Relikty Retro: Castle Freak (1995)

 

Gotyk gore od Gordona

“Castle Freak” podobne jak “Re-Animator” i “From Beyond” zainspirowany został prozą Lovecrafta (w tym przypadku opowiadaniem “The Outsider”). Jednak to co odróżnia ten tytuł od bardziej znanych produkcji Stuarta Gordona jest jego ton i nastrój. Podczas gdy “Re-Animator” chętnie wrzucał w klasyczny horror elementy humoru, lekkiego kampu i groteski, “Castle Freak” jest dziełem totalnie na serio, okrutnie ponurym i mocno nieprzyjemnym. Film powstał pod szyldem Full Moon Enterprises najmocniej kojarzonego z serii “Puppet Master” i był w tamtych czasach ich najbardziej bezkompromisową produkcją. Za swoje niepokorne podejście stracili dystrybucję (jak i większe pieniądze) Paramountu, który chciał wyciąć co bardziej niestrawne “momenty”.

Akcja “Castle Freak” rozgrywa się malowniczym miasteczku gdzieś we Włoszech, w starej posiadłości do której przybywa rodzina Reillych. Nad familią wisi spora trauma: śmierć dziecka. Za tragedią stoi ojciec (Jeffrey Combs), który pod wpływem alkoholu spowodował wypadek samochodowy. Starsza córka (Jessica Dollarhde) z tego powodu straciła wzrok a żona (Barbara Crampton) wciąż nie może mu wybaczyć. Odziedziczona posiadłość ma być niejako nowym początkiem jednak wiekowy dom ukrywa wstydliwy i niebezpieczny sekret – w jego piwnicy mieszka bowiem potwór. I jak nietrudno się domyślić tytułowy Freak z tej piwnicy oczywiście ucieknie.

Ciężko nie pomyśleć o Dzwonniku z Notre Dame czy Potworze Frankensteina oglądając film Gordona. Jego monstrum na początku nawet budzi litość: ofiara przemocy domowej, okrutnie oszpecony i systematycznie poniewierany jest klasycznym przykładem złego wychowania i ilustracją do powiedzenia, iż potwory rodzą potwory. Jego zachowaniem rządzą podstawowe instynkty – głód i chuć. Na początku Monstrum kieruje dzięcięca ciekawość, ocierająca się o spory voyeryzm, która z czasem w połączeniu z buchającymi hormonami bądź co bądź dorosłego mężczyzny stanowić będzie mieszankę wybuchową – czego świadkami będziemy podczas chyba najbardziej nieprzyjemnej i szokującej sceny z prostytutką. Przez to, iż akcja rozgrywa się we Włoszech, ciężko nie pomyśleć o inspiracji Fulcim, gdyż momentami poziom obrzydzenia jest nawet podobny. Brawa należą się ekipie od prostetyki gdyż wygląd Freaka porządnie odstręcza i odrzuca. Ukrywający się pod tym wymyślnym kostiumem Jonathan Fuller pomimo ograniczonych środków aktorskich całkiem umiejętnie potrafił pokazać najpierw cierpienie i frustrację a potem gniew i szał swojej mocno psychoseksualnej bestii.

“Castle Freak” ogląda się jak klasyczny “monster movie” ze stajni Universalu ochoczo podlany sporą dawką makabry, gore i seksu typowej dla wczesno najtisowej produkcji vhs-owej. To także film mocno unikalny w ówczesnej filmografii Gordona bo nie dość iż bardzo posępny i mocniej zakorzeniony w rzeczywistości  to także nie bojący się zahaczać o tematykę dość poważną jak trauma, odkupienie czy złe rodzicielstwo. Jednak ostatecznie pamięta się go dla tych kilku szokujących scen gdyż Gordon doskonale wie jak właściwie dostarczyć odpowiedni poziom zniesmaczenia.

Dodaj komentarz