Dialog to bodajże najlepsza broń w jaką wyposażony jest filmowiec. Tania, skuteczna, o kalibrze który przewyższa wszystkie pozostałe środki wyrazu. Słowa budują historię, nadają jej znaczenie, określają kontekst sytuacji. Są niczym dłuto, które rzeźbi w audiowizualnej materii.
„Lucy Dreams” to (wbrew temu co sugeruje tytuł) dzieło naszego rodaka – ucznia Warszawskiej Szkoły Filmowej, Wojciecha Mosiejczuka.
Strona oficjalna Wojciecha Mosiejczuka: www.mosiejczuk.pl
Tweet
Teza chybiona maksymalnie. Dialog jest tylko jednym z pośledniejszych narzędzi jakimi dysponuje filmowiec. Dialog, słowo, to domena literatury. Film najpierw buduje się obrazem, montażem, efektem dźwiękowym… dialog to dodatek. Film w którym akcję popycha dialog to tylko słuchowisko z obrazkami. Owszem, można zbudować film na dialogach o wszystkim albo o niczym ale takich ludzi jak Tarantino czy Woody Allen można policzyć na palcach jednej ręki.
Słowo to narzędzie tanie ale obniżające wartość samego filmu jeśli mówi coś zamiast pokazać.
Oczywiście – można opowiedzieć historię za pomocą obrazu, montażu, efektów dźwiękowych, gry aktorskiej i muzyki. Jednak wystarczy jedno zdanie, aby nadać całości zupełnie inny sens i przekreślić dotychczasowy obraz, jaki zdążył się wytworzyć w głowie widza.
Pean na cześć dialogów zilustrowany filmikiem ładnym, a dialogowo to raczej banalnym? Pachnie szyderą, panie redaktorze!
Parafrazując: szyderstwo tkwi w ustach szydzącego;)
„jedno zdanie” owszem ale nie potok słów. Film to obraz a dialog jest w nim tylko dodatkiem. Sam nakręciłem film opierający się na dialogach, a owszem ale były one osadzone w pewnym obrazie i oderwane od niego nie istniałyby w ogóle.
Nawet jeśli trafiają się filmy z dialogiem tak dobrym, że jest wartością samą w sobie to akurat ten filmik do nich nie należy. Płytka metafizyka na poziomie licealisty… typowy film studencki, przegadany i przewidywalny.
„można opowiedzieć historię za pomocą obrazu, montażu, efektów dźwiękowych, gry aktorskiej i muzyki.” Nie można, TRZEBA. W innym wypadku mamy do czynienia z książką lub teatrem telewizji.
A sam filmik banalny – mam też wrażenie, że twórca był pod wpływem Incepcji, gdy to robił. Takie se.
Film to przede wszystkim obraz, potem warstwa dźwiękowa, której dialog jest tylko częścią i to wcale nie najważniejszą. Nietrudno wyobrazić sobie film bez dialogu, bez muzyki lub bez dźwięku, ale film bez obrazu? No nie wiem :)
Na pewno nie zgodzę się, że dialog „przewyższa pozostałe środki wyrazu” filmowego. Jeżeli by tak było aktorstwo, montaż i przede wszystkim inscenizacja musiałyby być temu podrzędne. Nawet ten kiepsko dobrany do Twojej tezy film udowadnia, że pomimo sztywnych i płaskich dialogów, przemyślana inscenizacja potrafi w jakimś stopniu uratować sytuację, a poprawny choć w sumie niewiele dodający montaż sprawia, że przez film można przebrnąć w miarę bezboleśnie.
Słowa najczęściej nie budują historii, nie nadają jej znaczenia i nie określają kontekstu sytuacji. Jeżeli tak się dzieję to mamy do czynienia ze słabym filmem gdzie wszystko zostaje nam powiedziane a nie pokazane.
Prawie we wszystkim zgadzam się z „mk”. Prawie, bo nie uważam aby Allen i przede wszystkim Tarantino budowali swoje filmy na dialogach. Owszem, mogą one odgrywać u nich ważniejszą rolę niż u innych, ale nie sądzę aby filmy były na nich budowane. Wystają z nich to fakt, są zauważalne i zapadają w pamięci, ale gdyby nie kupa innych rzeczy zaraz byśmy o nich zapomnieli.
Czy napisałem, że film można zbudować za pomocą _jedynie_ dialogów?
Nie napisałem.
Prawda jest taka, że film nie jest nowym, niezależnym środkiem wyrazu. To amalgamat, wyrosły na bazie mediów z których ludzkość korzystała praktycznie od zawsze. I oczywiście: jest wiele filmów które znakomicie radzą sobie bez użycia dialogu, bo nie jest on elementem niezbędnym.
Inną sprawą jest Wasza teoria, którą streścić można słowami „pokazuj, nie opowiadaj”. Gdzie w takim razie miejsce dla wyobraźni, możliwości interpretacji. Miejsce dla niedomówień?
Duża część najlepszych filmów SF (a gatunek ten przywołuję nie bez kozery) swoją wielkość opiera właśnie na fakcie, że pewne rzeczy zostały jedynie napomknięte. Przekazane widzowi poprzez dialogi.
Bez zbędnej audiowizualnej nadbudówki.
„Inną sprawą jest Wasza teoria, którą streścić można słowami „pokazuj, nie opowiadaj”. Gdzie w takim razie miejsce dla wyobraźni, możliwości interpretacji. Miejsce dla niedomówień?”
Zakładasz, że pokazując obrazy nie można opowiadać? Film opowiada historie głównie obrazami i właśnie dzięki temu wiele zostaje niedopowiedziane co pobudza wyobraźnię i daje wiele możliwości interpretacyjnych. Banalny przykład eksperymentu Kuleszowa pokazuje, że niemal ascetycznymi środkami wizualnymi można opowiedzieć jakąś historię, zaangażować widza. I jest to chyba dużo lepsze niż gdyby aktor powiedział „no kurcze, zjadłbym coś”. Tu nie ma możliwości na interpretacje – facet jest głodny i szlus.
„Zakładasz, że pokazując obrazy nie można opowiadać?”
Poddaję się.
nie napisałeś „jedynie” a owszem natomiast ten, jak to określił Negrin, pean na cześć dialogu do tego w połączeniu z dość przeciętnym filmikiem, którego jedyną wartością są niezłe, dość niepokojące zdjęcia (które jednak niemal od samego początku zdradzają o co chodzi).
Pytasz gdzie miejsce do niedomówień i wyobraźni. No własnie… Na tym polega magia kadrowania, montażu żeby za pomocą obrazu pokazywać tylko to co konieczne. Mówiąc „pokazać” mam na myśli też to wszystko czego się nie pokazuje ale wizualnie implikuje pewne możliwości.
Tak samo dialog jeśli jest „kawa na ławę” traci cały sens i siłę. Dobry dialog wprowadza w klimat, przemyca sugestie… A jeśli już musi przekazać większą ilość informacji to trzeba go dobrze wpleść w akcję. Weźmy pierwszego Terminatora… gdyby Reese recytował na stojąco kim jest, skąd przybył, że będzie wojna z maszynami bla bla to byłaby kaszana. Cameron to wiedział i wsadził ten dialog do sceny akcji. I to zagrało.
Jeśli aktor mówi na przykład „smutno mi” zamiast to zagrać to mamy do czynienia z dennym aktorem i idiotycznym scenariuszem. Dodajmy do tego potęgę montażu. Niektórzy wątpią w tzw. eksperyment Kuleszowa ale zapewniam, że to działa. Dialog jest tylko jednym z narzędzi dostępnych dla filmowca i do tego na dość odległym miejscu na liście.
Ty podparłeś się jakąś fatalnie zagraną paplaniną głosząc apoteozę dialogu jako „bodajże najlepsza broń w jaką wyposażony jest filmowiec. Tania, skuteczna, o kalibrze który przewyższa wszystkie pozostałe środki wyrazu. ” – to dość jednoznaczna deklaracja wyższości dialogu. W sumie nikt ci nie broni ale przynajmniej popieraj tę tezę lepszymi filmami.
@Koleś – co do Tarantino i Allena to zgadzam się – po prostu wyszedł mi skrót myślowy.
W sumie ja mogłem się poddać po wielce trafnym haśle „Inną sprawą jest Wasza teoria, którą streścić można słowami „pokazuj, nie opowiadaj”.”, ale tego nie zrobiłem. Chcesz podyskutować czy wykręcać się tym śmieszno-smutnym półsłówkiem? Może lepiej powiedz jakie wg Ciebie są te filmy SF, gdzie „rzeczy zostają napomknięte, przekazane przez dialogi” i jak to wpływa na wyobraźnię. Ciekawe, że użyłeś słowa „napomknięte”, bo ja to rozumiem tak, że nie wszystko zostało powiedziane, a siła drzemie w tym co nie zostało powiedziane, a zasugerowane innymi środkami wyrazu.
W podlinkowanym przez Ciebie filmie nic nie jest sugerowane dialogiem. Sugestywna jest do pewnego stopnia inscenizacja, sugestywne są zdjęcia, sugestywna jest muzyka. Dialog jest mierny, a film puszczony bez dźwięku jest moim zdaniem lepszy głównie dlatego, że nie słychać o czym oni pierdzielą. W sumie to chciałbym się także dowiedzieć dlaczego wybrałeś ten film do poparcia swojej śmiałej tezy? Co w tych dialogach skłoniło Cie do napisania, że „Dialog to bodajże najlepsza broń w jaką wyposażony jest filmowiec.” Moim zdaniem tą bronią ten konkretny filmowiec strzelił sobie w stopę.
@Mefisto „Nie można, TRZEBA. W innym wypadku mamy do czynienia z książką lub teatrem telewizji.”
Z tym teatrem telewizji to się tak nie rozpędzaj, widziałeś „Kurację” Smarzowskiego?:)
„Duża część najlepszych filmów SF (a gatunek ten przywołuję nie bez kozery) swoją wielkość opiera właśnie na fakcie, że pewne rzeczy zostały jedynie napomknięte. Przekazane widzowi poprzez dialogi.
Bez zbędnej audiowizualnej nadbudówki” – no, szczególnie 2001 :P Pogrążasz się, D’ :P
Dobry wpis i niepotrzebna napinka.
czadowo, że tak krótki /polski/ film wzbudził tyle komentarzy, a niejednokrotnie dłużyzny pozostają bez echa /klasa/