawane Joyce i innym bohaterom, jednak nadal głównym elementem formalnym tego filmu jest jego zasada „trzech minut”: wystarczy pozwolić komuś swobodnie mówić przez kilka minut, a jego prawdziwe „ja” wyjdzie na jaw. Jeśli chodzi o Joyce, to jest to jedna z moich ulubionych bohaterek Morrisa. Jej życie mogłoby służyć za scenariusz genialnego filmu przygodowego i nie mam na myśli jedynie brytyjskiego skandalu. Po dość pomysłowej ucieczce do Kanady i późniejszym powrocie do Stanów, bohaterka pracowała jako call-girl, co nie uszło uwadze dziennikarzy, którzy rozpętali kolejną nagonkę prasową. Choć Joyce wszystkiemu zaprzecza, dowodów jest sporo. To jednak nie wszystko, gdyż znów zrobiło się o niej głośno w 2005, kiedy koreański doktor rzekomo sklonował jej ukochanego psa.

McKinney to 60-letnia kobieta, która podczas rozmowy z Morrisem wydaje się być niezwykle szczera i otwarta. Niczego nie ukrywa i nie wstydzi się swojej seksualności, która była głównym tematem szumu medialnego towarzyszącego jej przez większość życia. Jej opowieść z jednej strony przypomina kryminał, ale z drugiej jest niezwykle śmieszna i ciekawa. Wszystko to sprawia, że skandal, którego była bohaterką, jest trudny do rozwikłania. Jest tyle wersji, ile osób wypowiadających się, a oprócz Joyce, Morris przepytuje również dziennikarzy ze wspomnianych tabloidów, mężczyznę, który pomagał w przygotowaniach do wyjazdu do Wielkiej Brytanii, oraz byłego mormona, który dostarcza ciekawych spostrzeżeń na temat tego wyznania.

Zamiast jasnych odpowiedzi dostajemy więcej pytań, mnóstwo niespodzianek i niesamowitych historii. Kirk Anderson odmówił udziału w filmie. Myślę, że stało się to z korzyścią dla efektu końcowego. Być może wiemy przez to mniej, ale przynajmniej historia opowiedziana jest ciekawiej i daje większe pole do wyciągania własnych wniosków. Reżyser wielokrotnie wspomina w wywiadach, że interesuje go nie tylko, co ludzie mówią, ale też to, jak mówią. Fascynuje go język, semantyka, dlatego też bardzo często spisuje dialogi ze swoich filmów jako materiał do głębszej analizy. Być może z tego powodu tak bardzo istotne jest dla reżysera, by nie prowadzić z rozmówcami typowego dialogu, gdyż każde pytanie jest jednocześnie naprowadzaniem. Zamiast zadawać kolejne pytania, reżyser woli być uważnym słuchaczem, bo w myśl jego zasady, ludzie i tak w pewnym momencie pokażą swoje prawdziwe oblicze. Joyce McKinney stanowi pod tym względem bohaterkę idealną, gdyż nie tylko ma dużo do powiedzenia, ale jej monolog jest wzbogacony klasycznym południowym akcentem, pełnym staroświeckich zwrotów kontrastujących z obrazem nowoczesnej i wyuzdanej kobiety jaki wykreowały media.

Bez względu na tematykę swoich filmów, Errol Morris zawsze widzi historię stojącą za bohaterem. Jego rozmówcy z wczesnych dzieł to ludzie, którzy nigdy nie mieli okazji mówić „własnym” głosem, nie mogli wyrazić swojego prawdziwego „ja” i tego, co nimi kieruje. Bez względu na to, czy są to samotnicy, marzyciele, hobbyści, religijni fanatycy czy mordercy, to każdy z nich ma swój pieczołowicie zbudowany świat, który w ich wypowiedziach staje się niezwykle angażujący dla widza. Nie inaczej jest w przypadku „Tabloidu”. Świat Joyce McKinney może wydawać się śmieszny, ale nie zmienia to faktu, że wchodzimy w niego z szeroko otwartymi oczami.

Dodaj komentarz