Killer Joe

William Friedkin czasy swojej filmowej świetności ma już dawno za sobą, jednak dzięki współpracy z dramaturgiem Tracy Lettsem udało mu się niejako powrócić do dawnej formy (choć na mniejszą skalę). „Killer Joe” to już drugi wspólny projekt obu panów, a pierwsze recenzje z tegorocznego festiwalu w Wenecji jedynie potwierdzają, że jest to kooperacja jak najbardziej pomyślna.

Ich pierwszym wspólnym filmem był niedoceniany „Bug” z 2006 roku. Wyjątkowo niepokojące studium paranoi z jak dotąd najlepszą kreacją Michaela Shannona. „Killer Joe” jest  produkcją utrzymaną w nieco lżejszym tonie, jednak podobnie jak „Bug” może pochwalić się solidną grą aktorską i wyjątkowo udanym transferem z teatru na kinowy ekran.

Historia skupia się na dwudziestodwuletnim dilerze (Emile Hirsch), który nie mając wystarczającej sumy do spłaty długu, wpada na pomysł usunięcia swojej wyrodnej matki i zgarnięcia potrzebnych pieniędzy z jej polisy ubezpieczeniowej. Jednak by tego dokonać potrzebuje usług profesjonalisty – tytułowego Killer Joe (Matthew McConaughey) – który do momentu kiedy pojawi się kasa – w ramach tak zwanego „zabezpieczenia”- zatrzymuje jego siostrę, Dottie (Juno Temple).

Matthew McConaughey po latach grania w głupawych komediach romantycznych, wreszcie doczekał się roli na miarę swojego debiutu w „Czasie Zabijania”. Ponownie jest „dżentelmenem z Południa” , jednak tym razem gładkie słówka i nienaganne maniery kryją zimną osobowość o dość mrocznym zacięciu (m.in. ta zaskakująca kreacja aktora jest przedmiotem wielu pochwał weneckich recenzentów). Lubię takich bohaterów i lubię McConaughey’a w wydaniu mocno „południowym”, więc bardzo jestem ciekawa jego roli , a po niesamowitym „Bug”  kolejny film spółki Freidkin i Watts witam z nieukrywaną radością.

httpv://www.youtube.com/watch?v=dJlhEGrQM60

Ps. Co ciekawe, w wersji teatralnej „Killer Joe” w jedną z ról wcielił się Michael Shannon, który potem zagrał w filmowej wersji wspomnianego „Bug”.

[za The Playlist]

Dodaj komentarz