„9” – recenzja

9-0

Nowa pełnometrażowa wersja „9” Shane’a Ackera rozczarowuje. Krótkometrażówce tego reżysera, na której jest oparta, nie dorównuje przede wszystkim klimatem – na płyciznach scenariusza przepadły groza i tajemniczość. Po prostu rozciągnąć 11 minut do 80 to trochę za mało.

nine_ver2

Kraj: USA

Rok Produkcji: 2009

Reżyseria: Shane Acker

Scenariusz: Pamela Pettler, Shane Acker

Obsada:

Elijah Wood
Christopher Plummer
Jennifer Connelly
John C. Reilly

Z żalem donoszę, że dawno nie wyszłam z kina tak rozczarowana, jak po seansie ‘9’ Shane’a Ackera. Faktem jest jednak, że moje oczekiwania były bardzo duże. Przede wszystkim, nie mogłam się tego filmu doczekać jako rozwinięcia znakomitej krótkometrażówki, której postapokaliptyczny klimat, a także animacja i ciekawy wygląd postaci zrobiły na mnie swego czasu spore wrażenie.

9-1

Scenariusz filmu ewidentnie pisany był na kolanie. Jakaś historia musi być, ale wystarczy pretekstowa. Po co silić się na oryginalność, czy, nie daj boże, przesłanie, na które zresztą spokojnie znalazłoby się miejsce – te dziewięć postaci mogło unieść przemyślenia np. o różnych postawach wobec ostatecznego zagrożenia czy chociaż o tym, jak to skomplikowana może być dusza ludzka. Dostaliśmy banalną historyjkę o dziewięciu kukiełkach walczących z maszynami, które zniszczyły ludzkość. Po co jednak ratować resztki człowieczeństwa, okruchy życia, kiedy na świecie już tego życia tak naprawdę nie ma? Chyba tylko po to, by te niby-ludziki na nowo przebudziły wroga tylko i wyłącznie na własną już zgubę.

9-2

Zawiązanie akcji następuje, kiedy tytułowy bohater przykłada tajemniczy przyrząd w miejsce z pasującymi do niego oznaczeniami, a każde dziecko wie, że takich rzeczy się nie robi, zwłaszcza w siedzibie wroga. No właśnie, gdyby jeszcze „9” skierowane było do dzieci, tłumaczyłoby to jakoś miałkość przesłania o wartości współpracy, a także ckliwe, kiczowate zakończenie. Tak chyba jednak nie jest, zwłaszcza biorąc pod uwagę ponury klimat pokazanego świata i wygląd oraz zachowanie się maszyn. Ciężko określić grupę docelową tego filmu, ale oceniając po zwiastunach przed seansem, dystrybutorzy postawili, zdaje się, na nastolatków („Zmierzch” itp.). Nie dziwię się, że nie wiedzieli, co z tym fantem począć.

9-3

Wracając do bohaterów, to skandalem była oparta na nich promocja filmu, w której na plakatach i w klipach z planu podkreślano, jak te kukiełki są zróżnicowane, zindywidualizowane. Głosów użyczyły im takie gwiazdy jak Elijah Wood, John C. Reilly, Christopher Plummer czy Jennifer Connelly. Tylko co z tego, kiedy postacie są rozczarowująco płaskie, a z ich ust pada bardzo niewiele, trywialnych słów? Poziom dialogów jest doprawdy niski. Wszystko to sprawia, że trudno jest utożsamiać się z bohaterami i kibicować im. Nie udało się Ackerowi wywołać w widzu emocji, jakie towarzyszyły oglądaniu krótkometrażowego „9”. Nie ma tu ani przygnębienia postapokaliptyczną wizją, ani napięcia w scenach akcji, ani zaciekawienia kukiełkami. Oryginalny film wywoływał pytania, o to, co też się w tym świecie wydarzyło, co to za maszyny, skąd się wzięły, czym są tajemnicze, małe stworzenia, czy naprawdę żyją, co oznaczają ich numery, itp., itd. Odpowiedzi okazały się rozczarowujące i banalne. Bez emocji „9” nudzi i ciężko mi było wysiedzieć w kinie nawet te 80 minut.

9-4

Film z pewnością broni się animacją, w sumie tylko scenografia jest w nim przekonująca, choć wizualnie bohaterowie i maszyny też prezentują się ciekawie. Będąc w dziedzinie animacji laikiem, mogę tylko podejrzewać, że technicznie niewiele można Ackerowi zarzucić. Jeśli jednak obejrzeliście „9” z 2005 r. i śledziliście promocję nowej wersji filmu, niewiele będzie Was w stanie zaskoczyć – widzieliście już praktycznie wszystko.

Dla fanów producenta „9”, Tima Burtona, też nie mam dobrych wieści – jeśli coś tu od siebie dał, to najwyżej fundusze, nie czuć tu jego ducha. Może i dobrze, że się nie wtrącał, bo poważna postapokalipsa to nie jego klimaty. Skoro jednak i tak zmarnowano oryginalną wizję Ackera, może odmienienie jej po burtonowsku sprawiłoby, że oglądalibyśmy przynajmniej coś nowego. Tymczasem tyle w „9” scen akcji, a tak mało fabuły, że bardziej kojarzy mi się to z drugim producentem, Timurem Bekmambetowem. W rezultacie ten film jest tak zimny i bezduszny, jak maszyny, których każe nam się bać.

Dodaj komentarz