Twórca „Ink” – Jamin Winans, jak na prawdziwego człowieka-orkiestrę przystało, zajął się wieloma aspektami swojego filmu (reżyserią, scenariuszem, montażem, muzyką, a także produkcją). Przy całej energii, jaką włożył w swój projekt, nie wziął pod uwagę tylko jednej rzeczy…
Kraj: USA
Rok Produkcji: 2009
Reżyseria: Jamin Winans
Scenariusz: Jamin Winans
Obsada:
Chris Kelly
Jessica Duffy
Quinn Hunchar
Na wstępie zaznaczę jedno: jestem miłośnikiem kina amatorskiego i półprofesjonalnego. Dzieła niezależnych filmowców, jakkolwiek nie zawsze udane, bywają niezwykle interesujące. Czasem ze względu na swoją oryginalność, innym razem dzięki nietypowemu podejściu do znanych i wyeksploatowanych tematów. Niewielki budżet takich produkcji z jednej strony stanowi ograniczenie, z drugiej potrafi świetnie stymulować kreatywność początkujących twórców. Dlaczego wytłuszczam tu takie oczywiste oczywistości? Powód jest prosty. „Ink” jest przykładem filmu, który z powyższym niewiele ma wspólnego.
Jamin Winans dał się poznać jako twórca świetnego szorta „Spin” – filmu, który bezsprzecznie pokazał, jak utalentowanym człowiekiem jest młody Amerykanin. W przypadku jego najnowszej produkcji, jak na prawdziwego człowieka-orkiestrę przystało, Winans zajął się wieloma aspektami swojego filmu (reżyserią, scenariuszem, montażem, muzyką, a także produkcją). Przy całej energii, jaką włożył w swój projekt, nie wziął pod uwagę tylko jednej rzeczy: potencjału. Zarówno budżetu jak i fabuły wystarczyło na kilkunastominutową krótkometrażówkę. „Ink” jest jednak produkcją pełnometrażową, toteż wszelkie braki w powyższych kwestiach nie tylko stały się widoczne, ale wręcz irytujące.
Główną wadę filmu stanowi brak szczegółowego, wiarygodnego tła oraz interesującej mitologii. Budując historię w konwencji miejskiej fantasy, Winans przeoczył możliwości, jakie daje ten gatunek (zainteresowanych zapraszam do lektury i/lub obejrzenia gaimanowskiego „Nigdziebądź„). Czy otrzymujemy zatem coś interesującego? Świat, choć dwuwymiarowy, to przedstawiony jest za pomocą pomysłowych czasem wizualiów i ilustrowany niezłą muzyką. Dobrze nakreślono również postać tytułowego Inka. Ale, jak wspomniałem już wcześniej, te elementy można by zmieścić w krótszej formie filmowej. Z jednej strony wpłynęłoby to pozytywnie na jakość strony audiowizualnej, z drugiej pozwoliłoby uwypuklić twist, na którym opiera się atrakcyjność całej historii.
Podsumowując: „Ink” nie jest filmem złym. To konglomerat wielu ciekawych i nieźle przedstawionych pomysłów formalnych, zszytych jednak słabą fabułą – mało angażującą i wtórną.
Tweet
Nie zgadzam sie z recenzją.INK jest filmem mistycznym, a przemiana głównego bohatera by była wiarygodna wymagała czasu i dlatego jest to film fabularny.Muzyka drogi recenzencie jest doskonała i trudno powiedzieć,że jest ilustrująca bo film bez tej partytury jak i sama muzyka bez filmu radzili by sobie gorzej.Przypomina ambientowe brzmienie John’a Murphy’ego do SUNSHINE.Żaden film w tym roku nie wprowadził w cudowne drgania mnie i moje wnętrze oprócz Inka.Ostatnie sceny,jak wcześniej scena „łapania zasięgu” przes Tropiciela magnetyzują.Swoją drogą panie recenzencie film ma sięgnąć głębiej,do emocji i wartości.INK to robi,a wspomniany przez Ciebie SPIN jest filmem dobrym i pomyslowym,ale efekt przypadku i zbieżności zdarzeń już widzieliśmy choćby w Efekcie motyla,Benjaminie Buttonie czy wcześniej w Femme Fatale.
Całym problem z „Ink” polega na tym, że film potrafi zachwycić pojedynczymi scenami czy rozwiązaniami (i tego mu w żadnym wypadku nie odmawiam), ale jako suma elementów nie jest już tak poruszający. Sam kręgosłup fabuły jest niestety zbyt uproszczony, i co gorsza – ta prostota razi.
Co do filmów opowiadających o ciągach przyczynowo-skutkowych – jest tego trochę. Nie określiłem przecież „Spin” jako filmu nowatorskiego. To po prostu obraz skrojony na miarę pomysłu na jakim się opiera.
Zgadzam się z D’moon. Czegoś zabrakło. Jest kilka scen, które zachwycają ale brak jest czegoś co chwyci za serce i będzie trzymało przez 3/4 filmu… sam nie wiem… szkoda.
Aha… Zeby nie było ze mi sie nie podobał. Podobał się ale… nie wiem… moze spodziewałem się czegoś genialnego.
Hehehe a mi się film strasznie podobał i może faktycznie fabuła nie była tak pseudomagiczna i mistyczno ezoteryczna jakby chcieli niektórzy ale… No właśnie moim zdaniem takie było zamierzenie autora
sprawił że rzeczy które spotykamy i robimy na codzień są pełne rzeczywistości o której zwykle w pędzie dnia nie myślymy, reczywistości strasznie prostej i złożonej zarazem i mimo braku teologicznej poprawności to i tak pieknie sobie to sklecił bo film jest przedewszystkim piękny i dopiero to piekno nam przekazuje treść, treść która nie każdemu musi przypaść do gustu, ale autor nawet wtedy prowadzi dialog z widzem.Ehh mało wydumany prosty i pełen piękna film zdecydowanie najlepszy jaki widziałem^_^
Mnie ten film poruszył. Przypomina o tym, jak ciągi niepoukładanych myśli powodują utrwalanie stanu „mrocznego”. Jak stan „mroczny” może rozciągnąć się na całość percepcji i przysłonić wszystko inne(emocjonalne samobójstwo). Mnóstwo w nim alegorii do dnia codziennego, kiedy możemy wybierać własną rzeczywistość. Zaskakujące jak brak „wiarygodnego tła” może być nieistotny, gdy siła przekazu filmu wędruje innym torem.
Pzdr.
Odnoszę wrażenie, że kolega recenzent nie do końca zrozumiał przekazu zawartego w tym obrazie.
„Główną wadę filmu stanowi brak szczegółowego, wiarygodnego tła oraz interesującej mitologii” – przecież ten obraz jest abstrakcyjny…
Film jest genialny, od kilku lat nie czułem tak olbrzymiej satysfakcji po seansie. Ten film należy wypromować a recenzenta wymienić, gdyż jest jak „dziecko we mgle” ;)
pzdr
Całkiem nowe podejście do tematu, nawet ten nos z wyprzedaży nie przeszkadza:)
Polecam 8/10
Jednym z aspektów świadczących o geniuszu tego filmu jest to, że jego interpretacja daje tak wiele możliwości, że każdy powinien coś z filmu wynieść. Sądzę, że jeżeli ktoś tego nie potrafi, to komentuje tekstem w stylu: „Ink nie jest filmem złym”. Jeżeli ktoś czegoś nie rozumie (a niestety takie odnoszę wrażenie względem autora recenzji), nie powinien się na ten temat krytycznie wypowiadać.
Piszecie o mistyce, pięknie, ‚stanach mrocznych’, abstrakcji, przekazie, braku zrozumienia, wielorakich interpretacjach…
Gdzież one? Czy znajdzie się choć jeden wielbiciel tego filmu, który obroni swej opinii w rzeczowy sposób?
Co do samej recenzji, to jak widać, największym jej grzechem jest wyważona opinia, miast przyłączenia się do chóru pochwalnego.
nie jestem krytykiem. za to do inka niewiele mi brakuje. film dal mi duzo do przemyslenia i ciesze sie ze go ogladalem. po prostu genialny. juz wplyna na moje postepowanie i mam nadzieje ze go nigdy nie zapomne. polecam. tata
Zupełnie nie zgadzam się z krytyczną częścią tej recenzji. Przede wszystkim „Ink” jest filmem możliwym do zrozumienia jedynie, gdy dokładnie przyjrzymy się mistycznemu i chrześcijańskiemu podłożu fabuły. Zarówno struktura świata przedstawionego, wielotorowość historii, ewidentne podzielenie czasu na kairos i chronos, jak i każda postać; wreszcie szpital – kościół („Lutheran”), w którym odbywa się ostateczna walka o duszę zarówno ojca jak i dziecka – wszystko to staje się zrozumiałe i jasne dopiero postrzegane przez pryzmat chrześcijaństwa. Wtedy także film przestaje być „dziurawy”, bo luki, o których pisze autor recenzji, stają się „rozycztywalne”.
W tym roku nie widziałam jeszcze tak pięknego filmu! Niezwykle poruszający, może i recenzent się ze mną nie zgodzi, ale w filmie zawartych jest wiele często niedostrzeganych przez nas problemów, nie będę rozpisywać, bo chyba każdy oglądający jest w stanie kilka spostrzec. Postać John’a jest zaślepiona sukcesami zawodowymi, zapomniał zupełnie o własnej córce, nawet nie odwiedził jej w szpitalu… Czy to jest ojciec?! Jednak dzięki tym postaciom z „innego świata” przechodzi metamorfozę. Może i film nie trzyma w napięciu przez 3/4 filmu (nie wiem, nie liczyłam), ale ostatnie minuty filmu potrafią człowieka wybić w równowagi. Jeśli ktoś zrozumiał przesłanie filmu, na pewno choć trochę się wzruszył. Efekty dźwiękowe już na samym początku nie zwiastują bajeczki… Zdecydowanie polecam film, szczególnie wieczorem, trzyma napięcie ;)
Jeśli bardzo się chce, zawsze można znaleźć słaby punkt nawet najdoskonalszej całości. Można, a i owszem, rozebrać dzieło na części pierwsze i pod lupą szukać usterek i niedociągnięć. „Ink” poruszył moją wyobraźnię i wrażliwość, zachwycił niebanalnymi postaciami, które wzbudzają autentyczne emocje, sympatię bądź niechęć. Nie będę pisać o niedoskonałościach, bo nie o to chodziło. A przynajmniej mnie to w żadnej mierze nie interesuje.
A ja nie rozumiem tego filmu..
Film oglądałem kilka lat temu i do dzisiaj nie mogę zapomnieć. Zdarza mi się, że mimowolnie medytuję nad postawą postaci i problemach sytuacji, które INK przedstawia. Bardzo rzadko widuję tak poruszające filmy. Rzeczywiście, można się w nim dopatrzeć chrześcijańskiej teologii, która zachęca do głębszego spojrzenia na nasze życie (teraźniejsze i te po śmierci). Jakie ono będzie – film pokazuje – że wybór należy do mnie i do Ciebie. Polecam wszystkim!
mnie również zdziwiła recenzja,ale potwierdziły sie też moje przypuszczenia że nie każdy jest w stanie zrozumieć przekaz filmu a w szczególności nie zrozumieją go te osoby które nie znają teologi chrześcijańskiej. Film też pozostawia nieco do wlasnego rozważenia a więc inspiruje do dalszych przemyśleń na temat naszego życia. Ja ten film nazywam po prostu filozoficznym, ponieważ została w nim przedstawiona pewna filozofia, podobnie do filmu matrix. Polecam, najlepszy film jaki widziałam od kilku lat.