„Gravity” – recenzja

gravity1

Najnowszy film Alfonso Cuaróna to prawdziwe kinowe przeżycie. Film, w którym doznania zmysłowe odgrywają równie dużą rolę co emocje. Może nawet większą. Jeśli planujecie obejrzeć „Gravity” to koniecznie w kinie!

reżyseria: Alfonso Cuarón

scenariusz:  Alfonso Cuarón, Jonás Cuarón

zdjęcia: Emmanuel Lubezki

muzyka: Steven Price

obsada: Sandra Bullock, George Clooney, Ed Harris

produkcja: USA / 2013

247813id1h_Ver1_Gravity_2ndLook_27x40_1Sheet.indd

W oszałamiającej sekwencji, która rozpoczyna „Gravity”, poznajemy Matta Kowalskiego (George Clooney), doświadczonego astronautę na swojej ostatniej misji, oraz debiutującą w kosmosie dr Ryan Stone. Kowalski lata sobie nonszalancko wokół teleskopu Hubble’a i prowadzi żartobliwą rozmowę z kontrolerem z Houston (Cuaron pozwolił sobie puścić oko do widzów i obsadził w tej roli Eda Harrisa). Dzieli się też jednak złym przeczuciem, które oczywiście szybko okazuje się uzasadnione.

Brzmi to może mało oryginalnie, ale jak to jest zrealizowane! Dzięki znakomitej, niejednokrotnie nowatorskiej stronie technicznej, Cuarón zabiera nas na jazdę bez trzymanki w przestrzeni kosmicznej, pokazując zarówno jej piękno jak i grozę. Kapitalnie wykorzystano tu trójwymiar, co pozwala niemal fizycznie odczuć stan nieważkości. Zdjęcia Emmanuela Lubezkiego są wprost niezwykłe, efekty specjalne mistrzowsko wplecione. Dodatkowo odczucie zawieszania w kosmosie i bycia po nim miotanym podkreśla przemyślany, dopracowany dźwięk specjalnie zaprojektowany dla spotęgowania tego wrażenia. Warto obejrzeć poniższy klip, by docenić ogrom pracy włożonej w ten element.

Dzięki wszystkim technicznym zabiegom „Gravity” znakomicie sprawdza się jako thriller i trzyma w napięciu do ostatnich chwil. Nieco gorzej fabuła wypada pod względem innych emocji. Dla obojga bohaterów kosmos wydaje się być ucieczką od codzienności, problemów, a przede wszystkim dramatów, które przynosi. Szkoda, że nie wykorzystano tego motywu ciekawiej i głębiej. Historia dr Stone nie poruszyła mnie wystarczająco. Autorzy scenariusza, Cuarón i jego syn, Jonás, zbyt tanio próbują kupić nasze współczucie i zaangażowanie. Jednak Bullock i Clooney dobrze sobie radzą i oboje (oczywiście!) budzą sympatię.

Ponieważ początkowo sama spodziewałam się pod tym względem zbyt wiele, uprzedzam, że choć ten film to pozycja obowiązkowa dla fanów ISS i autentycznych technologii kosmicznych, dostrzegą oni pewne większe i mniejsze nieścisłości. Wiele z nich wymienił już Neil de Grasse Tyson. Od tego, że wszystkie zaangażowane w fabułę kosmiczne instalacje zdają się podróżować na tej samej wysokości, po tej samej orbicie – no, ale bez tego fabuły by nie było; po fryzurę Sandry Bullock w nieważkości, co i mnie rozczarowało, bo wiedziałam, że jednym z konsultantów była Cady Coleman. Jednak nie można zapominać, że „Gravity” to thriller a nie dokument. Neil powinien być zadowolony. Często narzeka, że bez dużych nakładów finansowych w NASA nie ma dużych projektów kosmicznych, a bez tego na pytanie „Kim chcesz zostać, jak dorośniesz?” żadne dziecko nie odpowie „Astronautą”. 97% pracowników NASA jest w tej chwili na przymusowym urlopie, więc „Gravity” pozostaje naszą jedyną nadzieją.

gravity2

Dodaj komentarz