Kiedy Matthew Vaughn ogłosił, iż będzie reżyserować kolejny film o X-Menach, wydawało się to wyjątkowo trafnym wyborem. Udowodnił już wcześniej, iż żadna konwencja filmowa nie jest mu obca – czy chodzi o świat komiksowych superbohaterów właśnie („Kickass”), inteligentne kino gangsterskie („Przekładaniec”) czy baśniowe światy („Gwiezdny Pył”). Jednak pomysł Vaughna na to, by opowiedzieć o początkach szkoły dla mutantów i co się z tym wiąże, przenieść akcję w lata sześćdziesiąte, wydawał się dość ryzykowny. Czy ryzyko się opłaciło? Myślę, że tak.
W wywiadach dało się zauważyć, że Vaughna podobnie jak Bryana Singera, od początku bardziej interesowały same postacie i ich problemy, niż czysta akcja i spektakularne potyczki. Co więcej (podobnie jak w „Strażnikach” Snydera) pomysł by umieścić superbohaterów w konkretnej epoce i uczynić z nich obserwatorów i aktywnych uczestników znanych wydarzeń polityczno-społecznych, tylko nadal obrazowi dodatkowego filmowego smaczku.
Pierwszy zwiastun mnie nie rozczarowuje – jedynie sprawia, iż coraz niecierpliwej wyczekuję 2 czerwca.
httpvh://www.youtube.com/watch?v=80ZaspDeoUQ
[via Total Film]