Morgiana (1972)

Bajka o Dwóch Siostrach

Podobno Juraj Herz nigdy wysoko nie cenił tego filmu, traktując go jedynie jako reżyserskie ćwiczenie a sam proces zdjęciowy wspominał jako niezwykle męczący. Oglądając „Morgianę” po latach najbardziej pamięta się z niej niezwykły kostiumowy przepych, gotycki klimat i wizualne sztuczki. W pamięci również pozostaje sposób ukazania epoki, w której rozgrywa się film, gdyż dekadencka secesja jeszcze nigdy tak pięknie nie wyglądała na ekranie.

Jednak fabularnie wcale nie jest tutaj tak ubogo, gdyż „Morgiana” pod płaszczykiem historii o siostrzanej zazdrości równie dobrze może być melodramatem o schizofrenii. Właśnie o tym traktowała książka na podstawie której powstał film rosyjskiego pisarza Alexandra Grina. Jednak Herz nigdy w pełni nie zrealizował tego pomysłu, ponieważ ówczesna władza mu tego zabroniła (uznali to za zbyt „sadomasochistyczne”). Wątek ten jest zatem słabiej nakreślony, ustępując pola opowieści gotyckiej utkanej z baśniowych archetypów.

Pierwsze skojarzenie do oczywiście „Królewna Śnieżka” tylko zamiast Złej Królowej i jej pasierbicy mamy dwie siostry. Pojawia się zazdrość, motyw trucizny a nawet lustro, które mówi prawdę (ukazane najpierw w formie halucynacji otrutej siostry, z czasem stając się potwierdzeniem tłamszonych podejrzeń). Film korzysta również z mocno oczywistej bajkowej symboliki – co najlepiej widać w wyglądzie dwóch sióstr: ta dobra, czyli Klara ubrana na biało, jest niezwykle kobieca i ciepła, zarówno w stroju jak i zachowaniu. Wiktoria dla odmiany, nosi się na czarno, urodę podkreśla dość ostrym makijażem (mój ulubiony detal to mocno obrysowane, wąskie i ostro wykrzywione usta) a jej jedynym towarzyszem jest klasyczny kompan każdej czarownicy czyli kot (tytułowa Morgiana, bo to jej oczyma reżyser dość często lubi podpatrywać wydarzenia na ekranie). Obie siostry gra jedna aktorka i dość łatwo można o tym zapomnieć, nie tylko przez świetną charakteryzację ale także przez efektowny montaż.

Obraz z 1972 roku nieraz ociera się o lekki kamp i melodramę rodem z opery mydlanej jakby Herz celowo chciał przedstawić kino „kobiece” w krzywym zwierciadle, jednak dzięki temu film ten fajnie wpisuje się w fenomen produkcji o nierównoważonych kobietach, mi kojarząc się najbardziej z „Whatever Happened to Baby Jane?”.

„Morgianę” w wielkim skrócie najlepiej opisałabym tak: reżyser bierze opowiadania Edgara Allana Poe i maluje je obfitym pędzlem secesyjnego przepychu rodem z obrazów Gustawa Klimta sprawiając, iż opowieść mocno gotycka zyskuje tutaj niezwykły wizualny splendor. I chyba właśnie dzięki temu przypadła mi do gustu bardziej niż jego najbardziej znane (i najwyżej cenione) dzieło czyli „Palacz Zwłok”. Po prostu lubię ponure baśnie i szalone kobiety a tutaj ta mieszanka świetnie się sprawdza.

Dodaj komentarz