Ekranizacji „Portretu Doriana Graya”, jedynej powieści Oscara Wilde’a, było już kilka. Tym razem zabrał się za nią Oliver Parker, który ma już na swoim koncie adaptacje dwóch sztuk Wilde’a, „Męża idealnego” i „Bądźmy poważni na serio”, a ostatnim jego filmem na naszych ekranach były nieco dziwne „Dziewczyny z St. Trinian”. W roli Doriana Graya zobaczymy Bena Barnesa, co niestety nie napawa mnie optymizmem, bo zrobił na mnie średnie wrażenie jako książę Kaspian, a towarzyszyć mu będą m.in. Colin Firth, Emilia Fox i Rebecca Hall.
Zaprezentowany właśnie plakat też nie jest zbyt zachęcający, ale „Portret Doriana Graya” jest jedną z moich ulubionych brytyjskich powieści, więc pewnie wybiorę się do kina. Przypominam, że bohaterem, zarówno książki, jaki i filmu, jest piękny młodzieniec, który swym wyglądem i sposobem bycia wzbudza powszechną sympatię. Zafascynowany jego urodą malarz, postanawia uwiecznić go na portrecie. Wkrótce Dorian poznaje pewnego lorda, egoistę i cynika i ulega jego negatywnemu wpływowi. Staje się zarozumiały i arogancki, ale wie, że jego uroda szybko minie, wypowiada więc życzenie – chciałby być wiecznie młody, nawet za cenę swej duszy. Niedługo okazuje się, że portret w niesamowity sposób to życzenie spełnia.
„Portret Doriana Graya” to studium ludzkiej natury, opowiada o dążeniu do zaspokojenia swych pragnień za wszelką cenę, o fascynacji złem. Wilde przedstawił w nim także swoją koncepcję sztuki. Słynny jest z niej cytat: „Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są tylko książki dobrze napisane i źle napisane”.
Powieść wzbudziła też kontrowersje ze względu na homoseksualne aluzje (sam Wilde był biseksualistą).
Mam nadzieję, że film będzie miał choć ułamek fantastycznego (dosłownie i w przenośni) klimatu powieści.
[via movieblog.com]