Bóle miłości na irlandzkiej wyspie
„Normal People” to serial opowiadający o burzliwej relacji dwójki młodych ludzi. Connell i Marianne przez całą długość serii (towarzyszymy im od szkoły średniej aż po studia) wiją się pomiędzy przyjaźnią a kochaniem, skrępowani przez własne lęki, opinie rówieśników, status społeczny, dumę, czy fatalne tło rodzinne.
Serial świetnie pokazuje jak traumy, kompleksy, wewnętrzne pogubienie czy niemożność właściwej komunikacji zaburza relacje. Jak ważne czasem bywa pierwsze zauroczenie w dalszym życiu i jak mocno bolesna bywa czasem miłość do samego siebie jak i tej drugiej osoby. Jak bardzo skomplikowane bywają uczucia i jak trudne jest bycie razem.
Oglądanie ich bolączek jest momentami dość frustrujące i nieprzyjemne (przez większość serialu miałam duży problem z tym jak Connell traktuje Marianne) ale też ukazane jest w sposób bardzo szczery i autentyczny. Dwójka młodych aktorów w bardzo subtelny sposób gra na emocjach i umiejętnie przemyca niuanse osobowości swoich bohaterów. Ich niesamowita chemia natomiast cudnie skleja całość.
Co ciekawe, o serialu zrobiło się głośno z dwóch powodów: po pierwsze jest to adaptacja bestellera Sally Rooney, a po drugie akcja rozgrywa się w Irlandii (kraju bądź co bądź wciąż mocno konserwatywnym) i śmiało przedstawia seks młodych ludzi (brukowiec „The Sun” doliczył się łącznie 40 minut scen nagości co na 6 godzin całkowitego trwania serialu nie wydaje się aż tak mocno dominujące). Seks na ekranie jest być może ukazany dość „odważnie”, ale to co twórcom wyszło podczas tych scen najlepiej (i co było najważniejsze) to spory nacisk na intymność a nie sam akt. Udało im się świetnie złapać przede wszystkim bliskość, zaufanie, czasem nieporadność, rosnącą więź i szacunek (podczas pierwszego razu Connell pyta Marianne czy na pewno tego chce i czy czuje się dobrze – i jest to coś czego chyba wciąż trochę brakuje kiedy oglądamy seks na ekranie, szczególnie ten którego elementem docelowym są młodzi ludzie).
Za większość odcinków odpowiada twórca „The Room” Lenny Abrahamson, i tak jak w przypadku tamtego filmu ważne tematy przedstawia ze sporą porcją humanizmu, subtelnie i z wyczuciem. Serial ma nieśpieszne tempo, jest mocno nastrojowy, liryczny i ilustruje go wyśmienita muzyka. Bardzo polecam choć to rzecz często niezwykle smutna i pełna melancholii ale jednocześnie niezwykle piękna.