Gotyk gore od Gordona
“Castle Freak” podobne jak “Re-Animator” i “From Beyond” zainspirowany został prozą Lovecrafta (w tym przypadku opowiadaniem “The Outsider”). Jednak to co odróżnia ten tytuł od bardziej znanych produkcji Stuarta Gordona jest jego ton i nastrój. Podczas gdy “Re-Animator” chętnie wrzucał w klasyczny horror elementy humoru, lekkiego kampu i groteski, “Castle Freak” jest dziełem totalnie na serio, okrutnie ponurym i mocno nieprzyjemnym. Film powstał pod szyldem Full Moon Enterprises najmocniej kojarzonego z serii “Puppet Master” i był w tamtych czasach ich najbardziej bezkompromisową produkcją. Za swoje niepokorne podejście stracili dystrybucję (jak i większe pieniądze) Paramountu, który chciał wyciąć co bardziej niestrawne “momenty”.
Akcja “Castle Freak” rozgrywa się malowniczym miasteczku gdzieś we Włoszech, w starej posiadłości do której przybywa rodzina Reillych. Nad familią wisi spora trauma: śmierć dziecka. Za tragedią stoi ojciec (Jeffrey Combs), który pod wpływem alkoholu spowodował wypadek samochodowy. Starsza córka (Jessica Dollarhde) z tego powodu straciła wzrok a żona (Barbara Crampton) wciąż nie może mu wybaczyć. Odziedziczona posiadłość ma być niejako nowym początkiem jednak wiekowy dom ukrywa wstydliwy i niebezpieczny sekret – w jego piwnicy mieszka bowiem potwór. I jak nietrudno się domyślić tytułowy Freak z tej piwnicy oczywiście ucieknie.
Ciężko nie pomyśleć o Dzwonniku z Notre Dame czy Potworze Frankensteina oglądając film Gordona. Jego monstrum na początku nawet budzi litość: ofiara przemocy domowej, okrutnie oszpecony i systematycznie poniewierany jest klasycznym przykładem złego wychowania i ilustracją do powiedzenia, iż potwory rodzą potwory. Jego zachowaniem rządzą podstawowe instynkty – głód i chuć. Na początku Monstrum kieruje dzięcięca ciekawość, ocierająca się o spory voyeryzm, która z czasem w połączeniu z buchającymi hormonami bądź co bądź dorosłego mężczyzny stanowić będzie mieszankę wybuchową – czego świadkami będziemy podczas chyba najbardziej nieprzyjemnej i szokującej sceny z prostytutką. Przez to, iż akcja rozgrywa się we Włoszech, ciężko nie pomyśleć o inspiracji Fulcim, gdyż momentami poziom obrzydzenia jest nawet podobny. Brawa należą się ekipie od prostetyki gdyż wygląd Freaka porządnie odstręcza i odrzuca. Ukrywający się pod tym wymyślnym kostiumem Jonathan Fuller pomimo ograniczonych środków aktorskich całkiem umiejętnie potrafił pokazać najpierw cierpienie i frustrację a potem gniew i szał swojej mocno psychoseksualnej bestii.