Wygląda na to, że Ridley Scott wysmażył kawał tradycyjnego, ale solidnego kina historyczno-awanturniczo-przygodowego. Blanchett z rozwianym włosem, Crowe strojący miny jak za czasów „Gladiatora”… Jest tylko jeden problem.
Przynajmniej dla mnie. Bo należę do tego skrzywionego pokolenia, które uznaje tylko jednego i słusznego Robina z Sherwood.
Nowe fotosy:
[via FirstShowing]
Tweet
Po wielu buńczucznych zapowiedziach, wygląda na to, że w końcu dostaniemy kolejnego typowego, acz fajnego i pewnie brutalniejszego od większości, Robin Hooda. Nie jestem pewien czy to wystarczy aby film nie zlał mi się z rzeszą jego poprzedników. Na razie jestem nastawiony do tytułu obojętnie. Natomiast coś czuję, że efektem ubocznym narastającej kampanii promocyjnej będzie odświeżenie sobie wspomnianego „Robina z Sherwood”. Nadszedł czas, żeby w końcu sprawdzić czy legenda z dzieciństwa sprosta poprzeczce wysoko postawionej przez seriale HBO.
Coś mi to ‚Królestwem niebieskim’ śmierdzi. Może będzie na czym zawiesić oko, ale chyba nic więcej.
Moglby sie wziac za cos porzadnego, np „Viktorie” o odsieczy wiedenskiej :) I jeden i drugi by sie idealnie nadawali.
Jakoś kurde nie rusza, może wyrosłem z takich filmów. Wolę jakoś Robina z linku na YT
Robin z 1980 był jedyny w swoim rodzaju. Szkoda, że te wszystkie „kinówki” pozbawione są tego jego „mistycyzmu” :(
No i tamta muzyka!!!