Szlakiem Orlich Gniazd #2: Orzeł Wylądował (1976)


„If anything happens to Churchill, they’re going to hang you from Big Ben by your balls.”

Kiedy w latach dziewięćdziesiątych zachodnia literatura sensacyjna zaczęła spływać szerszym strumieniem do naszego kraju, Jack Higgins był jednym z tych autorów, których bibliografię przedstawiono polskim czytelnikom najszerzej. Nie bez znaczenia był tu też oczywiście fakt, że i sam Higgins trzaskał kolejne książki jak potłuczony, przez co było z czego wybierać. Sam bardzo je lubiłem, choć oczywiście zdawałem sobie sprawę iż nie jest to sztuka najwyższych lotów, raczej druga liga, nawet w obrębie samej literatury rozrywkowej. Przy takiej ilości napisanych książek nietrudno było zauważyć, że Higgins pisze od szablonu, często się powtarza i trudno oczekiwać od niego jakichś zaskoczeń. Niemniej zawsze fajnie szybko i przyjemnie czytało się jego powieści, ot taki Masterton sensacji.

6

Mimo to, kilka książek udało mu się bardziej niż innych, parę przeniesiono nawet na duży (lub mniejszy) ekran. Miło wspominam „Modlitwę Za Umierających” z Rourke’em i Hoskinsem. Noszę się z zamiarem powtórki bardzo przeze mnie w młodości lubianej telewizyjnej „Nocy Lisa” z Peppardem i Michaelem Yorkiem. Tym niemniej tą najbardziej chyba znaną ekranizacją jest „Orzeł Wylądował” z 1976 roku.

Sama powieść faktycznie zalicza się do tych najlepszych dzieł Higginsa. Oparta na brawurowym pomyśle porwania Churchilla przez niemiecki oddział komandosów może budzić uśmiech politowania pośród tych szukających prawdy historycznej -zresztą tyczy się to praktycznie wszystkich omawianych w tym zestawieniu pozycji – ale jako rzecz stricte rozrywkowa sprawdzała się naprawdę nieźle. Nie dziwi zatem fakt, że doczekała się ekranizacji.

1

To brytyjska, choć napisana i wyreżyserowana przez Amerykanów produkcja z międzynarodową i gwiazdorską obsadą. Zachęceni udaną misją uwolnienia Mussoliniego przeprowadzoną przez oddział Otto Skorzeny’ego Niemcy podejmują temat porwania głowy brytyjskiego rządu. Rozkaz sprawdzenia czy jest to w ogóle rzecz wykonalna otrzymuje grany przez Roberta Duvalla pułkownik Radl, ewidentnie stylizowany na Clausa von Stauffenberga. Wbrew wcześniejszym przypuszczeniom okazuje się, że operacja może sie powieść – według doniesień nazistowskiego szpiega na Wyspach, Churchill spędzi weekend na wsi, gdzieś we wschodniej Anglii, z mniejszą obstawą niż zwykle. Dowódcą grupy spadochroniarzy podejmujących ryzykowną misję będzie Kurt Steiner (zbieżność nazwiska z głównym bohaterem „Żelaznego Krzyża” Peckinpaha przypadkowa). W tej roli Michael Caine, który zdecydował się zagrać w tym filmie, gdyż nie chciał popełnić błędu z przeszłości, kiedy to odrzucił propozycję udziału w innym słynnym widowisku wojennym z Orłami w tytule.

Steiner i jego podwładni przedstawieni są tu jako ludzie dobrzy, szlachetni wręcz i honorowi. Na samym początku próbują uratować Żydówkę, czym narażają się SS. Potem ratują też tonącą dziewczynkę, co zresztą jest kluczowym momentem całego filmu. Ryzykowny zabieg, w pewien sposób wymuszający na widzu kibicowanie nazistom, ale też uciekający od oceniania czy wartościowania, nie ukrywający bycia czystą rozrywką. Niemcy pojawiają się w angielskiej wiosce przebrani za polskich żołnierzy, przez co w filmie pojawia sie też język polski, ale bądźmy szczerzy, ich akcent, mówiąc delikatnie, pozostawia wiele do życzenia. Czasem w ogóle bełkoczą coś niezrozumiale tak, że gdyby w wiosce znajdował sie przez przypadek jakiś Polak, cały plan zapewne szlag by trafił.

2

Mimo, że mam z nim związane raczej pozytywne wspomnienia, po latach „Orzeł Wyladował” szczególnie nie zachwyca. Film długo się rozkręca, pierwsza połowa dość konkretnie jednak przynudza. Pojawia sie jakiś głupawy wątek romantyczny, szybko zresztą porzucony. Postaci kobiece to w ogóle jakieś kuriozum, gdyż mamy do czynienia z tekturowymi kukłami pojawiającymi się tylko po to, żeby ze dwa razy popchnąć akcję do przodu. Za scenariusz odpowiadał Tom Mankiewicz, syn znanego skądinąd Josepha. Sam Tom, autor między innymi kilku Bondów, uważał skrypt do „Orła…” za jedną z najlepszych rzeczy jakie napisał, tyle że reżyser, John Sturges pokpił sprawę. Trudno się z Mankiewiczem nie zgodzić, Sturges, może i bardziej rzemieślnik niż artysta, zrobił jednak przynajmniej kilka dobrych, jeśli nie znakomitych filmów (choćby „Wielka Ucieczka”. Siedmiu Wspaniałych”, „Ostatni Pociąg z Gun Hill”). Mimo to przy „Orzeł Wylądował” trochę jakby Sturgesowi już się nie chciało. Przecież on tak fajnie krecił sceny akcji, które tutaj są statyczne, drętwe jak w podrzędnej produkcji telewizyjnej. Brak tu tej epickiej energii, która napędzała przykładowo wspomnianą „Wielką Ucieczkę”. Tak naprawdę to był ostatni film Johna Sturgesa, który podobno po nakręceniu wszystkich scen zwinął się do domu, do Stanów, łowić ryby, cały proces postprodukcji pozostawiając reszcie ekipy, co widać po nierównym tempie, wspomnianym braku werwy i zdecydowania. Michael Caine miał mu to zresztą bardzo za złe i uważał, że film mógłby być naprawdę znakomity gdyby reżyser bardziej się przyłożył.

3

Filmu bronią za to aktorzy. Nawet nie dlatego, że stworzyli tu jakieś wybitne kreacje, ale po prostu to jest ekipa, na którą zawsze fajnie się patrzy. Oprócz wspomnianych Caine’a i Duvalla mamy tu jak zawsze znakomitego Donalda Sutherlanda, w archetypicznej postaci higginsowskiej, bojownika IRA, awanturnika i kobieciarza. Jego współpracujący z nazistami Liam Devlin pojawił sie jeszcze jako postać w kilku innych powieściach Higginsa, w tym w sequelu „Orzeł Wylądował”, czyli „Orzeł Odleciał”. A samego Sutherlanda jako niemieckiego szpiega na angielskim zadupiu pamiętamy jeszcze z „Igły”, ekranizacji powieści kolejnego klasyka literatury sensacyjnej, Kena Folletta. Tam akurat kobieta okazała się jego zgubą.

Na drugim planie między innymi Anthony Quayle jako Wilhelm Canaris i kapitalny Donald Pleasence w roli Heinricha Himmlera. Zaskakuje uderzające wręcz podobieństwo świetnie ucharakteryzowanego brytyjskiego aktora do Reichsfuhrera SS. Żeby nie było jednak zbyt rózowo, kiepsko wypada Treat Williams w jednej ze swoich pierwszych ról, kilka lat przed swoją ikoniczną kreacją w „Hair” Formana. Zupełnie groteskowa wydaje się też postać pułkownika Pittsa (Larry Hagman), kojarząca mi sie nieco z generałem Coltem ze „Złota Dla Zuchwałych”. Bardziej pasowałby własnie tam, albo w „M*A*S*H*” czy innym „Paragrafie 22”.

4

W epizodach nie brakuje też etatowych hollywoodzkich nazioli. Jest niedawno zmarły Siegfried Rauch, pamiętany przede wszystkim z „Wielkiej Czerwonej Jedynki”, gdzie był lustrzanym odbiciem Lee Marvina, tyle że z drugiej strony barykady. A pod koniec miga niewymieniony nawet w napisach Wolf Kahler, jeden z głownych przeciwników Indiany Jonesa w „Poszukiwaczach Zaginionej Arki”.

Film otrzymał całkiem przyzwoite recenzje i nawet pomimo, że w przeciwieństwie do innych, podobnych produkcji nie do końca broni sie po latach, myślę, że jak ktoś lubi takie kino, to wciąż warto rzucić okiem, choćby dla naprawdę fajnej ekipy aktorskiej, która wyciąga co się da ze scenariusza nieco niechlujnie potraktowanego przez Johna Sturgesa.

Dodaj komentarz