Caligula (1979)

czyli co może powstać gdy król porno ma filmowe ambicje?

Po tym jak Hugh Hefner wyprodukował „Makbeta” Polańskiego, jego rywal na rynku popularnych magazynów dla panów, Bob Guccione poczuł się zmotywowany do tego by również zaistnieć na filmowym poletku. Podczas kiedy „Playboy” aspirował do czasopisma, które oferowało coś więcej niż piękne nagie kobiety, „Penthouse” doskonale wiedział co się sprzedaje najlepiej: śmiała golizna właśnie. I chyba dokładnie to samo podejście Guccione wykorzystał przy pracy nad „Caligulą” choć w tym przypadku głównie podstępem.

Początek zdecydowanie był obiecujący. Założyciel „Penthouse” przekonał jednego z najbardziej cenionych pisarzy tamtej epoki, Gore’a Vidala do napisania scenariusza. „Gore Vidal’s Caligula” miał być filmem o absolutnej władzy która korumpuje absolutnie. Vidal oparł swój skrypt o zapiski kronikarzy tamtej epoki i w skrócie (w dwóch różnych wywiadach )tak opisał swoje dzieło:

Po scenarzyście przyszła pora na reżysera. Początkowo Guccione na stołku reżyserskim widział Johna Hustona lub Linę Wertmuller, ale oboje odrzucili jego ofertę. Po obejrzeniu kilku scen z „Salonu Kitty” poczuł, iż wreszcie znalazł właściwego człowieka na właściwe miejsce: Tinto Brassa.

Co może wyniknąć gdy trzech gości o wielkich ego musi ze sobą współpracować? Otóż nic dobrego! Vidal myślał, iż wrzucenie swojego nazwiska do tytułu zagwarantuje mu absolutną kontrolę nad przebiegiem historii. Srogo się pomylił, gdyż Brass o jego skrypcie powiedział „iż to dzieło starzejącego się miażdżycowca” i zgodził się na reżyserię pod warunkiem dokonania zmian w scenariuszu. Guccione również nie był zachwycony pewnymi aspektami pracy Vidala, w szczególności naciskiem na homoseksualizm bohatera (np w wersji pisarza Caligula miał zarówno żonę jak i męża). Nie wynikało to absolutnie z homofobicznych uprzedzeń producenta, ale z faktu, iż homoseksualny seks mocno zawęzi odbiór filmu a co za tym idzie i zyski. Wersja Brassa rozszerzyła zatem historię o więcej orgii i kobiecej nagości. Brassowe ambicje dość szybko przekształciły „Caligulę” z historycznego eposu w pornograficznego wysokobudżetowca.  Doprowadziło to do konfliktu i całkowitego wycofania Vidala z filmu, który nawet podjął drogę prawną by legalnie pozbyć się swojego nazwiska z tytułu.

A co z ekipą szekspirowskich aktorów, którzy dali się wrobić w porno? To właśnie magia nazwiska Vidala była tym wabikiem, który sfinalizował podpisanie kontraktów. Malcolm McDowell na wieść, iż film produkuje Guccione, był lekko zaniepokojony: „ale przecież on jest pornografem?” na co Vidal odparł, iż nie powinien się tym zbytnio martwić i traktować go jak tych gości z Warnera czyli osobę odpowiedzialną głównie za podpisywanie czeków. Wszyscy aktorzy byli świadomi, iż obraz ma być odważny jednak w swoich najśmielszych marzeniach (lub też koszmarach) nie podejrzewali że efekt końcowy będzie aż tak piorunujący. Helen Mirren po latach opisała swoje doświadczenie na planie jako cudowne i przerażające zarazem a sam obraz opisała w ten sposób: „Film był jak jazda na kwasie. Miał dobre momenty i złe momenty ale ogółem okazał się fantastyczną podróżą”. Peter O’Toole (który według różnych źródeł przez okres trwania zdjęć był albo wiecznie pijany albo wiecznie przyćpany) całkowicie się go wyrzekł jak i zresztą reszta obsady. Jedynym aktorem, który nigdy się go nie wstydził był John Gielgud grający Nervę. Na planie pełnym nagich mężczyzn czuł się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Malcolm McDowell spotkał go podczas pobytu w Nowym Jorku kiedy ten drugi kręcił tam „Artura” i Gielgud nie mógł się nacieszyć kontrowersyjnym filmem „Malcolm widziałem Caligulę! Trzy razy! Jest cudowny!”.

Zdjęcia do filmu rozpoczęły się 5 sierpnia 1975 roku i kiedy Brassowi wydawało się, iż ma całkowitą kontrolę nad swoim obrazem, Guccione postanowił skorzystać z karty producenta (w końcu kasa pochodziła z jego kieszeni)  i utrzeć reżyserowi nosa. Podobno poszło o aspekt wizualny a dokładnie o statystki. Guccione odwiedzając któregoś dnia plan zdjęciowy i obserwując jedną z odważniejszych scen mocno się skrzywił na widok wątpliwej urody włoskich statystek. Remedium na ten problem było proste: sprowadzenie swoich modelek znanych jako „Penthouse Pets” do Rzymu i nakręcenie po godzinach „lepszego” seksu. Według Guccione to co oferował Brass było aseksualne i mało erotyczne. To co zaoferował potem Guccione według mnie również było aseksualne i mało erotyczne ale co kto lubi. Dziewczęta zostały zwabione do Rzymu pod fałszywym pretekstem. Otóż obiecano im małe rólki w najnowszym Bondzie („Szpieg, który Mnie Kochał”), zamiast tego skończyły jednak w hardkorowym porno.

Aby móc wykorzystać materiał kręcony po godzinach, producent został także montażystą i bez wiedzy obsady i reżysera zaczął po swojemu sklejać film. Efekt był fatalny. Zerowa wiedza na temat sztuki filmowej zaowocowała totalnym fabularnym i wizualnym bałaganem. Momentami film nie ma ani ładu ani składu, wklejane na siłę co bardziej szokujące momenty zaburzają fabułę , daje się zauważyć ewidentny brak chronologii a reakcje aktorów na (bezczelnie doklejone) sceny, w których nie brali udziału jeszcze bardziej podkręcają ten cały (nomen omen) burdel.  Dodatkowo niektóre ujęcia, które wybierał Guccione zdają się pochodzić z kupy odrzutów. Jednak największą wadą „Caliguli” jest nuda. Film nie ekscytuje ani jako porno ani jako dramatyczny obraz z życia tyrana. Jego największym „walorem” jest wyłącznie szokowanie, ale tak jak pisałam wcześniej nawet ono nudzi po jakimś czasie. Bombastyczna scenografia i bogate kostiumy początkowo zachwycają, ale z czasem zauważa się co raz więcej kiczu (złote rzeźby penisów!). Aktorzy starają się ile mogą ale ciężko jest grać cokolwiek gdy uwaga kamery skupia się głównie na perwersjach. Tinto Brass tak podsumował to co zrobił z jego dziełem Guccione: wydawało mi się, iż kręcimy epos o orgii władzy a nie zwykłej orgii.

Podobno istnieje osiem różnych wersji filmu, z najdłuższą trwającą aż 3,5 godziny (wyświetloną podczas festiwalu w Cannes). Wszystkie różnice i warianty szczegółowo wyróżnia profil filmu na IMDb. We Włoszech po czterech dniach wyświetlania w zaledwie sześciu kinach, „Caligula” był najbardziej dochodowym filmem weekendu i pewnie zarobiłby jeszcze więcej gdyby nie konfiskata taśm przez policję i oskarżenie o obsceniczność. W Ameryce wcale nie było lepiej. Najpierw taśmy zarekwirowano na granicy, potem Guccione odmówił złożenia obrazu do MPAA w celu uzyskania certyfikatu (gdyż nie chciał dostać kategorii X). Zamiast tego wymyślił swój własny rating: „For Mature Audiences Only” i poinstruował właścicieli kin o nie wpuszczanie nikogo poniżej osiemnastego roku życia. Premiera filmu miała miejsce w kinie specjalnie wypożyczonym na tę okazję i przemianowanym na „Penthouse East” gdzie bilet kosztował zawrotną na tamte czasy sumę 7.50 dolarów!

Jak się nietrudno domyślić film został zmiażdżony przez krytyków. Hank Werba z „Variety” nazwał go „moralnym holokaustem” a Roger Ebert nie wytrzymał do końca seansu (co rzadko mu się zdarzało) nazywając film „odrażającym i pozbawionym wstydu śmieciem”. Artystycznego sukcesu nie było, ale za to był finansowy gdyż „Caligula” na kartach historii zapisał się jako najbardziej dochodowy pornol z niezależnego podwórka.

Pomimo fatalnych recenzji i ocen (na Rotten Tomatoes film nadal ma raptem 23 procent), „Caligula” dość szybko stał się dziełem kultowym. Swoją kultowość zawdzięcza głównie szokującym elementom bo gdzie indziej można zobaczyć Damę Helen Mirren na smyczy, fisting na innym mężczyźnie w wykonaniu Malcolma McDowella (w pierwotniej wersji miał to być stosunek!) i hojne ekranowe równouprawnienie w prezentowaniu żeńskich i męskich genitaliów? „Caligula” to dla mnie niezwykle kuriozum: wysokobudżetowe porno z mega zdolną i poważaną obsadą. Film ciekawostka, pozbawiony jakiejkolwiek wartości oprócz złego smaku. Obraz idealnie ilustrujący co ego i ambicja w połączeniu z kupą kasy może zdziałać. Testament rewolucyjnych lat 70-tych (nie tylko pod względem filmowym) ale przede wszystkim obraz, którego burzliwa historia realizacji jest o wiele bardziej ciekawsza niż sam film.

Poniżej jeszcze kilka ciekawostek:

Bob Guccione może wyglądał jak włoski alfons ale pod tym pstrokatym imidżem krył się facet pełen ciekawych kontrastów. Oprócz „Penthouse’a” jako pierwszy odważył się wydać damski odpowiednik swojego najbardziej znanego pisma, erotyczną „Vivę”. Kobiety cenił zresztą dość wysoko, gdyż czołowe stanowiska w jego wydawniczym imperium zajmowały właśnie one. Wydawał także magazyn naukowy „Omni”, gdyż obok sztuki jego największą pasją była właśnie nauka. Polecam ten wywiad, który idealnie ilustruje jego nietuzinkową osobowość. Jeśli zaś pragniecie czegoś dłuższego to pozycją obowiązkową jest dokument „Filthy Gorgeous”. Jeśli zaś chodzi o jego zdjęcia, to jestem fanką. Są zdecydowanie bardziej erotyczne niż po prostu wulgarne, mają świetny buduarowy klimat (podobno to Guccione rozpropagował słynny „miękki filtr”), kolorystykę i są cudnie seventisowe.

Gore Vidal to również człowiek o fascynującej osobowości. Niezwykle inteligentny erudyta o nieskazitelnych manierach i naczelny krytyk Ameryki. Miał o nim powstać film z Kevinem Spacey’em w roli głównej ale upadek tego drugiego skutecznie owe plany przekreślił.  Na pocieszenie polecam świetny dokument „Best of Enemies” o słynnej debacie telewizyjnej Vidala i konserwatywnego autora William F. Buckleya Jr.

Jeden z plakatów promujących film z początkowej fazy realizacji kiedy Drusillę grała jeszcze znana z „Ostatniego Tanga w Paryżu” Maria Schneider (potem wymieniono ją na Teresę Ann Savoy). Tutaj można zobaczyć drugi kiedy jeszcze Caligula miał być zdecydowanie bardziej otwarty na obie płcie.

W 2005 roku multimedialny artysta Francesco Vezzoli nakręcił spot na zlecenie domu mody Versace. Był nim fałszywy zwiastun do „Gore Vidal’s Caligula” i można w nim było zobaczyć m.in Helen Mirren jako żeński odpowiednik Tyberiusza, Milę Jovovich w roli Drusilli, Courtney Love jako Caligulę a także Gerarda Butlera i Karen Black.

Ta scena w „300” mocno kojarzy mi się z haremem dziwadeł z „Caliguli” więc może Snyder zainspirował się filmem Brassa? Nie pamiętam czy była w komiksie!

„Caligula: the Untold Story” to nakręcony w 1982 roku produkt z gatunku kina eksploatacji powstały na fali popularności filmu Brassa

Tutaj można obejrzeć dokument zza kulis filmu

Dodaj komentarz